Mam nadzieję, że Czytelnik tego bloga wybaczy mi, że po raz drugi z rzędu przytaczam swoją wypowiedź z innego miejsca sieci. Rzeczywiście, nie jest to w najlepszym tonie cytowanie samego siebie, co mógłby mi ktoś całkiem sensownie wytknąć. Z drugiej jednak strony dyskusja na temat dowodów osobistych, a zwłaszcza ich kolejnych, "udoskonalonych wersji, wydaje się być na tyle istotna, że warta jest kontynuowania, w tak żywej i bezpośredniej formie, jak obecnie.
Przypomnę, że 27 grudnia br. na łamach portalu Korespondent.pl, na którym od czasu do czasu pozwalam sobie zabrać głos w różnych sprawach, pojawiła się informacja "Nowe dowody" autorstwa pana Marcina Hugo Kosińskiego. Zabierając w dyskusji głos (wpis nr 11.) wskazałem, że cyfrowy, elektroniczny dowód osobisty wiąże się koncepcją podskórnych czipów tzw. RFID, co z kolei ma związek z planami plany stworzenia jednego światowego rządu, czyli ustanowienia globalnego systemu totalitarnego. Powołałem przy tym na opublikowany na YouTube film "Rockefeller Reveals 9/11 FRAUD to Aaron Russo", "Rockefeller ujawnia przed Aaronem Russo oszustwo z 11-tym września [2001]". Ostatecznie swoją wypowiedź z tej dyskusji zdecydowałem się opublikować we poprzednim wpisie na tym blogu pt. "Nowe dowody osobiste, i co dalej?" (29.12.2008, teraz z dopiskiem (1))
Dopisek 3.01.2009: Tłumaczenie dialogów do wymienionego filmu zamieszone zostały w artykule "Nick Rockefeller: 9/11 NY to jedno wielkie oszustwo"
W dalszym ciągu dyskusji na portalu Korespondent.pl, pan Paweł Łyżwa, który w omawianej dyskusji na temat dowodów zabrał później głos (wpis nr 16.), już na samym wstępie swojego kolejnego wpisu wykazał, iż w pełni rozumie powagę sytuacji. Napisał bowiem że:
istota dowodu osobistego (juz to samo kretynskie okreslenie winno budzic zgroze!) jest nie tyle ulatwienie zycia ich posiadaczom (smiech na sali), co uzurpowanie sobie przez wladzuchne prawa do coraz to scislejszej kontroli swych kolektywnych niewolnikow. Padaja tu argumenty rowni pochylej (dac pierw paznokiec, pozniej palec, nastepnie reke, a w koncu oddac sie bez granic).
Pozostała jednak część wypowiedzi utrzymana była w tonie: no tak, ale my już chyba na stałe jesteśmy zrośnięci z elektroniką, nie możemy się w życiu codziennym obejść bez NIP-ów, ROR-ów itp. a i ten plastikowy pieniądz jakoś ułatwia nam życie. W rezultacie z całości wynikało z jednej strony, że jest tragicznie i pewnie będzie coraz gorzej, z drugiej - nadzieja, trudno powiedzieć na jakiej przesłance oparta, że może kiedyś, może nigdy, ale może jednak kiedyś, nastąpi w naszym kraju jakaś "niepowtarzalna" normalność.
W związku z tym właśnie wpisem pana Łyżwy napisałem:
Panie Pawle (plyzwa@16), oczywiście, można zawsze spytać jak się żyje i daje radę w obecnym systemie, ale pozwolę sobie zauważyć, że jeżeli nie nastąpi zasadnicza zmiana w postawie szerszej liczby obywateli, to będziemy mieli do czynienia z coraz bardziej rzekomo niezbędnymi metodami ewidencji "bydła" (coraz bardziej odrażającymi czyli naruszającymi godność osoby ludzkiej) jak odciski palców, obraz tęczówki oka, DNA itp. dane biometryczne, aż dochodzimy do "niezbędności" wszczepienia RFID-a. Nie możemy chyba za każdym razem zastanawiać się, czy się możemy bez tego wszystkiego, co jest wymagane, obyć się, i zastanawiać się, na czym będzie polegała nasza kolejna bezkompromisowa zgoda.
Naszym problemem jest, w jaki sposób, nie rzucając się na biurokratyczne druty, spowodować aby tych drutów nie było, albo żeby przynajmniej nie były one pod wysokim napięciem.
A może wszystko polega na stopniowym testowaniu, ile jeszcze odbierania praw obywatelskich ów obywatel wytrzyma? A może trzeba wrócić do zastrzeżeń Trybunału Konstytucyjnego? Może trzeba publicznej debaty, dokąd jeszcze sięga, a gdzie się kończy ludzka godność? A jeżeli jest chroniona prawem, to może i na to "bezprawne prawo" będzie mogło się znaleźć jakieś prawne lekarstwo, które zyska szerszą społeczną aprobatę i poparcie?
Jestem dziwnie pewien, że politycy jako zwierzęta polityczne szybko zwietrzą na czym mogą zyskać a na czym stracić, jeśli tylko my, obywatele, My, Naród będziemy wiedzieli, co im wolno, a czego już nie. Jak na razie wszyscy siedzą cicho, a jak siedzą cicho, to politykom się wydaje, że im wszystko wolno. Zwłaszcza wolno im mówić, że mają mandat społeczny do... działań na ogólno-społeczną szkodę, na szkodę dobra wspólnego.
A tak na marginesie: Zdaje się nawet w samej Ameryce Północnej wszelka jakkolwiek rozumiana normalność ma do 2010 r. nieodwołalnie przejść do historii. Normalność, wszelka normalność mierzona dotychczasowymi kategoriami, ma się stać rzeczywiście i w sposób nieodwracalny "niepowtarzalna". To ma być naprawdę Nowy wspaniały socjalistyczny (komunistyczny) Ład Światowy, tym razem ze światową bankierską elitą przywódczą na czele. O jakiej więc niepowtarzalnej normalności Pan wspominał z nadzieją w głosie, że może kiedyś wreszcie u nas nastąpi? Tego jakoś nie rozumiem...
Dyskusja na portalu Korespondent.pl trwa, aczkolwiek wykazuje tendencję do wygasania. Zapraszam co odważniejszych Czytelników tego blogu do wzięcia w niej udziału (o ile ich rzecz jasna ta sprawa interesuje i jakoś dotyczy).
Na marginesie muszę zaznaczyć, że jako elektronik z zamiłowania (a nawet można by rzec - pasji), które to zamiłowanie dało mi utrzymanie przez sporą część mojego życia, nie przyszłoby mi do głowy, że miałbym być tak "zrośnięty" z elektroniką, aby na jej ołtarzu składać swoją godność człowieka i obywatela. Mam nadzieję, że pan Paweł Łyżwa, jak i inni uczestnicy dyskusji, jest podobnego zdania.
.
A ja mam tylko zielony d.o. i w dodatku nawet nie pamiętam gdzie go położyłem i jak na razie od 3 lat nigdzie nie musiałem się nim posłużyć mam nadzieję że tak zostanie :) następnego d.o. też nie zrobię z co najmniej dwu powodów 1. uważam istnienie takiego "dokumentu" za zbędne 2. jeśli jest konieczny w co wątpię i obowiązkowy (dyskusyjne) to nie zmierzam inwestować własnych 260 PLN (100+100 zmarnowany czas na złożenie wniosku i odebranie d.o. 30 opłata za wydanie 30 zdjęcia) na dla mnie nie przydatny dokument
OdpowiedzUsuń