W uchwale Komitetu Politycznego PiS nr 01/53/03/2012 z dnia 21.03.2012 r. w sprawie jedności prawicy
czytamy:
Politycy, którzy odmawiają współpracy w ramach jednej formacji lub opuścili szeregi Prawa i Sprawiedliwości, działają na rzecz partii szkodzących Polsce.Uchwałą wzywa się
tych naszych, do niedawna, kolegów partyjnych, którzy opuścili nasze ugrupowanie bez poważnych merytorycznych i programowych powodów, do szybkiego powrotu w szeregi Prawa i Sprawiedliwości. Wymaga tego dobro Ojczyzny, które musi być traktowane jako ważniejsze od osobistych interesów i ambicji. Tworzenie organizacji, działających na marginesie politycznych wydarzeń, ale uszczuplających elektorat prawicy (czyt.: PiS) choćby o ułamek procentów, jest szkodliwe i służy przeciwnikom Polski silnej, dostatniej, sprawiedliwej i liczącej się w świecie. Kto się na taki krok decyduje nie będzie mógł w przyszłości liczyć ani na zapomnienie błędów, ani na kandydowanie z list Prawa i Sprawiedliwości.
Tak oto po latach arbitralnej, by nie rzec - zamordystycznej polityki lidera PiS, której ukoronowaniem było
- storpedowanie konstytucyjnej obrony życia ludzkiego wiosną 2007,
- świadome i z zimną krwią wykalkulowane oddanie władzy w Polsce na osiem lat "siłom szkodzącym Polsce", czyli Platformie Obywatelskiej, w przedterminowych wyborach 2007, a także
- udzielenie przez opozycyjny PiS poparcia dla traktatu reformującego (lizbońskiego) wiosną 2008 r.
Jarosław Kaczyński waży się obecnie na krok wielce dramatyczny. Rzuca on mianowicie swego rodzaju polityczną anatemę, przekleństwo, na tych wszystkich byłych członków PiS, którzy odeszli z PiS z powodu takiego, a nie innego politycznego funkcjonowania tej partii i jej przywódcy.
Dysydenci państwa PO-PiS powinni, jak widać, publicznie okazać skruchę, pokajać się, przyznać się do popełnionych wobec prawicy (czyt.: PiS) grzechów, przyznać się do działania na rzecz wrogich Polsce ugrupowań, przeprosić za całe zło, które Polsce swoim nieodpowiedzialnym postępowaniem wyrządzili, a wówczas być może niektórzy z owych skruszonych zostaną zrehabilitowani, przywróceni na łono macierzystego (czyt.: macoszego) ugrupowania (które najczęściej samo ich wcześniej odrzuciło), a może nawet dostąpią łaski JE Prezesa, a kiedyś, w przyszłości, być może nawet zaszczytu znalezienia się na listach wyborczych PiS.
Wydaje się nam skądinąd, że już silniejszego aktu oskarżenia pod własnym adresem, niż uczynił to lider PiS za pośrednictwem ostatniej uchwały Komitetu Politycznego, nie mógł on sformułować.
_____________
Posłowie:
"Jesteśmy razem w opozycji, w opozycji, którą dzisiaj kieruje pan premier Jarosław Kaczyński. Jest on tym politykiem, na którym spoczywa brzemię zbudowania większości i odsunięcia od władzy tego rządu, który mamy dzisiaj – mówił Marek Jurek. Zadeklarował, że współpraca oznacza też poparcie dla ewentualnej kandydatury Kaczyńskiego w przyszłych wyborach prezydenckich."
(Kaczyński i Jurek będą współpracować)
To rzeczywiście nie brzmi zachęcająco (patrz pełny rozgoryczenia komentarz poniżej). Być może wskazuje, że Marek Jurek nie jest rozwiązaniem, ale przeciwnie - jest częścią problemu braku (negacji) etyki w polityce, z jakim mamy od wielu lat do czynienia.
Mówmy co chcemy ALE!
OdpowiedzUsuńod czasu upadku PRL co i rusz w polskiej prawicy dochodzi do pączkowania, rozłamów, niesnasek, kłótni, wojen światopoglądowych itp.
Kaczyński nazywając Niesioła "najkrótszą drogą do dechrystianizacji Polski" miał 100 % racji!
I to trwa nadal . Zmądrzał póki co jedynie Jurek.
Tymczasem silny jednolity zewnętrznie blok (podzielony na frakcje wewnętrzne, ale bez rozłamów i wrogości)- czyli tak jak to wyglądało na lewicy jeszcze kilka lat temu. to w warunkach Polski pewne zwycięstwo wyborcze!
No ale skoro ambicyjki są ważniejsze...
Z tym, co MÓWI Jarosław Kaczyński, mógłbym się nawet nierzadko zgodzić. Tylko że to, co ROBI Jarosław Kaczyński, okazuje się prędzej czy później taką czy inną odwrotnością tego, co on MÓWI. To po pierwsze. Po drugie, zwycięstwo wyborcze nie jest dobrem samym w sobie, ale Polska, rozumiana jako dobro wspólne, a właściwie Naród jako podmiot wszelkiej polityki. W 1997 też było spektakularne zwycięstwo wyborcze AWS, ale potem szybko okazało się, że to wielkie zwycięstwo bodaj najbardziej w całym ostatnim dwudziestoleciu wyszło Polakom, Polsce (i "Solidarności") bokiem. Potem było wielkie wyborcze zwycięstwo PiS w 2005, prezydent i premier z tego samego ugrupowania, a nawet z tej samej rodziny. I co z tego wyszło? Wyszedł z tego Traktat Lizboński, którego jakoby Kaczyńscy nie chcieli, ale musieli, storpedowanie poprawki do konstytucji w obronie życia, po czym oddanie władzy Platformie na osiem lat (będę powtarzał do znudzenia).
OdpowiedzUsuńChodzi o zgodność słów z czynami, o elementarną polityczną przyzwoitość, o odpowiedzialność za swoje słowa i czyny, (jak to wygląda w praktyce - pokazuje sprawa poprawki konstytucyjnej w sprawie życia widziana oczami Marka Jurka, który nb. sam nie jest bez wad), chodzi wreszcie o program, który będzie rzeczywiście służył Polsce. A nie o to, co zechce, bądź nie zechce realizować Jarosław Kaczyński. Chodzi właśnie o nierozbijanie naszej jako tako skonsolidowanej strony, bo Kaczyński "tu rządzi", czyli - powiedzmy sobie szczerze - realizuje swoje tajne plany i oraz zewnętrzne zlecenia i umowy, płynące najczęściej ze środowisk KOR i Fundacji Batorego.
Po pierwsze Kaczyński o czym wielu nie wie lub nie chce wiedzieć nie jest narodowcem ale państwowcem! Jego posunięcia należy więc rozpatrywać w kategoriach dobra państwowego a nie narodowego czy religijnego. Aczkolwiek jest rzeczą oczywistą iż w państwo suwerennym, rządzonym sprawnie i w miarę uczciwie, zarówno ruchy narodowe jak i religijne znajda pełną możliwość samorealizacji.
OdpowiedzUsuńPo drugie to "wielkie" zwycięstwo AWS zostało zaprzepaszczona właśnie na skutek rozłamowej i konfrontacyjnej polityki wielu środowisk "kanapowych". Postronni zwolennicy prawicy w Polsce, nie mogąc zrozumieć "co im się dzieje?" przestali na prawicę głosować albo wręcz poparli lewicę!
Po trzecie zwycięstwo PiS było tyleż spektakularne co.... za nikłe! nie dość że musiano się zmagać z koalicjantami to jeszcze środowiska nieprzychylna jakiejkolwiek sanacji stosunków społeczno politycznych w RP szybko skonstatowały że zawiedziony w swoich ambicjach Tusk i jego głodna stanowisk ekipa stanowią świetny oręż w walce z PiS.
Po czwarte - nauczony doświadczeniem AWS (cztery wielkie reformy w tym samym czasie i ... wszystkie sknocone na skutek "oporu materii"), Kaczyński wolał się skoncentrowac ja JEDNEJ wybranej kwestii - tym było rozwalenie WSI oraz rozbicie nieformalnych układów biznesowo-popityczno-administracyjno-prawniczych! Co zresztą wzbudziło największa wściekłość i zaowocowało politycznym linczem na Prawie i sprawiedliwości.
Ad 1. - pierwsze słyszę, ażeby ogólne pojęcie państwa jako dobra wspólnego (patrz: nauka społeczna Kościoła), nie mogło być zastosowane ze względu na jakieś szczególne zabarwienie ideologiczno-światopoglądowe jakiegoś polityka, o którym się mówi.
OdpowiedzUsuńAd 2. - przyznam się, że ja mam całkiem inne informacje nt. przyczyn rozpadu i porażki AWS - porzucenie przez AWS własnego programu i przyjęcie programu ekonomiczno-politycznego Unii Wolności (UW) kierowanej przez Leszka Balcerowicza, jako wicepremiera i ministra finansów, schładzanie przez tegoż Balcerowicza gospodarki z 7-7,5 proc. PKB do poniżej 1,0 proc. wzrost bezrobocia powyżej 22 proc. wielka wyprzedaż majątku narodowego w ramach złodziejskiej prywatyzacji, co doprowadziło już na samym początku do wielu sporów i rozłamów, dramatycznych, rozdzierających wprost AWS os środka głosowań za odwołaniem ministrów Balcerowicza, Wąsacza (a nie na odwrót, jak to Pan był łaskaw przedstawić).
Ad 3. - zapewne mówiąc o zmaganiach PiS z koalicjantami 2006-2007 miał pan na myśli szukanie przez Kaczyńskiego od samego początku haków na Leppera, by rozłożyć Samoobronę na łopatki, najlepiej zdelegalizować ją. Z kolei zmaganie się PiS z drugim koalicjantem - LPR, tu chyba walka z becikowym, z tradycyjnym programem lektur szkolnych Romana Giertycha, wreszcie z własną poprawką do Konstytucji w sprawie ochrony życia od poczęcia aż do naturalnej śmierci.
Ad 4. Co jakiś czas, chyba od czasu traktatu lizbońskiego w czerwcu 2007, słyszę opowieści, jak to przywódcy PiS nie chcieli rozpraszać swoich wysiłków na przeróżne "opory materii", i koncentrowali się na jednej najważniejszej sprawie. Po czym po jakimś czasie okazuje się, że nawet ta jedna, jedyna najważniejsza z ważnych spraw przestaje mieć znaczenie i robi się przedterminowe wybory z pełną świadomością swojej przegranej w tych przedterminowych wyborach, oddaje się w ten sposób świadomie na całe cztery lata władzę akurat tym, o których mówiło się przez cały czas, że są najgorsi, czyli tym, którzy są na usługach "WSI oraz nieformalnych układów biznesowo-po(l)ityczno-administracyjno-prawniczych!". Potem jeszcze, już jako opozycja, tym rządzącym najgorszym ze złych dostarcza się brakujących 8-9 własnych głosów potrzebnych do kwalifikowanej większości dla ratyfikacji traktatu lizbońskiego, na mocy którego min. zawierane są dziś przez najgorszych przeróżne pakty fiskalne, przesunięcia wieku emerytalnego, ACTY, a potem jeszcze te 4 lata opozycji chwilowej, przejściowej PiS przekształcają się w 8, potem być może okaże się że to nie 8 tylko 12, 16, itd. opozycji strukturalnej, a potem.... no, właśnie: czy po tym wszystkim będzie jeszcze jakieś "potem"?
1 - dokładnie, tym samym dziwi skąd zarzuty o na temat swoistej "zdrady" Kaczyńskiego względem interesów narodowych.
OdpowiedzUsuń2 - O Balcerowicza i jego "schładzanie" NIKT nie miał pretensji do AWS. Natomiast miano je o permanentne kłótnie.
3 - A czy szukał? Wziął Leppera bo nie miał wyboru, gdyby tenże postępował z rozwagą koalicja mogła by trwać. Z LPR awantur było znacznie mniej, w pewnej chwili jednak Giertych chyba doszedł do wniosku iz może zastąpić PiS i ... marnie skończył.
4 - skoro Kaczyński jest "niefajny" to skąd pretensje że oddał władzę? Poza tym akurat nie sądzę by liczył na przegraną, raczej liczył na spektakularne zwycięstwo.
1. Rozpatrywanie w kategoriach dobra wspólnego wcale nie implikuje automatycznie,że każde działanie instytucji państwa (rozumianego jako dobro wspólne) jest tym dobrem wspólnym. Może być złem wyrządzanym dobru wspólnemu, a zatem i obywatelom narodowi przez złą władzę.
OdpowiedzUsuńJeżeli chce Pan rozpatrywać działania Kaczyńskiego z punktu widzenia "dobra państwowego, a nie narodowego", to chce Pan rozdzielać to jedno dobro wspólne na dwa różne "dobra". a nawet je sobie przeciwstawiać. Jest to w sposób jaskrawy sprzeczne z nauką społeczną Kościoła, która mówi, że państwo jest dobrem wspólnym służącym narodowi, jest ono służebne (pomocnicze) w stosunku do narodu. Jeżeli władza państwowa działa na szkodę narodu, to działa także na szkodę państwa, rozumianego jako dobro wspólne, popełnia zło. A władzy która popełnia zło, która wykorzystując swoje kompetencje władcze do naruszania dobra wspólnego, wykorzystująca je dla dobra własnego, ale za szkodą dla dobra narodu (dobra wspólnego), w stosunku do takiej władzy obywatele katolicy mają prawo w skrajnej sytuacji nawet wypowiedzieć posłuszeństwo, a nawet z nią otwarcie walczyć.
2. "O Balcerowicza i jego "schładzanie" NIKT nie miał pretensji do AWS". Jest Pan w wielkim błędzie, wynikającym być może z niewiedzy (dość daleko posuniętej, trzeba przyznać). Przeciwko schładzaniu gospodarki przez Balcerowicza wypowiadał się systematycznie min. Jerzy Kropiwnicki od czasu ogłoszenia przez Balcerowicza tej doktryny, stojący wówczas na czele Centrum Studiów Strategicznych (tak to się chyba nazywało) z ramienia AWS, wielu dziennikarzy sprzyjających na ogół AWS, ale przeciwnych realizacji programu Unii Wolności a nie programu AWS, w tym również ja sam osobiście, a także znaczna liczba posłów i senatorów AWS, co doprowadziło do sejmowego głosowania nad wnioskiem o odwołanie Leszka Balcerowicza, jako ministra finansów.
3. Pańskie fantazje na temat, co myślał, czuł i jak sobie wyobrażał, jak kalkulował ten czy tamten, mnie nie interesują, i mam wrażenie, że także sporej części Czytelników, więc nie będę się do nich odnosił.
4. Nie użyłem w ogóle określenia "niefajny", więc proszę mi go nie przypisywać, przez użycie znaków cudzysłowu. Jest to kolejny wytwór Pańskiej wybujałej fantazji. To po pierwsze. Po drugie - kompletny brak logiki: moim zdaniem nie ma sprzeczności pomiędzy "niefajny", a oddaniem władzy Platformie na osiem lat przez Kaczyńskiego w 2007 r. w przyspieszonych wyborach po rozwiązaniu Sejmu przez jego "marszałka - likwidatora" (Ludwik Dorn sam się tak dowcipnie określił), zatem Pańskie pytanie "skąd" nie ma, moim zdaniem, większego sensu, niż zero logiczne (i może świadczyć o zmęczeniu tą wymianą zdań). Jeżeli Pańskim zdaniem ma sens, to chyba tylko w przypadku, gdyby Pańskim zdaniem, w przeciwieństwie do mnie, oddanie władzy Platformie na osiem lat przez Kaczyńskiego w 2007 r. było fajne.
Może Pan sobie "nie sądzić", by Kaczyński "liczył na przegraną, raczej liczył na spektakularne zwycięstwo", ale w ten sposób ewidentnie zaprzecza Pan choćby relacji Marka Jurka, jedynego miarodajnego źródła i jedynego świadka rozmowy w cztery oczy. (Nie przypuszczam, aby Pan do tej pory tego tekstu nie przeczytał.)
c.d. w następnym komentarzu.
Przypomnę: pod datą 16 kwietnia 2007 Marek Jurek stwierdza, ze kiedy Kaczyński rozstawał się z nim, "Jarosław odpowiedział, że biorę na siebie odpowiedzialność za przyspieszenie wyborów. i dojście do władzy Platformy i komunistów."
OdpowiedzUsuńWcześniej, 12 kwietnia 2007 Kaczyński "wygłosił kuriozalną mowę o tym, że jak posłowie będą się buntować, to zrobi wybory, a w partii, która zejdzie do poziomu 20 procent, skrajności są niepotrzebne (ów ekstremizm to nasze zaangażowanie w sprawę cywilizacji życia)."
Jeszcze wcześniej 27 stycznia RP 2007 na Posiedzeniu Rady Politycznej. "Jarosław mówi - parafrazując zasadę si vis pacem [... para bellum - jeśli pragniesz pokoju, szykuj się do wojny - przyp. red.] - że jeżeli nie chcemy wyborów, musimy być stale do nich gotowi."
A zatem przyspieszone wybory były w myśleniu prezesa PiS nieustannie na tapecie, co najmniej od końca stycznia 2007.
"Taka wiadomość cieszy polityków PO i SLD, którzy podkreślają, że szybkie przedterminowe wybory to konieczność." - napisał nasz Dziennik, 13 sierpnia 2007.
"Ponadto [Jarosław Kaczyński] przypomniał, że było to przedmiotem ostatniej rozmowy między prezydentem Lechem Kaczyńskim a szefem PO Donaldem Tuskiem. Na spotkaniu tym ustalono, że głosowanie nad wnioskiem o samorozwiązanie Sejmu odbędzie się na początku września. Premier podkreślił, że daje to czas na przyjęcie przez Sejm "bezwzględnie potrzebnych" ustaw. - Jeżeli taka uchwała będzie podjęta, to wtedy mamy 45 dni do wyborów, a więc można sądzić, że wybory będą 21 października - zaznaczył szef rządu. - Nie widzę w tej chwili możliwości podtrzymywania rządu mniejszościowego, a takiego rządu, jak w tej chwili i jaki był w ciągu ostatnich kilku miesięcy, my po prostu nie chcemy - argumentował Jarosław Kaczyński. Dodał, że przedterminowe wybory mają być plebiscytem, jakiej chcemy Polski. - Czy takiej, która walczy z korupcją, nadużyciami, czy takiej, którą proponują nasi oponenci, która chroni silniejszego - mówił.
Przypomnę - wcześniej nie chciał (nie mógł) tolerować chrześcijańskiego ekstremizmu Marka Jurka, swojego własnego marszałka Sejmu, którego obarczył odpowiedzialnością za przedterminowe wybory i dojście do władzy PO i SLD.
Decyzję Rady Politycznej PiS z zadowoleniem przyjęli liderzy Platformy Obywatelskiej i SLD. Według sekretarza generalnego SLD Grzegorza Napieralskiego, decyzja PiS o przedterminowych wyborach to "wiadomość dobra dla Polski i Polaków". Z kolei wiceprzewodniczący PO Bronisław Komorowski podkreślił, że - jeśli zostanie skrócona kadencja obecnego Sejmu - "oznacza to skrócenie działania złego rządu i złej koalicji". "
Napisał Pan "nie sądzę by liczył na przegraną, raczej liczył na spektakularne zwycięstwo." Moim zdaniem - liczył na spektakularną klęskę.
Dziękuję za tę dyskusję, miałem dzięki niej okazję dopowiedzieć to, co wydawał mi się, nie wymagało dopowiedzenia. A jednak okazało się konieczne.
1 - Oczywiście. Dobro państwa często stoi w jawnej sprzeczności z dobrem obywateli. Ale ja bynajmniej nie wartościuję a wyłącznie opisuję poglądy J.K.
OdpowiedzUsuń2 - Nikt - czyli zwykli ludzie, to z Balcerowicza kpiły kabarety śpiewając "niech żyje Balcerowicz za przeciętną krajowa pensję", może w tym czasie żyliśmy w różnych krajach, ale ja nie pamiętam by ktokolwiek łączył Balcerowicza z AWS.
natomiast szydzono tez z "kierowania pojazdem z tylnego siedzenia" (o Krzaklewskim) i z targów o liczbę województw.
3 - nie fantazjuję, proszę się powstrzymać od insynuacji, skoro brak innych argumentów.
4 - użyłem słowa "niefajny" bo nie chciało mi się kopiować całych akapitów... moim zdaniem jest to i tak eufemizm i to łagodny.
Natomiast stoję na stanowisku iż oddanie władzy np. przez Millera, Napieralskiemu jest mi całkowicie obojętne skoro i tak obu uważam za "niefajnych" tyle że z różnych przyczyn.
a propos
"Pańskie fantazje na temat, co myślał, czuł i jak sobie wyobrażał, jak kalkulował ten czy tamten, mnie nie interesują, i mam wrażenie, że także sporej części Czytelników, więc nie będę się do nich odnosił. "
vs.
"Moim zdaniem - liczył na spektakularną klęskę. "
to wygląda na polemikę z samym sobą...