Rafał Ziemkiewicz, niegdyś wschodząca gwiazda... co ja mówię, prawdziwa supernowa późno-PRL-owskiej literatury z gatunku science fiction (SF), (w pisemku, którego zastępca redaktora naczelnego został ledwie co negatywnie zweryfikowany przez władze stanu wojennego za jego związki ze zdelegalizowaną NSZZ "Solidarność"), zdaje się obecnie kończyć, w postkomunistycznej III RP jako swego rodzaju czerwony karzeł postkomunistycznego (SF)ekonomizmu. Trzeba przy tym przyznać - (SF)ekonomizmu dość silnie nacechowanego skłonnością do publicystycznego skandalu.
Do takiego to smutnego wniosku można dojść po lekturze jego komentarza "Wielka noworoczna feeria" (Rp.pl, 28-12-2008). Bo oto postanowił ów autor (SF)ekonomizmu obliczyć, ile na sylwestrową zabawę pod gołym niebem wydaje strefa zasiłków i ubóstwa nie tylko w jego wsi, ale i w całej Polsce.
Było w tym komentarzu jakieś takie głębokie przekonanie, iż gdyby te przeogromne, zdaniem autora, kwoty pieniędzy, wydawane jakże bezmyślnie przez wielu Polaków na ognie sztuczne były wydawane roztropnie, najlepiej za wskazaniami owego autora, czyli na ubrania i chleb dla wiecznie głodnych i obdartych dzieci, na przeciekające dachy, na cieknące krany, wówczas bardzo szybko, jeśli nie natychmiast, cała strefa nędzy i ubóstwa, czyli Polska drugiej prędkości, dołączyłaby do Polski pierwszej prędkości, czyli do strefy dobrobytu i bogactwa. I w ten oto sposób cała Polska zaczęłaby z pewnością bytowanie krainy szczęśliwości, samym mlekiem i miodem płynącej.
Na uwagę zasługują przy tym dwie rzeczy. Po pierwsze, ów sylwestrowo-noworoczny rachunek (SF)ekonomiczny prowadzony nie jest z punktu widzenia strefy nędzy, ubóstwa i zasiłków społecznych, ale z punktu widzenia strefy bogactwa i dobrobytu. To sprawia, iż dostrzeżona zostaje rzecz dla innych zgoła nie zauważalna. Oto bowiem dopiero z punktu widzenia strefy bogactwa i dobrobytu można zobaczyć, iż cała masa ludzka w Polsce, która żyjąc wiecznie z zasiłków, nie przynosi państwu dochodów. Gorzej nawet: ona nie jest nawet w stanie przysporzyć dochodów bogatej strefie, zamieszkałej przez lekarzy, adwokatów i autorów literatury (SF). A dlaczego nie jest w stanie? Albowiem nie czytuje zbawczych rad Ziemkiewicza, publikowanych systematycznie w "Rzeczypospolitej", (o książkach SF nie mówiąc).
Ale grzechem najpierwszym owej pożałowania godnej strefy nędzy i ubóstwa (czyli Polski "drugiej prędkości") jest fakt, iż w sylwestrową noc emituje ona do atmosfery po wielokroć więcej dwutlenku węgla, i innych mniej czy bardziej trujących zanieczyszczeń, aniżeli strefa bogactwa i dobrobytu (czyli Polska "pierwszej prędkości"). To daje więc autorowi komentarzy z gatunku (SF)ekonomizmu pełne prawo do zabrania głosu, by wskazać, pośrednio, iż strefa nędzy i ubóstwa przekracza wszelkie możliwe granice dobrego smaku i dobrych obyczajów, naruszając niezbywalne prawa Polski pierwszej strefy do dobrych warunków klimatycznych.
Ten niedopuszczalny pod każdym względem stan rzeczy domaga się z pewnością definitywnego rozwiązania. Może, podpowiedzmy, należałoby ową tę nieobyczajną, odrażającą Polskę drugiej prędkości zepchnąć gdzieś w Bieszczady? Albo na Pustynię Błędowską? Albo może w ogóle... do morza? Niech tam sobie popływa, zamiast dymić, smrodzić i strzelać. Raz, czy dwa, do roku...
Druga rzecz, na którą warto zwrócić uwagę, to przywiązywana przez R. Ziemkiewicza przeogromna waga do tego wszystkiego, co o nim inni powiedzą złego, skoro dobrze nie umieją i nie potrafią. a nawet nie są godni. Warto sobie przypomnieć, że również przed rokiem omawiany autor autor (SF)ekonomizmu wydawał się być najgłębiej przekonany, iż
w Polsce, jak w rzadko którym kraju, można zrobić wielką karierę na jednym: na braku zahamowań w ubliżaniu każdemu, komu w danej chwili opłaca się ubliżać. Nic więcej nie trzeba, by w końcu osiągnąć pozycję jednej z najważniejszych osób w państwie, jak to się owej pociesznej personie udało." (R.Z., Mister Bluzg, niedziela, 30 grudzień 2007).
To, co zatem rzeczony autor (SF)ekonomizmu napisał rok temu w odniesieniu do Adama Michnika, dzisiaj zdaje się realizować w czynach w odniesieniu do samego siebie. Atakując więc w michnikowym stylu w istocie niemal całą wynędzniałą Polskę, pragnie on metodą skandalu dojść do tych zaszczytów, jakich on zwykłymi dostępnymi metodami sam jeszcze w Polsce nie był dostąpił.
Jeżeli tacy ludzie, takie osoby jak prof. Jerzy Żyżyński, znany ekonomista, czują się w obowiązku zabrać głos po przeczytaniu komentarzem "Wielka noworoczna feeria", to można śmiało rzec, iż w istocie Ziemkiewicz przekroczył jakieś niepisane zwyczajowe granice przyzwoitości. Czyli, że zamiar doprowadzenia do skandalu się powiódł.
Prof. J. Żyżyński napisał swój komentarz 30/12/2008 o 23:20 w sposób nadzwyczaj oględny:
Szanowny Panie Rafale,
Zawsze z przyjemnością Pana czytam, i wysoko cenię… o ile tylko nie pisze Pan o ekonomii, bo jak większość konserwatystów nie rozumie Pan za bardzo ekonomii (co u konserwatystów, których ogólnie najbardziej cenię i sam w wielu sprawach siebie do nic zaliczam, wynika z idealizmu, a w ekonomii idealizowanie jest prostą drogą do naiwności, infantylizmu albo zbrodni ekonomicznej) - i czasami, choć nie zawsze, pisze pan na tematy ekonomiczne rzeczy, z którymi trudno się zgodzić, a nawet irytują.
Tego natomiast tekstu Panu gratuluję, bo wykazał Pan w nim bezsens twierdzenia często powtarzanego przez konserwatystów właśnie albo infantylnych liberałów, że człowiek najlepiej wie co ma robić ze swoimi pieniędzmi.
Sam Pan dowodzi, że nie wie i często ze swoimi pieniędzmi postępuje głupio, bo mówiąc językiem ekonomii, źle ma ukształtowana swoją indywidualną funkcję użyteczności. Dla tych prostych ludzi bardziej użyteczne jest słuchanie przez całą noc wybuchów i gwizdów fajerwerków niż chociażby kupienie dziecku dobrej książki. Jeśli Pan pozwoli, będę tego przykładu używał na wykładach.
W jakiś czas potem, przypuszczalnie już w kilkadziesiąt minut po 12:00, widząc komentarz prof. Żyżyńskiego, napisałem w imieniu Suwerenności Narodu Polskiego:
Bardzo trafne spostrzeżenie, Panie Profesorze Żyżyński. Ze swej strony pragnę stwierdzić, że w jakimś stopniu pan Ziemkiewicz przyłożył się do obecnej sytuacji ekonomicznej w naszym kraju, do postępującego rozwarstwienia polskiego społeczeństwa. Kiedy bowiem tylko nieśmiało zaczęła się rozwijać dyskusja, czy nie należy działać proeksportowo, żeby zwiększyć dynamikę PKB, a zmniejszyć systematycznie utrzymujący się deficyt w handlu zagranicznym od 2001 roku rzędu kilkunastu miliardów dolarów rocznie, p. Ziemkiewicz rozdzierał wówczas szaty, jakie to straty poniesie polski obywatel z powodu kilkuprocentowej inflacji.
Z czego wynikałoby, że zdaniem p. Ziemkiewicza polskiemu obywatelowi będzie najlepiej jak inflacja spadnie do zera dzięki wyziębieniu gospodarki do reszty.
Fakt bujania w obłokach u autora utworów z gatunku economic fiction nie jest czymś specjalnie budzącym zdziwienie. Zdziwienie moje budzi dopiero fakt, że p. Ziemkiewiczowi nie wystarcza dotychczasowa rola liberalnego Adama Michnika, i że obecnie, sięga do arsenału niejakiego Palikota-skandalisty. I tak też go od dzisiaj będziemy traktować.
Jednak nie wszyscy odwiedzający stronę internetową byli skłonni do podobnych ceremonii. Nie szczędząc cierpkich słów określali tekst Ziemkiewicza jako godny “Gazety Wyborczej”. Zapominali oni jednak w ten sposób, że mottem tekstu Ziemkiewicza było wybite tłustym drukiem na samym wstępie:
"nigdy nie zostałem tak zasypany bluzgami jak wtedy, kiedy opisałem w swoim blogu – zresztą bez żadnego komentarza – jak wygląda sylwester u mnie na wsi".
To wszak oznaczało, że dla Ziemkiewicza, jako prawdziwego (SF)ekonomizującego skandalisty, wywołać skandal raz to nie dość. Trzeba to powtórzyć, skoro wtedy zadziałało. Nie mając zapewne na dokładkę nic mądrzejszego do napisania, musi koniecznie odgrzać swój skandaliczny wyczyn sprzed roku. To właśnie "bluzgi" pod swoim adresem najwyżej on sobie ceni. Po to jest ta cała zabawa, w myśl przykazań wodza rewolucji: "Nie ważne, czy mówią dobrze, czy źle, ważne, żeby w ogóle mówili" (J. Kuroń).
Noworoczna zabawa się skończyła. Przyszły zwykle wypełnione obowiązkami dni. Zapewne też na tym sprawa Ziemkiewicza byłaby się zakończyła, aliści w jakiś czas potem stwierdziłem, iż komentarz prof. Żyżyńskiego nadal figuruje, natomiast po moim komentarzu, opatrzonym wtedy informacją, że "trafił na biurko Redaktora", ani śladu. Mogłem sobie natomiast przeczytać sobie, iż
Komentarze zawierające sformułowania agresywnie obraźliwe (nawet wobec polityków) nie mają szans na publikację.
Wynikałoby z tego, iż opisany wyżej skandalizm R. Ziemkiewicza posiada pewien znaczący słaby punkt. Polega on na niezdolności tolerowania zbyt bliskiego sąsiedztwa własnego nazwiska z nazwiskami innych powszechnie znanych skandalistów, jak Michnik czy Palikot. To jest zbyt agresywnie obraźliwe dla polityka, a co dopiero - dla literata z gatunku (SF)ekonomizmu. Tym bardziej, w sytuacji, kiedy okazuje się, iż opisywane przezeń zjawiska nędzy i ubóstwa są m.in. skutkiem owego (SF)ekonomizmu. Kiedy staje się publicznie wiadomym, iż on sam je nie tylko akceptował, ale i działał czynnie na rzecz utrwalenia tego stanu rzeczy, co zresztą obecnie wyraża się w jego koncepcji dwóch Polsk o dwóch różnych prędkościach.
Skandalizujący (SF)ekonomizm Rafała Ziemkiewicza zniesie wiele, bardzo wiele. Nie zniesie tylko bycia "traktowanym" jak wspomniani wyżej zawodowi skandaliści. Nie może dopuścić, aby stosunkowo wąska internetowa opinia publiczna o czymś takim się dowiedziała. To mogłoby mieć nawet dla tak uodpornionego na zniewagi (SF)ekonomizmu w osobie Rafała Ziemkiewicza nazbyt fatalne następstwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz