poniedziałek, 9 stycznia 2017
Józef Piłsudski (1929): "Nie dawałem pracować wszystkim trzem sejmom"
"NIE DAWAŁEM PRACOWAĆ WSZYSTKIM TRZEM SEJMOM" - Józef Piłsudski (1929)
W czerwcu 1929 r. wpadł do mnie do biura p. Marszalek Senatu dr. Szymanski i zaczął biadać nad tem, co się w Polsce dzieje. W rozmowie rzucił zdanie, że ja jeden mogę i powinienem mówić z Marszałkiem Piłsudskim. Odpowiedziałem, że po tych jego pismach wątpię, czy mnie przyjmie. P. Szymański pojechał do Sulejówka i po rozmowie z Marszałkiem powiedzial mi, że Marszalek Piłsudski gotów jest przyjąć. Miałem więc napisać list z zapytaniem, kiedy mogę złożyć wizytę.
W Belwederze wróciłem uwagę Marszałka Piłsudskiego
NA DWIE GŁÓWNE RZECZY.
Pierwsza: na początki kryzysu. Druga: na konieczność stworzenia większości w Sejmie, aby Sejm wraz z Rządem mógł kryzys przetrwać bez katastrofy.
Czy miałem wtedy rację? czy radziłem dobrze? - niechaj sądzi o tem społeczeństwo, które ugina się dziś pod brzemieniem kryzysu i zżyma się na "hocki-klocki" konstytucyjne, igrające sobie wśród morza nędzy ludzkiej.
W rozmowie w Belwederze padły wtedy słowa, od których mi się nieswojo zrobiło. Usłyszałem tam [od Piłsudskiego]:
"NIE DAWAŁEM PRACOWAĆ WSZYSTKIM TRZEM SEJMOM"
Po mojem ostrzeżeniu p. premier Świtalski pojechał rządowem autem na wakacje do Biarritz, wódz BB [Bezpartyjnego Bloku] p. Sławek także do Biarritz, a ja zostałem w parę miesięcy potem zbesztany i wyszydzony w artykule pt. "Gasnącemu światu". Przepowiednie p. Sławka spełniały się coraz dokładniej. Zemstą rozkoszowano się na zimno"
Ignacy Daszyński, Słowo do "waletów", Gazeta Robotnicza, Katowice, 5 czerwca 1930. s. 2.
Akurat demokracja parlamentarna w kraju takim jak II RP, z mniejszościami narodowymi, z podziałem pozaborczym i zniszczonym szeregiem wojen i powstań była najgorszym możliwym rozwiązaniem.
OdpowiedzUsuńJeśli Piłsudski "nie pozwalał" na coś sejmom to należy to rozpatrywać, nie w kontekście "nie pozwalania" w ogóle a w kontekście "nie pozwalania na co"!
Należy rozpatrywać w kategorii inspirowania nieustannych konfliktow i przesileń rządowych, również po majowym puczu zresztą, za pomocą mniejszości i masońskich agentów Pilsudskiego ulokowanych w róznych partiach i stronnictwach. Jedyną "niewybaczaną" wadą tych sejmów bylo nieprzyznanie nieograniczonych uprawnień, równych carskim, że gdy wjeżdząl do miast, nie bily dzwony, nie grzmialy dziala, a ludność nie wychodzila i nie witala chlebem i solą. Z przewrotu majowego najbardziej zadowolnona byla mniejszość żydowska i masoneria
OdpowiedzUsuń"Po zamachu majowym stronnictwa żydowskie, a co za tym idzie i prasa, stanęły po stronie Piłsudskiego. Nie tylko dlatego, że doszedł do władzy. Ważniejsze w tym wypadku było to, kogo tej władzy pozbawił. Prawica, a przede wszystkim endecja, zostały pokonane. Rządy, na które prasa żydowska skarżyła się od chwili ich powstania, przestały istnieć i nie miały szans – dzięki Piłsudskiemu – do władzy powrócić. Jego niezwykle surowa ocena osób wchodzących w skład poprzednich rządów, negatywny osąd nie tylko działalności politycznej, ale także moralności polityków prawicy, były niemal takie same, co opinie na ten temat mniejszości żydowskiej. Trudno wiec się dziwić, że zamach majowy i wypowiedzi Piłsudskiego zostały przyjęte z entuzjazmem. […] I oni i Piłsudski twierdzili zatem to samo – zamach był oczyszczeniem, sanacją."
www.jhi.pl/blog/2015-11-10-wodzu-nasz-pilsudski
A jakie były szanse na utworzenie rządu przez eNDecję nawet gdyby Piłsudski nie "mieszał" w sejmach?
UsuńW tym rzecz, ponieważ w wyniku wyborów 1922 PSL - "Piast" miał 70 mandatów, Chrześcijański Związek Jedności Narodowej 163 mandaty, czyli łącznie 233, czyli 11 mandatów więcej niż polowa wszystkich mandatów wynosząca 222. Dla porównania: PPS - 41, PSL"Wyzwolenie" 49, mniejszości łącznie - 91. Czyli już od pierwszego dnia po wyborach 1922 była możliwość utworzenia rządu większościowego. Paradoksalnie, kiedy te dwie partie: chadecka ludowa Witosa stworzyły samodzielnie tzw. trzeci rząd Witosa, po 4 dniach od jego powołania Piłsudski, wyczerpawszy dostępne mu środki formalne i nieformalne, za pomocą których przez 4 lata blokował powstanie tego rządu, sięgnął po środek ostateczny - wojskowy zamachu stanu.
UsuńZamachu stanu nie przygotowuje się przez cztery dni, tylko zdecydowanie dłużej. Ale załóżmy sukces koalicji, jaki mieli program, poza tym by trzymać ludzi Piłsudskiego z dala od koryta? Bo jak już brać władzę to po coś.
UsuńNie wiem, skąd taka myśl, że wojskowy zamach stanu w maju 1926 był wydarzeniem spontanicznym, podjętym z dnia na dzień? Rzeczywistość faktyczna była zupełnie inna. Po pierwsze - wg Andrzeja Garlickiego o przejęciu władzy w drodze zamachu stanu Piłsudski przemyśliwał już od 1922 r. Po drugie - swój powrót do życia politycznego w sposób zawoalowany, ale czytelny, Piłsudski zapowiedział w swoim przemówieniu na zjeździe legionistów we Lwowie 6.08. 1923 r.; motyw Kopciuszka skrzywdzonego przez zaplutego karła reakcji pojawił się zresztą wcześniej w jego mowie pożegnalnej w Sali Malinowej 3 lipca tego samego roku. Po drugie, jak przytacza Leon Chajn w swojej pracy Wolnomularstwie w II Rzeczypospolitej, już jesienią 1925 r., na kilka tygodni przed upadkiem Grabskiego Piłsudski wezwał do Sulejówka prof. Kazimierza Bartla, uprzedzając, ze jego właśnie przewiduje na premiera, i polecając mu wyzyskać tych kilka miesięcy na przygotowanie się do oczekującej go roli. Wg Pobóg-Malinowskiego Piłsudski miał wybrać Bartla na premiera głównie dlatego, iż należał on do sejmowego Klubu Pracy. Chajn pisze dalej: "premier wolnomularz nie był w tym rządzie osamotniony. Obok niego znaleźli się [masoni]: August Zaleski, Hipolit Gliwic, Wacław Makowski, Witold Staniewicz i Stanisław Jurkiewicz. Nie brak było pogłosek, że z wolnomularstwem byli związani także Witold Broniewski i Józef Mikułowski-Pomorski." Co do merytorycznej treści programu rządu ludowo-chrześcijańsko-narodowego premiera Wincentego Witosa w maju 1926, zachęcałbym do samodzielnych studiów w tym względzie.
UsuńSkąd taka myśl? Prosta konsekwencją słów "Piłsudski, wyczerpawszy dostępne mu środki formalne i nieformalne, za pomocą których przez 4 lata blokował powstanie tego rządu, sięgnął po środek ostateczny - wojskowy zamachu stanu".
OdpowiedzUsuńParti "chrześcijańskich" w warunkach demokracji nie rozumiem i nie trawię, z bardzo prostej przyczyny. Jeśli demokratyczna większość uzna za prawo coś niezgodnego z nauką Chrystusa, to partia "chrześcijańska" musi to uznać albo zaprzeczyć demokracji!
Pytam o zdolności rządzenia tej koalicji nie z niewiedzy ale raczej ze świadomością iż w szeregach "Witosowców" był spory odsetek osób delikatnie mówiąc "o nastawieniu sceptycznym do Kościoła". Zatem nie dlatego Piłsudski przeprowadził zamach stanu, że wyłonił się rząd większościowy, ale dlatego że skończył przygotowania akurat wtedy.
Nie bardzo rozumiem, co wspólnego ma wybrany przez Piłsudskiego moment wojskowego zamachu stanu z tym, jak się ma chrześcijaństwo do demokracji czy w ogóle sens istnienia chrześcijańskiej demokracji, albo jak przedstawiało się spektrum światopoglądowe w szeregach PSL-"Piast"? W dodatku przy takim postawieniu sprawy przez Pana można by odnieść wrażenie, że oto demokrata Piłsudski blokował przez 4 lata większościowy rząd chrześcijańsko-demoratyczno-narodowo-ludowy a w końcu w połowie maja 1926 zrobił swój wojskowy zamach stanu w obronie demokracji - bronił Polskę przed wprowadzeniem zasad zgodnych z nauką Chrystusa, a przez to sprzecznych z demokracją?
Usuń1 - Już napisałem "skąd taka myśl", proszę się zatem odnieść do własnych słów.
OdpowiedzUsuń2 - nie widzę powodu by mieć Piłsudskiemu za złe, ze gardził demokracją, skoro ja sam tez demokratą nie jestem. Obecna zarzuty względem Piłsudskiego są równie bezsensowne jak zarzuty środowisk postmagdalenkowych względem Kaczyńskiego że nie jest liberalnym lewicowcem... no nie jest! I jak dla mnie to plus przewyższający wszystkie inne minusy.
3 - "bronił Polskę przed wprowadzeniem zasad zgodnych z nauką Chrystusa, a przez to sprzecznych z demokracją?" raczej nie, bronił swoich wpływów, bronił swojej racji stanu, swoich ludzi, swojej wizji Polski. Nie oceniam czy były one słuszne, czy nie. Po prostu nie widzę sensu mieć za złe wilkowi że ni żywi się trawą.
Skoro nie jest Pan demokratą (rozumiem - przeciwnikiem prze, to nie bardzo jest dla mnie jasne, z jakiego powodu interesowało Pan, czy w maju 1926 byla możliwość stworzenia rządu, a kiedy okazało się że była taka możliwość, jaki był program tego rządu? Następnie dowiedziałem się, że chrześcijańska demokracja Panu nie pasuje, skądinąd narodowa demokracja tym bardziej. Ludowcy Witosa także nie dość katoliccy. Trzeba było dłuższej wymiany zdań, żeby się okazało, że jako przeciwnikowi demokracji parlamentarnej bliżej Panu do rządów NSDAP w Niemczech, albo fascistowskiej kamaryli "kombatantów" we Włoszech (nb. Piłsudskiego marsz na Warszawę w 1926 jako żywo przypominał Mussoliniego marsz na Rzym w 1922.) Jeśli dodać do tego nieskrywaną sympatię dla rządów wspieranych przez socjalistów i masonerię, niezależnie, "czy były one słuszne, czy nie", obraz Pańskich upodobań do takiej czy innej dyktatury dyletantów staje się coraz bardziej jasny. Trzeba było od razu tak mówić.
UsuńPodstawowe zasady etykiety internetowej
Usuńhttp://www.heuristic.pl/blog/internet/Netykieta-podstawowe-zasady-jak-byc-zawsze-mile-widzianym-internauta;116.html
Według Słownika Języka Polskiego zwrot "odnieść/odnosić się" oznacza: 1. "potraktować kogoś lub coś w pewien sposób",
Usuń2. "dotyczyć czegoś".
Inaczej mówiąc, oznacza to: wypowiadać się odnośnie kogoś/czegoś, wyrażać swój stosunek do kogoś czegoś. W związku z tym każda wypowiedź własna, zawierająca jakikolwiek pogląd w danym przedmiocie jest formą odniesienia się do niego. W tym stanie rzeczy obecnie Pański postulat (sugestia) odnoszenia się przez kogoś do swego własnego, wcześniej wyrażonego stosunku odniesienia się, sprowadzałby się w najlepszym razie do propozycji dyskusji z samym sobą, do jakiegoś rodzaju monologu, z równoczesnym starannym unikaniem wszystkiego, co stanowiłoby formę mojego odniesienia się do Pańskiego, nadal swobodnie wyrażanego własnego stanowiska. Inaczej mówiąc domaga się Pan szczególnego przywileju bycia poza wszelkimi zewnętrznymi odniesieniami, czyli pozostawania poza wszelką czyjąkolwiek krytyczną oceną. Odnoszę przy tym wrażenie, że pozostaje to, niestety, w znacznym związku z Pana dalece bezkrytycznym stosunkiem do własnych, swobodnie eksponowanych przekonań.
Przedstawia się Pan jako republikanin. Jako republikanin pod pretekstem niechęci do "partyjniactwa" pochwala Pan, jak słyszymy, wojskowy pucz w maju 1926, kładący kres istnieniu 8 lat liczącej republiki parlamentarnej (rzeczpospolitej) określonej konstytucją marcową po 123 latach zaborów i ustanowienie sanacyjnej dyktatury. Parlament zostaje pozbawiony w znacznym stopniu prawa kontroli wydatków rządowych (co jasno pokazuje sprawa Czechowicza) i zredukowany do roli narzędzia legitymizacji dyktatury. Marginalizacja polskiego parlamentu po maju 1926 r. znajduje szczególny wyraz w nielegalnym narzuceniu przez tę dyktaturę konstytucji kwietniowej z 1935 r. przy braku ok. 6 głosów wymaganych przez konstytucję), a politycznie i militarne doprowadza w stosunkowo krótkim czasie do klęski wrześniowej 1939 r.
Pozwolę sobie w związku z powyższym wyrazić pogląd, że tego rodzaju republikanizm, jaki Pan usiłuje reprezentować, niezwykle przypomina mi pod pewnymi względami "republikanizm" rzymskich cesarzy Kaliguli czy Nerona, a sięgając do bliższych nam czasów, republikanizm jakobiński w XVIII w. we Francji, lub bolszewickiego w Rosji w XX w. Pański rzekomy republikanizm wydaje mi się po prostu republikanizmem fikcyjnym, republikanizmem pozornym, nominalnym, mającym poprzez swoją filozofię i praktykę wiele wspólnego z taką czy inną, mniej, czy bardziej radykalną formą zupełnie innej ideologii - - ideologii negacji republiki, prowadzącej w istocie do podważenia jej podstaw i ostatecznej likwidacji.
Sprawa Czechowicza, czyli jak Piłsudski na nosie Trybunału Stanu zagrał
https://histmag.org/Sprawa-Czechowicza-czyli-jak-Pilsudski-na-nosie-Trybunalu-Stanu-zagral-9236
Proszę jeszcze raz przeczytać swoje słowa - a potem zastanowić się czemu nie robi Pan kariery politycznej - czemu projekty polityczne których powstanie głosił Pan tak szumnie jeszcze kilka lat temu - sczezły lub dogorywają...?
OdpowiedzUsuńJestem Republikaninem - nie uznaję prawa większość do dowolnego manipulowania państwem - czyli do demokracji! Nie uznaję też nomokracji - bo sklerotyczne przywianie do pewnych konstruktów prawnych zazwyczaj w dynamicznym świecie prowadzi do upadku. Republika - to twór elitarny a jednocześnie egalitarny. Nie wiem czy możliwy do realizacji, ale warty postulowania.
Dlatego nie popierając Piłsudskiego i jego zamachu - nie mam też żadnego sentymentu do demokracji parlamentarnej II RP.
Reszta to wyssane z palca insynuacje z Pana strony.
Politykę można rozumieć i realizować na bardzo różne sposoby. Jedni uważają, że jedyna droga realnego wplywu na sytuację polityczną prowadzi przez ławy poselskie i ciężką kasę z państwowych subwencji za przekroczenie 3% progu w wyborach. Inaczej zgoła wygląda sprawa, jeśli politykę postrzegać jako wpływanie na masową świadomość polityczną i rozumieć jako współodpowiedzialność z innymi za kształtowaniu postaw obywatelskich. Proszę sobie wyobrazić, kiedy blisko 10 lat temu powstawał blog Suwerenność Narodu Polskiego, a było to w dobie traktatu lizbońskiego i likwidacji polskiej suwerenności, słowo suwerenność państwa niemal w ogóle nie pojawiało się w obiegu, i to nie tylko w języku elit rządzących, ale i także tych rzekomo lepszych, opozycyjnych. Z kolei kategoria suwerenności narodu jako najwyższa zasada konstytucyjna pojawiała się z bardzo rzadka i to tylko w orzeczeniach Trybunału Konstytucyjnego oraz w fachowej literaturze prawniczej. Proszę ten obraz porównać sobie z obecnym językiem polityki - nie ma bodaj aktywnego polityka, który by się tymi pojęciami przynajmniej raz w ostatnim czasie nie posłużył publicznie.
OdpowiedzUsuńNie śmiałbym przy tym twierdzić, że jest to wyłącznie efekt istnienia i aktywnej obecności Suwerenności Narodu Polskiego w życiu publicznym. Nie można zarazem zaprzeczyć, że prawidłowo stawiając diagnozę i określając problem centralny znaleźliśmy się w czołówce intelektualno-ideowej nowego politycznego myślenia większej liczby ludzi polskiej polityki, o pilnej potrzebie afirmacji podmiotowości narodu i obywatela, w jakimś sensie wyprzedziliśmy swój czas. I to jest coś, z czego - myślę - można mieć poczucie pewnej satysfakcji.
Jeśli natomiast chodzi o projekty polityczne, które to rzekomo "sczezły lub dogorywają", to po pierwsze, nie należy w polityce zbyt szybko mówić "hop", podobnie jak "nigdy" - jak pamiętamy oddziały zwiadowcze armii Hitlera w pewnym momencie mogła już dojechać do centrum upragnionej Moskwy podmoskiewskim autobusem - czas pokazał, że celu tego nigdy już nie osiągnięto. Podobnie może być z federalnym superpaństwem europejskim pod niemiecką hegemonią, zwanym niekiedy IV Rzeszą. Pojawiają się bowiem tu i tam oznaki pewnego eurosceptycznego otrzeźwienia, jeśli nie odwrotu od tego projektu, którego fundamentem miał się stać traktat lizboński. Nawet jeżeli jest to obecnie jedynie swego rodzaju babie lato, poprzedzające mroźną eurofederalistyczną zimę, to myślę, że i tak każdy rok opóźnienia tego projektu może okazać się ostatecznie bezcenny.
Jeśli więc Pan się mnie dziś zapytuje, czy warto było tracić czas i siły, skoro wiadomo, że sprawa jest z góry przegrana, w obliczu przewagi zgodnego współdziałania różnego rodzaju zagranicznych i krajowych mafii [polityczno-finasowych], służb [specjalnych] i lóż [masońskich], to zbyt dużo trzeba by tu było powiedzieć. Powiem więc wielkim skrócie: żaden Polak, jeśli tylko czuł po polsku, nie był zdolny we wrześniu 1939 odczuwać schadenfreude z upadku Westerplatte, nieprawdaż? Do tego zdolny był tylko volksdeutsch lub inny polskojęzyczny renegat.
Odrobiny skromności bym prosił. Ile osób czyta pański blog? Regularnie komentuję tylko ja. Jaką zatem ma on "siłę rażenia"?!
OdpowiedzUsuńTak się np. składa że choćby Ziemkiewicz który dociera do kilku milionów odbiorców, też około 10 lat temu otwarcie zaczął pisać o swoich eNDeckich sympatiach. Jednocześnie zwątpienie w liberalną demokrację jako ucieleśnienie marzeń i snów przeciętnego Europejczyka i Amerykanina osiągnęło już takie rozmiary że nie daje się ich ukryć pod czapką goebbelsowskich mendiów.
Nie trudno też dostrzec że w Polsce o suwerenności narodowej zaczęło się mówić nie dzięki pańskemu blogowi ale na skutek wypowiedzi kilku działaczy PiS.
Reasumując.
Chcąc mieć wpływ na świadomość społeczną trzeba być słyszanym! Chcąc mieć wpływ na politykę trzeba dysponować dużymi pieniędzmi, czołgami albo tłumami gotowymi wyjść na ulicę. Kartkami wyborczymi zbyt łatwo jest manipulować i dlatego niszczenie demokracji jest ostatnim co mogę mieć Piłsudskiemu do zarzucenia.
Poniższy fragment zaczerpnięty został przez mnie ze źródła, masońskiego, z natury życzliwego Piłsudskiemu i obozowi sanacji:
OdpowiedzUsuń[Z uwagi na poglądy' "ówczesnej większości członków Wielkiej Loży Narodowej Rytu Szkockiego..."szkotów" uważano długo jeszcze po maju 1926 roku za instrument działań Piłsudskiego". Ta większość była zahipnotyzowana osobą marszałka i do końca życia była mu posłuszna i powolna. Nadal przywiązana do swojego pięknego "wczoraj", nie zdradzając w swoim przekonaniu ideałów postępu i demokracji - większość ta uprawiała kult wodza, wplatała laury w legendę Piłsudskiego, nie umiała wyrwać się z zaczarowanego kręgu jego magii. Wbrew wyznawanym poglądom usprawiedliwiała jego polityczne poczynania, ponosząc współodpowiedzialność za klęski demokracji.
[Większość "szkotów"] łamała w sobie różne wątpliwości, lecz uspokajała się "historyczną" koniecznością", utożsamiała polską rację stanu z losem marszałka. [...] Ta większość interpretowała wyborcze oszustwa jako "przełamanie doktryny przesadnego legalizmu", jako specyficzne luzy legalności", usprawiedliwiała brutalność posunięć Piłsudskiego "psychiką niegrzecznych dzieci", postulowała "pieredyszkę" dla zmęczonego terrorem społeczeństwa, kwestionowała faktyczną "taktykę" walki z lewicą i w sprawie Brześcia, a nade wszystko usilnie propagowała fikcję o demokratyczności pomajowych rządów, pomagała efektywnie wprowadzać w błąd postępową opinię w Europie. Większość ta, aby uspokoić własne sumienie, głosiła, że rosnąca w kraju niepraworządność, gwałty, i ludzka krzywda są zawinione tylko i wyłącznie przez otoczenie Piłsudskiego." (Leon Chajn, Wolnomularstwo w II Rzeczypospolitej, Czytelnik, Warszawa 1975, s. 435-6)
Przypomnijmy teraz sobie Pańskie niedawne opowieści o tej mitycznej elitarystyczno-egalitarystycznej republice, czyli wg wszelkiego prawdopodobieństwa, o rządach takiej, czy innej elity (masońskiej, arystokratycznej, pzemysłowo-finansowej, bolszewickiej, itd. itp.), przy zachowaniu pozorów równości praw, za wyjątkiem wyborczych, ma się rozumieć. W której to nb. Republice rządy prawa wg Pana także powinny zostać dość zrelatywizowane, by nie rzec skompromitowane - bo jak pamiętamy to dla Pana jakiś przeżytek, "sklerotyczne" wynaturzenie, analogicznie jak dla szkotów wymagające "przełamania doktryny przesadnego legalizmu".
Otóż wydaje się, że Pańskie rozumienie republiki zdaje się mieć właśnie wiele wspólnego z masońską "szkocką" koncepcją demokracji. Dość prawdopodobne, że pod wpływem masońskiej dialektyki, wypracowanej przez szkotów II RP, zdaje się Pan bardziej nienawidzić "demokrację" II RP, czyli prawowite, legalne rządy, będące w opozycji do zamachowca i de facto zdrajcy Piłsudskiego, niż kochać klasyczną republikę (opartą się - jak powszechnie wiadomo - na demokracji).
ad "Kartkami wyborczymi zbyt łatwo jest manipulować i dlatego niszczenie demokracji jest ostatnim co mogę mieć Piłsudskiemu do zarzucenia."
OdpowiedzUsuńJako krytyk Piłsudskiego jakoś się Pan przez cale dziesięć lat swojego komentowania na tym blogu nie dal się jakoś poznać, wręcz przeciwnie reaguje Pan na wszelką jego krytykę alergicznie. Proszę się więc z łaski swojej nie zasłaniać kartkami wyborczymi.
"Przez dziesięć lat dyskutowano w swoich kołach, projektowano i projekty ucinano, aby zadowolić Piłsudskiego, dla którego przeznaczono stanowisko prezydenta Rzeczypospolitej, odpowiedzialnego tylko przed Bogiem i historią. Ale zaledwie zdołano taki projekt konstytucji opracować i uchwalić [dokładniej - narzucić siłą, gdyż podczas głosowania zabrakło "sanatorom" ok. 6 głosów - przyp. J.R.], Piłsudski zmarł, po czym sanacja nie wahała się uchwalić ordynacji wyborczej zupełnie niezgodnej z demokratycznymi zasadami tej samej konstytucji, aprobowanymi przez Piłsudskiego.
Tak dla utrzymania się przy władzy sanacja pogwałciła własną konstytucję, która miała być zapowiedzią praworządności na przyszłość. Wybory do Sejmu przeprowadzono w sposób rozbójniczy, fałszując wyniki i fingując sztucznie udział wyborców, którzy w ogromnej większości uchylili się od głosowania.
Sanacja dopuściła się nowego pogwałcenia swej konstytucji, ustanawiając Rydza-Śmigłego „marszałkiem Polski”, współrządzącym z prezydentem Rzeczypospolitej. Gdy sędziwy generał Żeligowski wytknął to komisji wojskowej, pozbawiono go bezprawnie godności jej przewodniczącego, a następnie, przy okazji wyborów, mandatu poselskiego. Wybitny udział w tych bezprawiach mieli marszałkowie Sejmu i Senatu.
Sanacja „moralna” swymi bezprawnymi wyborami, nadużyciami urzędników, nieusprawiedliwionymi wyrokami sądów, samowolą administracji, korupcją i sprzedajnością pozostawiła straszliwe spustoszenie w duszach społeczeństwa, budząc wśród warstw ludowych niechęć do państwa i niszcząc ich radość z odzyskanej wolności oraz zaufanie do władz państwowych. Dzisiaj, patrząc na naród i kraj w niewoli, niechaj widzi w tym własne swoje dzieło."
Stanisław Głąbiński: Rządy sanacji w Polsce (1926-1939) cz. III
http://www.dzienniknarodowy.pl/2160/stanislaw-glabinski-rzady-sanacji-w-polsce-126-19/