niedziela, 22 stycznia 2012

Polski internetowy Pearl Harbor?




W minioną sobotę miała miejsce seria rzekomych ataków anonimowych hakerów na strony urzędowe polskich instytucji państwowych. Miało to jakoby nastąpić w proteście przeciwko zamiarowi podpisania przez rząd Donalda Tuska 26 stycznia br. międzynarodowego porozumienia dla zwalczania naruszania własności intelektualnej pod nazwą ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement).

W wyniku owych domniemanych ataków hakerskich przestały działać m.in. strony Sejmu RP.

Niektóre doniesienia o tych incydentach przypominają, że we wrześniu 2011 r. prezydent Bronisław Komorowski podpisał nowelizację ustawodawstwa tak, iż obecnie umożliwia ono wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, stanu wyjątkowego, a nawet - uwaga - stanu wojennego w razie "zewnętrznego zagrożenia w cyberprzestrzeni".

Równocześnie przytacza się ówczesną wypowiedź medialną gen. Stanisława Kozieja, w której szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego stwierdza, iż cyberprzestrzeń jest "jakby lustrzanym odbiciem" problemów istniejących realnie "w geoprzestrzeni".      

Nie można zatem wykluczyć, że niedawny przejściowy brak dostępu do urzędowych stron polskich instytucji państwowych jest istotnie rezultatem działalności hakerów, protestujących przeciwko zamiarowi podpisania przez Polskę ACTA. Zarazem zza propagandowej argumentacji w związku z tą sprawa wyłania się mimo woli propagandzistów całkiem inny scenariusz, którego również nie sposób wykluczyć. Ten drugi, alternatywny do koncesjonowanej propagandy scenariusz polegałby na planowym zablokowaniu dostępu do stron urzędowych przez samych ich dysponentów.

W jakim celu? W celu - po pierwsze - propagandowego podbudowania społecznego przekonania o terrorystycznym zagrożeniu państwa i tym samym o niezbywalnej rzekomej konieczności podpisania ACTA przez RP, po drugie - o zasadności wspomnianej nowelizacji ustawodawstwa wyjątkowego w Polsce z września ub. r. podpisanym przez prezydenta Komorowskiego

Wbrew zapewnieniom dyżurnych propagandzistów możemy więc mieć do czynienia z nieco tylkio innego rodzaju polską wersją amerykańskiego rzekomego terrorystycznego ataku 11 września na World Trade Center (co do którego - przypomnijmy - wielu rodowitych, patriotycznych  Amerykanów jest najgłębiej przekonanych, że był to amerykańskimi (lub prawie amerykańskimi) rękami dokonany "inside job"). Może to być w naszym przypadku swoisty polski internetowy Pearl Harbor, mający uzasadniać zaangażowanie coraz bardziej totalitaryzującego się państwa w wojnę z internetowowym "antypaństwowym" zagrożeniem najwyższej rangi. Czytaj: w wojnę z demokratyczną, antytotalitarną internetową nieprawomyślnością.

Słyszymy mające brzmieć uspokajająco w naszych uszach solenne zapewnienia, że na mocy ACTA żadne treści internetowe nie będą jakoby  blokowane.  Naturalnie, nie muszą być blokowane. Po prostu będą znikać bez uprzedzenia i bez podania przyczyn. Ale nawet gdyby nie znikały, w co trudno uwierzyć, to i tak zostanie zrobiony pierwszy fundamentalny kroku w kierunku coraz bardziej totalnej ugruntowanej prawnie kontroli internetu. Przez co rozumieć należy systemową, szeroko pojmowaną i stosowaną inwigilację zarówno użytkowników internetu, jak i materiałów, jakie są (lub mogą być) przez nich publikowane.



dodajdo.com

1 komentarz:

  1. Przy okazji warto wspomnieć, aby zabezpieczyć swoją prywatną sieć domową, bo wbrew pozorom można sobie narobić kłopotów. Tutaj konkretny przykład:
    http://nieruchomyporuszyciel.blogspot.com/2011/11/dlaczego-warto-zadbac-o-bezpieczenstwo.html

    OdpowiedzUsuń