czwartek, 8 lipca 2010

Na tropach przyczyn katastrofy w Smoleńsku (6)



Smoleńsk Północny - lotnisko wojskowe o zmiennej geometrii



W ciągu blisko trzech miesięcy, jakie dzielą od dnia katastrofy, utrwaliło się w świadomości opinii publicznej dość silne przekonanie, że Smoleńsk Północny to zapadłe rosyjskie lotnisko cywilne, pozostałość po lotnisku wojskowym, na którym prymitywne wyposażenie techniczne i ogólna starzyzna gra o lepsze z typowym rosyjskim bałaganem (do którego przyznają się nawet sami Rosjanie). Symbolem lotniska Smoleńsk Siewiernyj stały się rozpadające się drewniane budki z zamontowanymi nań tandetnymi lampami, mającymi sprawiać wrażenie regularnego oświetlenia lotniska, czy spróchniałe baraczki z bali drewnianych, pokrytych stertami śmieci.



Ale, jak przypomniał w swoim wywiadzie Andriej Iłłarionow, w dziedzinie szpiegostwa i dezinformacji wojskowej "nic nie jest takie, na jakie wygląda" (Rosyjskie śledztwo budzi wątpliwości, Rzeczpospolita 27-05-2010).

Drewniana budka może w sobie skrywać najnowoczesniejszą technikę elektroniczną służącą do meaconingu, czyli celowego zakłócania sygnału GPS, natomiast spróchniały barak, zdający się pamiętać walki z okresu Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (wojna ZSRR z Niemcami hiterowskimi 1941-1945 po zerwaniu przez Hitlera w czerwcu 1941 traktatu Ribbentrop-Mołotow) - kryć w swoim niepozornym wnętrzu nowoczesną broń laserową bądź impulsową.

W szczególności byłe lotnisko będące jeszcze do nie dawna lotniskiem wojskowym o tradycjach sięgających czasów rewolucji bolszewickiej, może nie przestac być, tym czym było ono dla Rosji dotąd - wojskowym lotniskiem o strategicznym znaczeniu.

Od zakończenia II wojny św. na lotnisku tym stacjonował 103. gwardyjski Krasnosielski czerwonoszandarowy wojskowo-transportowy pułk lotniczy imienia Bohaterki Związku Radzieckiego W.S. Grizodubowej, pierwszego powojennego dowódcy tego lotniska. Obecnie, pomimo oficjalnie ogłoszonego rozformowania wspomnianego pułku w końcu 2009 r., lotnisko to wydaje się być w dalszym ciągu obsługiwane przez tych samych rosyjskich oficerów i żołnierzy. Zauważyć należy przy tym, że w skład grupy kierowania lotami w dniu 10 kwietnia 2010 r. wchodzili już emerytowani bądź mający właśnie przejść na emeryturę podpułkownicy i pułkownicy, ci sami ludzie, którzy na tym lotnisku przez ostatnie 15-20 lat pełnili służbę i którzy zapewne pamiętają niejeden związany z tym miejscem lotniczy incydent.

Jak ponadto pamiętamy, kiedy po katastrofie trzeba było naprędce zaimprowizować oświetlenie lotniska od strony wschodniej, rozciągnąć kabel prowizorycznego zasilania i wykręcić bądź wkręcić żarówki w tandetne, wybrakowane "abażury", do wykonania tego ważnego zadania wysłano nie pracowników cywilnych, ale umundurowanych żołnierzy.



Głównym energetykiem lotniska jest, jak nam wiadomo, również były lotnik, który ponadto przedstawiając się jako świadek katastrofy informuje główne media rosyjskie o jej przebiegu. Tak się jakoś składa, że czyni to w sposób sugerujący próbę lądowania przez polskiego pilota na grubej brzozie, czyli w miejscu najmniej do tego celu odpowiednim.

Inni informatorzy mediów i świadkowie katastrofy, jacy zaznaczyli się również w naszych mediach, to także nader często osoby w mundurach, najwyraźniej należące do obsługi lotniska. Rosyjscy żołnierze zatem w dlaszym ciągu obsługują lotnisko Smoleńsk Siewiernyj w pełnym zakresie, jak również występują oni nader często w roli usłużnych informatorów, dostarczając mediom wszelkich informacji, mogących wesprzeć urzędową rosyjską wersję przebiegu i przyczyn katastrofy 10 kwietnia 2010.

Dlatego też, jeżeli chodzi o status lotniska Siewiernyj, warto mieć także w pamięci słowa rosyjskiego kontrolera lotów, wypowiedziane przez niego w trakcie próby rozpoznania przez TU-154 możliwości podejścia do lądowania. Jak świadczy stenogram z rozmów w kokpicie TU-154, rosyjski dyspozytor (skądiną wiadomo w randze pułkownika rosyjskich sił powietrznych), występujący w stenogramie pod zagadkowo brzmiącym kryptonimem "Korsarz", pozwolił sobie na zastanowiające odejście od standardowej procedury. Zdając sobie zapewne w pełni sprawę, że samolot z polskim prezydentem i blisko 100-osobową delegacją państwową na pokładzie nie może być pilotowany przez pilota cywilnego, zapytał on dowódcę polskiego samolotu rządowego, czy lądował kiedyś na "wojennom aerodromie". Przez co dyspozytor ten mimowolnie potwierdził możliwość utrzymywania wojskowego, jeśli nie wręcz wojennego statusu lotniska Smoleńsk Północny.

Należy ponadto zwrócić uwagę, że w rosyjskim słowniku terminów i skrótów związanych z lotnictwem niezwykle ważne miejsce zajmuje skrót REB (ros. radielektronnaja borba), czyli po polsku - walka (wojna) elektroniczna.

Jak głosi rosyjska wersja Wikipedii pojęcie to określa
"ogół celów, zadań, miejsca i czas użycia środków i działań wojsk (sił) w celu ujawnienia środków elektronicznych (RES) i systemów dowodzenia wojskami (siłami) i uzbrojeniem przeciwnika, ich zniszczenia wszelkiego rodzaju środkami bojowymi lub przechwycenia (rozstrojenia) i radioelektronicznego stłumienia (REP) a także w celu radioelektronicznej obrony (REZ) własnych obiektów radioelektronicznych i systemów dowodzenia wojskami i uzbrojeniem, jak również w celu obrony radioelektroniczno-informacyjnej i przeciwdziałania technicznym środkom wywiadu przeciwnika."


Celem rosyjskiej walki elektronicznej jest więc
"dezorganizacja kierowania siłami (wojskami) przeciwnika, obniżenie jego skuteczności prowadzenia rozpoznania, zastosowania broni i techniki bojowej. Walka ta dzieli się z kolei na działania w kierunku czasowego zakłócenia pracy aparatury radioelektronicznej przeciwnika (zakłócenia) i na działania związane z długoterminowym (trwałym) pozbawieniem jej zdolności do prawidłowego działania (zniszczenie siłowe)".


Jest to dziedzina tak dla dzisiejszej Rosji Putina ważna, że na mocy rozporządzenia prezydenta Federacji Rosyjskiej z dnia 31 maja 2006 corocznie dzień 15 kwietnia obchodzony jest jako święto specjalisty w zakresie wojny elektronicznej.

Wreszcie wypada zwrócić uwagę na niezwykle silną skłonność nierosyjskich obserwatorów zajmujących się analizowaniem katastrofy w Smoleńsku do traktowania tego lotniska jako lotniska o stałej geometrii, niezmiennej w czasie. Zgodnie z tym wyobrażeniem wszystko na tym lotnisku jest w tym miejscu, w którym zostało wybudowane i w którym w dalszym ciągu być powinno.

Tymczasem jest to, jak sie wydaje, zasadniczy błąd, wynikający z niezrozumienia zasad zawartych w rosyjskiej koncepcji walki elektronicznej. Skuteczna ochrona własnych (rosyjskich) sił i środków bojowych bowiem przy równoczesnym zachowaniu pełnej zdolności wykrywania, śledzenia i likwidowania sił i środków bojowych przeciwnika, a przynajmniej pozbawiania ich zdolności bojowej wymaga, aby w zasadzie wszystkie elementy składowe wyposażenia, w tym także sprzęt radarowy i radiolatarnie, były w ciągłym ruchu. wtedy bowiem najtrudniej jest przeciwnikowi zlokalizować je i zniszczyć, jeżeli działają one w rozproszeniu i zmieniają ustawicznie swoje położenie.



Naturalnie, dla obrony takiego systemu o geometrii zmiennej chroniącej lotnisko w Smoelńsku przed rozpoznaniem przez przeciwnika konieczne jest utrzymanie możliwie w zatajeniu samego faktu owej zmienności.



Jak można wnosić z łukowatego w ksztacie śladu wyjeżdżonego przez mobilny system kontroli ścieżki podchodzenia do lądowania, znajduje się on w ciągłym ruchu.

W tym stanie rzeczy można ze znacznym prawdopodobieństwem postawić tezę, że elementy składowe radarowego i radionadawczego systemu nawigacyjnego lotniska Smoleńsk Północny mogą niekiedy pracować w rozproszeniu, a także przemieszczać się na znaczne nawet odległości, odpowiednio do zadań, jakie mają one aktualnie do wykonania, nie tracąc przy tym nic ze swych zdolności i wartości technicznych, jakie posiadają one w skupieniu i położeniu, wykazywanym w oficjalnej dokumentacji tego lotniska.

Myliłby się jednak ten, kto by owym oficjalnym danym bezkrytycznie zaufał. One także mogą zawierać dane dezinformujące. Dla przykładu karta MKp 261 lotniska pochodząca z 2006 r. wykazuje, że kurs magnetyczny pasa startowego wynosi 261 stopni. Tymczasem dowódca Tu-154 Arkadiusz Protasiuk w posiadanej w dniu katastrofy dokumentacji (nb. której nie udało się przed lotem zaktualizować i trzeba się było oprzeć na tej pochodzącej z 2008-2009) musiał mieć wpisany kurs 259.
10:10:45,6 Kurs pasa 2-5-9 ustawiony.

Zostaje to następnie potwierdzone przez nawigatora:
10:30:01,4 Kurs lądowania 2-5-9 ustawiony.

Wiemy ponadto z tego samego stenogramu, że kurs magnetyczny 259 pasa startowego potwierdził pośrednio duspozytor lotniska Siewiernyj podając kurs 79, przeciwny do kursu 259, czyli taki, jaki powinien być po wejściu na krąg z punktu kontrolnego ASKIL.
10:30:26,4 Polski 1-0-1, Kurs 79.

Różnica 2 st. pomiędzy kursem magnetycznym 261 i 259 nie daje się w żaden sposób wytłumaczyć zmiennością deklinacji magnetycznej. W pierwszym przypadku deklinacja magnetyczna dla Smoleńska wynosiłaby w 2006 r. 6 stopni, w drugim - w 2010 r. 8 stopni. Tymczasem deklinacja magnetyczna zmienia się zaledwie z szybkością 7 minut kątowych na rok, co daje w ciągu 4 lat pomiędzy 2006 i 2010 rokiem zaledwie 28 minut kątowych (0,5 st.) Z całą pewnością nie może to być zatem powód odchyłki w kursie magnetycznym pasa startowego aż o 2 stopnie.

Rosyjska Międzypaństwowa Komisja Lotnicza MAK operuje pośrednią wielkością deklinacji magnetycznej, tj. 7 st. Może to budzić obawy, iż chodzi o zatuszowanie faktu kilkakrotnego podania przez stronę rosyjską tego samego niewłaściwego kursu magnetycznego pasa startowego. Tymczasem niewielka z pozoru odchyłka o 2 st. może być jednym z ogniw w procesie celowego wyprowadzania TU-154 na kurs magnetyczny lądowania 250 st., to jest na kurs, który mógł doprowadzić i dość prawdopodobne, iż rzeczywiście do katastrofy w dniu 10 kwietnia doprowadził.

Sygnały, iż urządzenia systemu nawigacyjnego lotniska Smoleńsk Północny, powszechnie uważane za urządzenia przeznaczone do naprowadzania samolotów na pas startowy mogą wprowadzać pilotów w błąd, pojawiły się już na blisko 3 lata przed kwietniową katastrofą.

W artykule "Pytania do Rosjan" (Michał Majewski, Paweł Reszka), opublikowanym 28.05.2010 w Rzeczpospolitej czytamy:
"Polskie samoloty miały wcześniej problemy na lotnisku Siewiernyj. 17 września 2007 r. Lech Kaczyński wraz z małżonką, ministrami, ludźmi kultury i przedstawicielami rodzin katyńskich leciał tupolewem do Smoleńska. Były lotnik 36. pułku: – Sytuacja była jak w czasie ostatniej feralnej wyprawy, to znaczy leciały dwa samoloty. Gdy pierwsza maszyna usiadła na pasie, okazało się, że informacje nawigacyjne podawane przez Rosjan były nieprecyzyjne. Załoga, która wylądowała, ostrzegała o tym kolegów, którzy dopiero nadlatywali."


Podobna sytuacja powtórzyła się według artykułu w Rzeczpospolitej w dniu 10.04.2010:
"Od eksperta pracującego dla polskiego rządu uzyskaliśmy informację, że załoga jaka-40 (wylądował przed prezydenckim Tu) miała problemy z odbiorem sygnału radiolatarni położonej 1100 metrów od początku pasa. Przed lądowiskiem w Smoleńsku są dwa takie urządzenie – drugie znajduje się 6100 metrów od płyty. Mają one pomóc załodze w bezpiecznym sprowadzeniu samolotu na ziemię – chodzi o to, by maszyna leciała w osi pasa, a załoga znała odległość od lotniska.
Rządowy ekspert: „10 kwietnia porucznik Artur Wosztyl, dowódca jaka-40, miał kłopot z bliższą radiolatarnią. Sygnał przerywał. Pilot kierował się wskazaniami tej, która była 6 kilometrów od pasa”.


Jeszcze bardziej alarmująco brzmią ostatnie doniesienia zawarte w "Wiadomościach" TVP1 z 6.07.2010. mówiące, iż według ustaleń dokonanych przez polskich śledczych podczas zbliżania się samolotu (prawdopodobnie chodzi o Jak-40, który wylądował wcześniej) sygnał GPS wskazywał prawidłowy kierunek o 10 stopni w lewo w stosunku do tego, jaki w tym samym czasie wskazywała radiolatarnia.

Ponadto, zgodnie ze wspomniana informacją w "Wiadomościach", pierwsza radiolatarnia tzw. "dalsza" miała znajdować się nie w odległości 5 km od "bliższej" (czyli 6,1 km od progu pasa) ale o 4,5 km (5,6 km od progu pasa).

Taki stan rzeczy zdają się potwierdzać w znacznym stopniu omawiane przez nas wcześniej ślady pojazdów w rejonie tzw. bliższej naprowadzającej. Jak już zauważyliśmy, ślady te stanowią dość odwzorowanie w skali ok. 1:7 układ torów kolejowych u zachodniego krańca pasa startowego. Przyjmując, iż charakterystyczne punkty obu tych konfiguracji A-F odpowiadają kolejnym etapom procesu doprowadzania do lądowania samolotu, tj. odległościom 2, 3, 4, 6, 8 i 10 km od pasa startowego i odcinając je na prostych odpowiadających azymutom, które te punkty wskazują, można zrekonstruować hipotetyczną przybliżoną trajektorię lotu w płaszczyźnie poziomej.



Jak widać z uzyskanego w ten sposób wykresu, jest to linia krzywa o zmiennym nachyleniu od 6-10 st. względem linii pasa startowego, biegnąca o kilkaset metrów (dokładniej - 920 m) w prawo od oficjalnej "dalszej naprowadzającej". Równocześnie w odległości 5,8 km dokładnie na wyznaczonej trasie znajduje się działka o kształcie zbliżonym do kwadratu i wymiarach nieco tylko większych od typowego dla rosyjskich radiolatarni i punktów kontrolnych wymiaru 100 x 100 m.



Fakt, iż działka ta leży pośrodku dużego kompleksu rolnego zdaje się wskazywać, iż teren ten został celowo wyłączony z upraw ze względu na potrzeby techniczne pobliskiego lotniska wojskowego. W pełni zatem nadaje się na lokalizację "nadprogramowej" radiolatarni "dalszej".


__________________________

Artykuły pokrewne:
Katastrofa Tu-154: Wieża wprowadziła w błąd pilotów?
Tu-154 nie mógł bezpieczne wylądować? Stare dane dla GPS

dodajdo.com

9 komentarzy:

  1. bzdura:
    Korsarz to kryptonim lotniska - wszystkie je mają.
    Nie ma lotnisk "zmiennej geometrii" - to Twój wymysł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nikt tu nie twierdzi, że wojskowe lotniska nie mogą mieć kryptonimów, jednak kryptonim odwołujący się do morskiego bandyty, z zasady nie zamierzającego się stosować do międzynarodowego prawa morskiego ma tu moim zdaniem swoją szczególną wymowę.
    Jeśli chodzi o "wymysł" - nie mam nic przeciwko takiemu określeniu. Każda nowa koncepcja, każde nowe oryginalne ujęcie tematu jest swego rodzaju "wymysłem". A czy uzasadnionym, to już ocenią Czytelnicy. Moim zdaniem na tym etapie jest uzasadniona wystarczająco, zważywszy, że próg pasa startowego można przesuwać o 0.5 - 1,0 km do przodu, w kierunku samolotu, radiolatarnie pokazują sobie, a GPS sobie, ścieżka podejścia podniesiona do 3,2 st. zamiast 2,66 jak w karcie podejścia, a samolot leci kursem magnetycznym z zerową deklinacją magnetyczną. Pan twierdzi, że nie ma czegoś takiego, jak lotnisko o zmiennej geometrii i że wszystko jest tak, jak w dokumentacji lotniska? Ja twierdzę, że jest i że nie ma takiej danej, której można można z całym spokojem zaufać - przynajmniej w odniesieniu do lotniska Smoleńsk Północny. No, może dodałbym do tego jeszcze... moskiewskie Domodiedowo.

    OdpowiedzUsuń
  3. Problem polega na tym, że istnieje coś takiego co nazywa się stanowisko dowodzenia. W Smoleńsku możemy je wyznaczyc na podstawie podglądu na fotografii przedstawiającej wskaźniki stacji radiolokacyjnych. Na pierwszym z lewej strony widać narysowaną na monitorze rzekę przepływającą przez Smoleńsk. Punk centralny monitora to - stanowisko dowodzenia. http://forum.polska.ru/viewtopic.php?f=3&t=3339
    Dopasujcie sobie do Google Maps.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżeli mamy na myśli stanowisko dowodzenia to pseudonim „Korsarz” jak najbardziej pasuje. Według umiejscowienia punktu centralnego na wskaźniku stacji radiolokacyjnej ze zdjęcia
    http://forum.polska.ru/viewtopic.php?f=3&t=3339
    to „Korsarz” ma namiary 54º 46' 17.07” N, 31º 59' 34,89” E

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeszcze kilka słów o przedmiotowym monitorze.
    Stałe naniesienie pisakiem rzeki na monitor wskazuje po wyskalowaniu, że monitor obsługuje strefę o promieniu 4,5 – 4,8 km. Takie jego ustawienie sprawia,że strefa obserwacji nie obejmuje żadnego z lotnisk w Smoleńsku, a jedynie kontroluje strefę bezpieczeństwa nad Stanowiskiem Dowodzenia (SD) . To znaczy służy wojskom obrony przeciwlotniczej.

    Pod koniec lat 70 – tych odbywałem służbę wojskową we Wrocławiu na SD oddalonym o 5 km od lotniska wojskowo – cywilnego wrocławskiego w Rybnicy. Można powiedzieć, że w czasach Układu Warszawskiego struktura infrastruktury tu czy, czy tu była zbieżna . Sądzę także,że przez minione lata nie uległa poważniejszym zmianom. Poza jednym – tam nie wymieniano sprzętu. Dlatego należy wziąć pod uwagę, że zadania kontrolerów na lotnisku smoleńskim w związku z awaryjnością sprzętu przejęło SD w Smoleńsku wykorzystując zainstalowane na tym lotnisku stacje radiolokacyjne.
    Dlatego powstają pytania :
    Kto rzeczywiście prowadził nasz samolot ?.
    Mamy tylko nagrania z TU-154 co wcale nie świadczy o tym, że prowadzili go kontrolerzy na lotnisku spoglądając na monitory przed sobą. Mogli tylko otrzymywać informacje telefoniczne z SD o położeniu TU- 154.
    Wydaje się, że samolot był prowadzony na ślepo - , mając na względzie awarię zasilania na lotnisku przed lądowaniem uwzględniając opóźnienia w przekazywanych informacjach telefonicznych i zwłoki w podejmowanych decyzjach.
    Osobiście miałem podobną sytuację w czasie odbywanej służby w Rybnicy. Dość powiedzieć, że aby uruchomić zasilanie awaryjne z agregatu (PAD – 200) i włączenie go do systemu potrzeba było ok 10 min. Dziesięć minut to bardzo dużo czasu. Zakładam, że w tym czasie smoleńskie SD nie miało żadnych danych ze stacji radiolokacyjnych.- tzn było właśnie „ślepe”
    Z tego też powodu nie ma nagrań z wieży z lotniska smoleńskiego, natomiast jest na pewno nagranie z SD.
    Wydaje się, że istotną jest ostatnia informacja podana w mediach a która może świadczyć o tym,że jest to komunikat z SD. W komunikacie podano odległość 25 km. Wydaje się, że jest to zasięg stacji wykraczającej poza zakres obserwacji dolotowej do lotniska .
    Fragment ze stenogramów z wieży, ok. 13 minut przed katastrofą:

    08:28:27 KL: – Nie przespać go, z kursem 40 idzie, żeby go na czas zawrócić, gdzie on kur..., teraz?
    08:29:05 KL: – Tak, tak, tak, tak, kur... gdzieś powinien być.
    08:29:20 KL: – Job twoju mać, wszystko jedno, kur...
    08:29:31 KL: – Odpowiedział.
    08:29:34 KL: – Gdzie ten 25 kilometr, jeszcze nie zobaczyłem.
    08:29:38 A: – Ty go nie widzisz, tak?
    08:29:48 KL: – Tak, przepadł.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie osobiście wspomniana linia, wykreślona pisakiem na ekranie monitora bardziej kojarzy z granicą między Białorusią a Federacją Rosyjską. W tym przypadku promień kontroli obszaru wynosiłby nie 5 km, ale ok. 100 km. a w związku z tym wydaje mi się, że rutynowe zainteresowania dyspozytorów, sięgały nieco dalej i dotyczyły czegoś więcej, niż tego, co akurat przelatuje im nad głowami.

    Stenogramy rozmów dyspozytorów wskazują, że obserwowali oni osobiście, co się dzieje na ich ekranach, inna natomiast sprawa, czy źródłem obrazu radarowego był radar ulokowany w dokładnie określonym miejscu, w połowie długości pasa i w pewnej odległości od jego osi, czy też umieszczony w innym miejscu, lub nawet przemieszczający się w określony sposób. Właśnie zaniki obrazu o takim przemieszczaniu się, bądź przełączaniu źródeł obrazu radarowego obszaru mogą świadczyć.
    Nb. lądującego godzinę wcześniej polskiego Jaka-40 także na kilka minut zgubili.

    P.S. "żeby go na czas zawrócić" moim zdaniem nie oznacza, jak mógłby ktoś przypuszczać: skierować go na inne lotnisko, ale: w odpowiednim momencie (pozycji) polecić mu wykonać 2-gi "razworot" kręgu nadlotniskowego (MPR 117). A tego raczej nie da się zrobić, nie widząc samolotu na radarze.

    (open mic.pdf)
    08:57:24 1-szy Zrozumiałem, odległość Jaka-40 ile?
    08:57:37 RP 48.
    08:57:24 RP Nie, tylko na 2-gi go wyprowadzam a potem do podejścia.
    08:57:34 1-szy (niezr.) daleko jeszcze? (Pytanie prawd. o Iła-76)
    08:57:37 RP 60.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety pańska wersja o tym,że na ekranie monitora zaznaczono granicę Rosji nie zgadza się. Istnieje ponad 8 istotnych punktów które nie pokrywają się z flamastrem,. Nawet po uproszczeniu kształtu tej granicy.Tak więc jest to rzeka w Smoleńsku.

      Usuń
    2. Ponad to co napisałem to odzwierciedleniem podziałki wskażnika jest liczba 500 m w dole ekranu i oznacza rzeczywistą szerokość kanału utworzonego przez dwie żółte proste równoległe .To samo jest w górnej części.
      Wystarczy tylko nanieść wszystkie odcinki na Smoleńsk.
      Reasumując: Rosjanie dali nam fałszywe zdjęcie stanowiska kontroli lotów.
      Na innym dostępnym zdjęciu z tego pomieszczenie po prawej stronie jest szyba podobna do tzw. planszety - na której prowadzi się obiekty kredką.

      Usuń
    3. Gdyby wężyk i kabelek mikrofonu nie zasłaniały bardzo charakterystycznego odwróconego noska powyżej punktu ASKIL
      (54.503300°N 31.086700°), przekonałby się Pan, że się Pan myli. Ale przecież nie musimy się we wszystkim zgadzać - niech każdy zostanie przy swoim zdaniu. Dziękuję za spostrzeżenia i pozdrawiam.

      Usuń