czwartek, 9 stycznia 2014

Dr Maciej Lasek pojętnym uczniem szkoły propagandysty Jerzego Urbana?

Dr Maciej Lasek pojętnym uczniem szkoły propagandysty Jerzego Urbana?

Istnieje spore nieporozumienie, co do celów i zadań dr Macieja Laska. Dla przykładu, w informacji wiadomości.onet.pl "Maciej Lasek: z hipotezą prof. Biniendy jest problem"

Lasek określany został jako "szef zespołu ds. wyjaśniania okoliczności katastrofy smoleńskiej".
Tymczasem rola dr Macieja Laska jest zupełnie inna. Jego rolą nie jest "wyjaśniać", w sensie naukowo-badawczym, stwierdzać obiektywną prawdę, rzeczywisty stan faktyczny, ale raczej, podobnie jak współpracujący z nim prof. Kowaleczko, aktywnie przeciwdziałać "nieprawdziwym tezom opartym na pseudowiedzy". Przyznawać status naukowej poprawności, bądź zaliczać do swego rodzaju naukowego czarnogrodu.

Zadaniem Laska jest przekonywanie opinii publicznej, że "nie ma problemów z dostępem do danych", na co uskarżają eksperci zespołu parlamentarnego. Tymczasem dane cyfrowe, odczytane z rejestratorów parametrycznych są nadal tajemnicą państwową, a dane na jakich opiera się prof. Kowaleczko, pochodzą z własnoręcznego przetwarzania dość problematycznych wykresów z raportu MAK, ponieważ wykresy z raportu Millera są tak bardzo nieczytelne, że odtwarzanie z nich danych cyfrowych graniczy z cudem.

Dr Maciej Lasek twierdzi w wywiadzie dla Wyborczej,
Dr Maciej Lasek o analizach ekspertów Macierewicza: "Pancerna brzoza to polityczny slogan" że "pancerna brzoza" to jedynie chwyt werbalny wykorzystywany przez "grupę posła Antoniego Macierewicza". Zdaniem Laska "nie ma mitu "pancernej brzozy", są tylko i wyłącznie pseudonaukowe "mity smoleńskie", propagowane przez przeciwników .

"Zależy nam na demaskowaniu mitów smoleńskich w atmosferze naukowego dyskursu, a nie politycznej retoryki"- twierdzi Lasek. Na pytanie, czy praca prof. Kowaleczki [pt. "Rekonstrukcja ostatniej fazy lotu samolotu Tu-154M"] to początek demaskowania pseudonaukowych hipotez Macierewicza?" wyjaśnia, że to nie początek, ale kolejny etap tego demaskowania.

"Dowody zebrane na miejscu wypadku przez członków komisji Millera, zapisy rejestratorów, zeznania świadków, dowody i opinie biegłych prokuratury, a także obliczenia niezależnych naukowców" - wszystko to, według Laska, wskazuje, że przyczyny katastrofy były takie, jak to zostało opisane w raporcie końcowym komisji Jerzego Millera.

Wielce są znamienne okoliczności, w jakich okolicznościach doszło do powołania zespołu Macieja Laska. Otóż, jak wynika z tekstu "Graś: Tusk powołał "zespół Laska" w Rz z 9.04.2013, zespół ten został powołany przez Prezesa Rady Ministrów w chwili, kiedy uznał on, że nie może już dłużej biernie nie zgadzać się z opiniami, że komisja Millera, powołana przez Prezesa Rady Ministrów, nie wyjaśniła przyczyn wypadku. Dlatego musi podjąć zdecydowaną walkę z takimi poglądami.

Uzasadniając swoją decyzję o powołaniu zespołu Laska na konferencji prasowej Prezes Rady Ministrów wyraził przypuszczenie, że prawdopodobnie dla tych, którzy chcą wierzyć w zamach, albo w jego, Prezesa Rady Ministrów knowania z Putinem w tym zakresie, żaden raport poza wyrokiem śmierci dla prezesa Rady Ministrów nie będzie zadowalający.

Jak widać, zadania Macieja Laska i zespołu zostały zatem już na samym początku precyzyjnie sformułowane. Ma on bronić prezesa Rady Ministrów i wiarygodność komisji Jerzego Millera przed opłakanymi skutkami rozszerzania się w społeczeństwie polskim epidemii niewiary w prawdomówność raportu Komisji Millera, w atmosferze rosnącego deficytu "racjonalnego spojrzenia na ten tragiczny przypadek", jakim ma się jawić smoleńska katastrofa.

Na mocy zarządzenia URM Przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Maciej Lasek i 5 innych członków komisji Millera, otrzymuje biurowo-organizacyjne wsparcie Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, a zwłaszcza Centrum Informacyjnego Rządu, oraz gaże sięgające pięciokrotności płacy minimalnej.

W tym, co obecnie czyni dr Maciej Lasek jako szef zespołu ds. apoteozy wyników pracy komisji Millera (innymi słowy - zinstytucjonalizowanej państwowej służby ochrony niepodważalności ustaleń państwowej komisji dot. katastrofy smoleńskiej) niezwykle przypomina Jerzego Urbana, rzecznika rządu komunistycznego w okresie 1981-1989, tj. od stanu wojennego aż do okrągłego stołu i do upadku (przynajmniej formalnie) komunizmu.

Otóż może nie wszyscy pamiętają, że podczas cotygodniowych konferencji prasowych w Centrum Informacji Rządowej, nawiedzanych tłumnie transmitowanych przez telewizję w najlepszych porach oglądalności, Urban bezpardonowo i nie przebierając za bardzo w środkach wyrazu rozprawiał się z przeciwnikami delegalizacji NSZZ"Solidarność" i nielegalnego wprowadzenia przez Wojciecha Jaruzelskiego stanu wojennego. Comiesięczne Msze św. za Ojczyznę, odprawiane przez śp. ks. Jerzego Popiełuszkę Urban nazywał czarnymi mszami, a we wrześniu 1984, na miesiąc przed zabójstwem ks. Jerzego Popiełuszki przez Służbę Bezpieczeństwa, ukazał się felieton "Seanse nienawiści" Urbana, określający ks. Popiełuszkę jako Savonarolę antykomunizmu. Z tej też racji mówi się o (współ)odpowiedzialności Jerzego Urbana za śmierć Kapłana Solidarności.

Urban nie ograniczał się tylko do wyznaczonych przez partię zadań, ale wykazywał się daleko idącą gorliwością i inicjatywą. W 1983 w poufnym liście do ministra spraw wewnętrznych gen. Czesława Kiszczaka zaproponował utworzenie specjalnego pionu propagandowego, którego celem miałoby być m.in. "programowanie i realizacja czarnej propagandy" oraz "prowadzenie przemyślanej, zręcznej i stałej kampanii na rzecz zmiany obrazu SB [Służby Bezpieczeństwa], MO [Milicji Obywatelskiej] i ZOMO [Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej] w społeczeństwie i inicjowanie akcji tych służb dla ocieplenia ich wizerunku".

Nazwisko Urbana stało się z czasem synonimem czarnej czerwonej propagandy, tak iż po tzw. upadku komunizmu w 1992 r. w programie TV "Dekomunizacja po Polsku" senator Ryszard Bender określił Urbana mianem "Goebbelsa stanu wojennego".

Dzisiaj dr Maciej Lasek, ze swoim podziałem na słusznych naukowców, godnych pochwały i nagrody, bo wspierają ustalenia komisji Millera i naukowców "pseudonaukowych", bo krytycznych w stosunku do tych ustaleń, i z tego tylko tytułu godnych potępienia, zaczyna jako żywo przypominać tamte propagandowe występy Jerzego Urbana przed kamerami prl-owskiej TVP.

Warto więc może na koniec przypomnieć, co powiedział jego poprzednik, Urban już po 1989 r.:
"mieliśmy wtedy od dawna poczucie, że realny socjalizm przegrał, ale że to my [PZPR] wyprowadzimy Polaków z niego najlepiej. Wierzyliśmy, że jesteśmy lepsi, bo naprzeciw nas stoją krzykacze, demagodzy i reakcjoniści. Okrągły Stół traktowaliśmy jako sukces. Ale wybory 4 czerwca były przykrą niespodzianką.
(Jerzy Urban: Widziałem uściski Millera i Rywina, dziennik.pl, 23 maja 2009)

Oto, czym się kończy ślepa wiara w potęgę własnej propagandy.


dodajdo.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz