czwartek, 25 lutego 2010

Lis w skórze lwa, czyli - Przychodzi Macierewicz z propozycją



Kto był na Górze św. Anny w Opolskiem i zwiedzał znajdujący się tam kościół pod tym samym wezwaniem, ten może widział pewien obraz. Przedstawia on Anioła Stróża walczącego z Diabłem poprzez grę w szachy o duszę człowieka. Słuchając nagrania rozmowy O. Redemptorysty z Antonim Macierewiczem na antenie Radia Maryja (13.02.2010), zachwalającym zdrajcę Narodu i Państwa polskiego Lecha Kaczyńskiego jako rzekomo jedynego możliwego kandydata na Prezydenta RP, przypomniałem sobie ten właśnie obraz.

Żeby zrozumieć całe diabelstwo tej "propozycji", trzeba mieć na uwadze szereg zasadniczych kwestii, które zostają starannie przed słuchaczami Radia Maryja zatajone:

1. Macierewicz mówiąc, iż prezydent Czech Klaus także podpisał traktat lizboński, podobnie jak Lech Kaczyński, "zapomina" dodać, że o ile prezydent Czech podpisał traktat lizboński po dwukrotnym skierowaniu traktatu do czeskiego trybunału i dwukrotnym pozytywnym orzeczeniu tego trybunału, o tyle Lech Kaczyński uczynił wszystko, aby nie skorzystać z jedynie i wyłącznie jemu przysługującego prawa skierowania traktatu lizbońskiego w trybie tzw. kontroli uprzedniej do polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Oznacza to, że ewentualna kontrola konstytucyjnosci traktatu na wniosek innego podmiotu uprawnionego mogła nastąpić dopiero po uprawomocnieniu się traktatu, czyli po jego wejściu w życie.

2. Macierewicz nie wspomina, że faktyczną decyzję o przystąpieniu przez Polskę do traktatu lizbońskiego, czyli do traktatowej formy konstytucji europejskiej, powołującej do życia federalne superpaństwo europejskie, unieważniającej polską Ustawę Zasadniczą, z równoczesnym przekreśleniem polskiej państwowości, podjął nawet nie sam Lech Kaczyński, ale jego brat, Jarosław Kaczyński, ówcześnie premier rządu polskiego, po interwencjach telefonicznych m.in. prezydenta Francji Sarkozy'ego w trzeciej dekadzie czerwca 2007.

3. Bez pardonu oczernia jedynego jak dotąd wiarygodnego kandydata na prezydenta RP, który zaświadczył swoją postawą jako marszałek Sejmu, druga osoba w państwie, że w przeciwieństwie do Lecha i Jarosława Kaczyńskich nie traktuje sprawy obrony życia instrumentalnie. Macierewicz, pragnąc wykluczyć w przedbiegach tę najgroźniejszą dla Lecha Kaczyńskiego kontrkandydaturę, straszy słuchaczy, że jeśli zagłosują na Marka Jurka, mogłoby to "bardzo zaszkodzić, doprowadzić do dużych, dużych dla nas, jako Polski, negatywnych konsekwencji". Wkrótce okazuje się, że ta kandydatura "rozbije przecież obóz patriotyczny i sprawi w ostatecznym rozrachunku, że "będziemy zupełnie bezradni ma scenie politycznej" jak wtedy, kiedy przez "wiele, wiele lat dziesiątków, a nawet setek lat bez państwa ratowaliśmy swoją tożsamość".

4. Macierewicz obłudnie zaleca Markowi Jurkowi, żeby ten zorganizował akcję poparcia swojego wniosku do Trybunału Konstytucyjnego przez wojewodów, starostów, wójtów i sołtysów. Tym samym, wedle Macierewicza, lokalne władze samorządowe, być może szczebla gminnego, powinny być bardziej niż sam prezydent RP, świadome faktu oczywistej skąd inąd, nawet dla niejednego laika z ulicy, sprzeczności Traktatu Lizbońskiego z Konstytucją RP. Sprzeczności, dodajmy, której Lech Kaczyński, prezydent Polski, nie chce dostrzec po dziś dzień.

5. Mówiąc o tych mniejszościowych posłach PiS, którzy podpisali się pod wnioskiem do Trybunału i pragnąc rozciągnąć wdzięczność słuchaczy z tego tytułu na cały PiS, który 1 kwietnia 2008 roku w większości zagłosował za traktatem, Macierewicz zapomina zaznaczyć, że gdyby PiS nie dostarczyło zupełnie dobrowolnie brakujących do kwalifikowanej większości 2/3 7 (słownie: siedem) głosów, ów groźny dla Polski traktat, oznaczający tak jak dla Czech, finis Poloniae, nie mógłby być ratyfikowany. Łącznie owych głosów za traktatem lizbońskim ze strony "opozycyjnego" PiS było 89.


Rozmowa z Antonim Macierewiczem na antenie Radia Maryja w dniu 13 lutego 2010

2010.02.13.rn18.mp3
(45 min. I cz. nagrania)

O. Redemptorysta: Dzisiaj ujawnił swoją wolę kandydowania Marek Jurek.

Antoni Macierewicz: Ja nie słyszałem tej deklaracji, chociaż jakieś medium o tym powiedziało i dowiedziałem się, że taka deklaracja miała miejsce, ale nie słyszałem, w związku z tym nie wiem, jak ona naprawde wyglądała, i to do oceny byłoby istotne. Ale ja chcę powiedzieć, że to jest poważna... to byłaby, gdyby była, poważna, kandydatura. Nie ze względu na szerokość poparcia, bo nie sądzę, żeby tak rzeczywiście było, tylko ze względu na głoszone przez byłego pana marszałka wartości, zwłaszcza w obszarze związanym z moralnością chrześcijańską, ochroną życia. To jest osoba, która tej sprawie się poświęciła i tutaj ma olbrzymie naprawdę zasługi. Dlatego też trzeba zrobić dużo, żeby znalazł się on w szeroko rozumianym obozie patriotycznym, popierającym Lecha Kaczyńskiego, bo tam jest potrzebny, a będąc poza nim, tylko zmarnuje część głosów, a nie uzyska żadnego...

O.R.: A nie wyobraża pan sobie, panie ministrze, że w drugiej turze, gdyby doszło do takiej drugiej tury, w której wystartowałby Lech Kaczyński, czy Marek Jurek powiedziałby: głosujcie na Lecha Kaczyńskiego?

A.M.: Znaczy, gdyby w ogóle rzeczywiście kandydował?... Jeżeli będzie kandydował rzeczywiście, to to jest jego wola ujawnienia swojego stanowiska. Mam nadzieję, gdyby w ogóle do tego doszło, ale... liczę , że do tego nie dojdzie, to będzie temu towarzyszyła właśnie taka deklaracja. Że to jest kandydatura tylko, czy też aż... może lepiej powiedzieć - na pierwszą turę. Ale, powtarzam, to jest kandydatura, która, gdyby miała miejsce, mogłaby bardzo zaszkodzić, mogłaby doprowadzić do dużych.. dużych dla nas.. jako Polski... negatywnych konsekwencji. Mogłaby doprowadzić, że w drugiej turze spotka się... nie wiem, pan Szmajdziński z panem Sikorskim, z panem Komorowskim, albo pan Komorowski z panem, no... to po prostu jest kandydatura, która by nam wszystkim w moim przekonamniu zaszkodziła.

Ja rozumiem, gdyby taka decyzja zapadła, że jest zawsze taka pokusa, żeby zgromadzić prawdziwy, katolicki, twardy, że tak powiem, elektorat. Sam temu, takiej pokusie od czasu do czasu ulegam. Rozumiem to, ale też mam świadomość, że jesteśmy w tak trudnej, nadzwyczajnej sytuacji, trzeba sobie zdawać sprawę z konsekwencji dla Polski, które będą, jeżeli wygra kandydat Platformy Obywatelskiej - będziemy mieli przez następne lata wtedy i premiera i prezydenta z formacji liberalno-komunistycznej. Jakie szkody to przyniesie Polsce. Bo to rozbije przecież obóz patriotyczny, sprawi, że będziemy zupełnie bezradni ma scenie politycznej. To oczywiście nie znaczy, że Polacy jako naród będą bezradni, bo wiele, wiele lat dziesiątków, a nawet setek lat bez państwa ratowaliśmy swoją tożsamość, więc ja nie chcę być jakimś katastrofistą. Ale szereg korzystnych rozwiązań, które dzięki możliwościom wpływów państwowych uzyskaliśmy, stracimy.

O.R: Ja nie jestem pewny, czy gdzieś ta zasada - wracam do tej hipotezy - nie będzie miała zastosowania "wasz prezydent nasz premier", ale to jest jakby na gruncie takim publicystycznym, powiedzmy, gdzieś tam, zastanawianie się nad tym, natomiast, gdyby rzeczywiście Marek Jurek wystartował, gdyby Lech Kaczyński był w drugiej turze, to czy nie wydaje się panu, że Lech Kaczyński zraził sobie jednak wiele osób po prawej stronie, chociażby podpisaniem traktatu lizbońskiego. chociażby nie do końca jasnym stanowiskiem w kwestii życia, tak naprawdę, chociażby otoczeniem, które gdzieś w pałacu prezydenckim jest wokół Lecha Kaczyńskiego. Przypomnijmy sobie także to sławetne spotkanie pani prezydentowej z kobietami - to było chyba z okazji Dnia Kobiet - kiedy została podpisana deklaracja, którą pani prezydentowa gdzieś tam w kuluarach podpisała, a którą to deklarację, jeżeli sobie dobrze przypominam - Monika Olejnik przygotowała...

A.M.: Ale trudno nazwać panią Monikę Olejnik otoczeniem pałacu prezydenckiego. To by już była niewatpliwie za daleka hipoteza...

O.R.: Tylko, że ktoś do pałacu zaprasza, prawda? Więc to jest właśnie to pytanie, czy prezydent Kaczyński jednak w tych kwestiach pryncypialnych, jak Traktat Lizboński, jak ochrona życia, nie był zbyt mało pryncypialny, przez te cztery z górą lat?

A.M.: Ja myślę tak, że pan prezydent starał się być pryncypialny w tych kwestiach, chociaż być może modus operandi, sposób realizacji, mógł stwarzać takie wrażenie, a z pewnością strona przeciwna zrobiła wszystko, żeby eksponować ewentualne błędy i słabości.

O.R.: Panie ministrze, podpis pod traktatem nie jest wrażeniem, to jest fakt.

A.M.: Tak, jest faktem. Ale jest też faktem, że uczynił to prawie jako ostatni. Że robił wszystko, żeby tego podpisu uniknąć. I to było zresztą przyczyną olbrzymiej fali systematycznego, brutalnego, cynicznego ataku z drugiej strony. Nie było takiego dnia, w tym czasie, kiedy pan prezydent odkładał podpisanie, nie było takiego dnia, żeby nie było ataku na pana prezydenta, nie było kpin z pana prezydenta w związku z tym, że nie podpisuje traktatu lizbońskiego...

O.R.: To wszystko prawda, panie ministrze, ale...

A.M.: ...oczywiście, polityka nie jest ani rzeczą łatwą, ani przyjemną i nie po to się uprawia politykę, żeby być, że tak powiem, kochanym, zwłaszcza przez wrogów własnego kraju, prawda, zwłaszcza przez przeciwników, tylko po to, żeby realizować interesy narodowe, ludzkie, obywatelskie, prawda, interesy pewnej formacji, ale przede wszystkim interesy narodowe, interesy kraju. W związku z tym polityk musi być gotów ponosić tego typu koszty, ja się tutaj z Ojcem w pełni zgadzam, ale tylko pokazuję, że pan prezydent podpisał wtedy, jak już nie było w tej sprawie nieomal żadnego wyjścia. Ale równocześnie, ponieważ tak się złożyło, że jestem autorem wniosku do Trybunału Konstytucyjnego o stwierdzenie niezgodności, niezgodności traktatu lizbońskiego z Konstytucją Rzeczpospolitej, wniosku, który będzie przez cały, pełny skład Trybunału wkrótce rozważany i mam nadzieję, że uzyskam pozytywny dla Polski z tego efekt. Chcę przypomnieć, że ten wniosek, kiedy został złożony, spotkał się z przychylnym komentarzem ze strony Kancelarii pana prezydenta, który - tutaj myślę o komentarzu pana Stasiaka, szefa Kancelarii, a więc osoby, która wypowiada się w imieniu pana prezydenta...

O.R.: Ale w takim razie...

A.M.: ... to są także znaki świadczące o tym, że pan prezydent rozważa to w kategoriach tego, co uważa za pewien realizm polityczny...

O.R.: A może, panie ministrze...

A.M.: ... pryncypia nasze w pełni popiera, ale uważa, że realizm nie pozwala ponad pewną miarę się upierać przy czymś, co on osobiście uważa za nierealistyczne - tak bym odczytywał to jego postępowanie. Moje stanowisko jest troszeczkę.. troszeczkę inne, ale ja chcę też zwrócić uwagę, że ono nie było jednostkowe. W tym sejmie potrzebne było 50 podpisów, żeby ten wniosek mógł zostać złożony. Zostały złożone 63 podpisy. I to nie byli członkowie Platformy Obywatelskiej, PSL-u, ani SLD. W związku z tym warto sobie, że tak powiem, zwrócić uwagę na to i zrozumieć, cenić tę formację, jaką jest Prawo i Sprawiedliwość. Bo gdyby jej nie było, to taki wniosek w ogóle nie mógłby zostać złożony.

Ja zresztą apelowałem do pana Marka Jurka, by zmobilizował na przykład samorządowców, którzy są z nim związani. Każdy organ stanowiący samorządu terytorialnego ma prawo do złożenia takiego wniosku do Trybunału Konstytucyjnego. Jeżeli, a tak rozumiem z jego wypowiedzi, pan Marek Jurek jest pryncypialnie przeciwko Traktatowi Lizbońskiemu, to dlaczego nie zmobilizować, to ciągle na to jest czas. To nie jest jakaś pretensja wstecz, tylko także apel w przyszłość, samorządowców, szefów gmin, prawda, prezydentow miast, żeby taki podpis... taki podpis złożyli pod wnioskiem do Trybunału Konstytucyjnego. To wzmocni naszą skuteczność, nasze wspólne działanie w sprawie traktatu lizbońskiego. który niewątpliwie w tym kształcie jest po prostu dla Polski bardzo, bardzo niekorzystny i kwestionuje nasza suwerenność narodową.

O.R.: I pod którym jest podpis prezydenta Rzeczpospolitej.

A.M.: I pod którym jest podpis prezydenta Rzeczpospolitej. I także prezydenta Klausa, który tak dramatycznie powiedział - powiedział "Finis Bochemiae" Koniec Czech, podpisując.

O.R.: Panie ministrze, to prawda, tylko że pan prezydent Klaus nazwał jeszcze.. i jakby można powiedzieć, jeszcze powiedział, że to przyjęcie przypominało stypę. Natomiast w pałacu pana prezydenta podpisywanie wraz z czołowymi politykami, i tak dalej, przypominało raczej w e s e l e .

A.M.: Jak O. pamięta, tam sie nawet pióra zbuntowały, prawda? Trzykrotnie trzeba było zmienić pióro, żeby ten podpis został ostatecznie złożony.

O.R.: Pióro, które zlicytował pan Palikot.

A.M.: No, to właściwy człowiek na właściwym miejscu.

O.R.: A czy ten realizm w takim razie nie moglibyśmy określić, panie ministrze, no... jest takie stare polskie porzekadło: "Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek"? Bo jeżeli jest to traktat niekonstytucyjny z naszego punktu widzenia...

A.M.: Tak uważam. Ja uważam, że on jest sprzeczny z Konstytucją.

O.R.: ...i skoro otoczenie prezydenta tutaj przyklasnęło temu pomysłowi, żeby pod Trybunał Konstytucyjny oddać rozważenie tego traktatu, to po co podpis?

A.M.: Proszę Ojca, my jesteśmy w sytuacji podobnej obecnie, jak w końcówce XVIII w. Jesteśmy w sytuacji tak olbrzymiego parcia sił antypolskich, a dosyć w sposób otwarty zmierzających do niszczenia poszczególnych sfer, niezbędnych do suwerennego życia kraju, a nawet samej suwerenności, kwestionujących samą niepodległość narodową Polaków, że być może trzeba grać na wielu fortepianach. Że ten sojusz niepodległościowy, narodowy, patriotyczny musi być bardzo szeroki i musi operować wieloma różnymi narzędziami. Trzeba byc lwem i lisem równocześnie, być może. I moim zdaniem potępianie, czy pretensja tutaj do pana prezydenta jest naprawdę nieroztropna. Mówię to zupełnie serio, jako człowiek, który wybrał zupełnie inną w tej sprawie drogę, ale też pełnię inną funkcję. Ale też mam inne miejsce we strukturze polityczno-społecznej. Od mojej decyzji tak wiele nie zależy, jak zależy od decyzji pana prezydenta.

Czy, proszę Ojca, można powiedzieć, że gdyby pan prezydent nie podpisał, to wtedy by zwiększył swoje szanse na zwycięstwo wyborcze?


Ja powtarzam: od zwycięstwa wyborczego zależy, czy my utrzymamy możliwość walki o suwerenność państwową? Bo jeżeli on przegra, to ta możliwość bardzo dramatycznie zostanie okrojona - bądziemy zepchnięci do podziemia. Powtarzam, nie dramatyzuję: Polacy byli w podziemiu wielokrotnie i dawali sobie radę, w związku z tym nihil desperandum. Ale będzie to sytuacja po prostu gorsza. Będziemy operowali mniejszą ilością narzędzi niezbędnych do walki o... że tak powiem, nie tylko wartości, ale o codzienny byt Polaków.
Kto inny, poza prezydentem Kaczyńskim, dzisiaj mówi o sprawach społecznych? Ko mówi o biedzie? Kto mówi o nędzy? Kto mówi o prawach robotników? Nikt o tym już nie mówi. Kto mówi o stoczniach? (...)

* * *

Jak z powyższego widać, Macierewicz zmierza swoim całym wystąpieniem na antenie Radia Maryja do tego, by Polacy patrioci i katolicy ponownie zaczęli szanować i cenić, a przede wszystkim ponownie zagłosować na ugrupowanie polityczne o szacownej biblijnego pochodzenia nazwie: Prawo i Sprawiedliwości. Na tę partię, która udowodniła, jak mało która po tej stronie sceny politycznej w ostatnim 20 leciu, że jego własny program wyborczy nic dla tej "patriotycznej" rzekomo partii nie znaczy, że nie liczy się dla niej ani Polska, ani Naród polski, ani Konstytucja RP, a tylko jej własny partyjny i prywatny interes jej kluczowych przywódców, z braćmi Kaczyńskimi na czele.

W paru słowach można by więc powiedzieć tak: piekielnie przebiegły polityczny lis w skórze lwa Antoni Macierewicz przybył do rozgłośni katolickiej Radio Maryja z propozycją ostatecznego skorumpowania polskiego etosu katolickiego i narodowego. Postanowił udowodnić wszystkim w Polsce, że samą tylko swoją zmyślną lisią retoryką skutecznie wpoi w słuchaczy Radia Maryja przekonanie, a właściwie ślepą wiarę, że co białe, to jednak czarne, a co choćby najczarniejsze - to prawie że nieskazitelnie białe. Wykazałby w ten sposób przed swoimi mocodawcami, że jest w stanie w pełni tę "ciemną moherową masę" kontrolować: zarówno intelektualnie, politycznie, jak i moralnie. Stara się więc za wszelką cenę wmówić wyborcom, że nie mają innego wyjścia, jak zagłosować ponownie na jego "jedynie słusznego" kandydata na prezydenta RP, na bliźniaczo podobnego sobie politycznego lisa w skórze lwa, Lecha Kaczyńskiego, na człowieka, który ich zaufania już raz haniebnie nadużył, a nadzieje sromotnie zawiódł, a przede wszystkim - zdradził Polskę.

Czy mu się to Macierewiczowi uda? W chwili obecnej trudno to jednoznacznie stwierdzić. Jednakże wrażenie dziejącego się diabolicznego wręcz zła, jakie tchnęło z samego głosu i słów Macierewicza, przypomniało mi swój niewysłany list z czerwca 2001, który mimo to w jakiś sposób przeniknął do Internetu i funkcjonuje tam do dnia dzisiejszego. Ale o tym historycznym już liście dopiero w następnym wpisie na tym blogu.


 •  Lis w skórze lwa, czyli - Przychodzi Macierewicz z propozycją (1)

 •  Lis w skórze lwa, czyli - Przychodzi Macierewicz z propozycją (2)

 •  Lis w skórze lwa, czyli - Przychodzi Macierewicz z propozycją (3)

 •  Lis w skórze lwa, czyli - Przychodzi Macierewicz z propozycją (4)

 •  Lis w skórze lwa, czyli - Przychodzi Macierewicz z propozycją (5)




dodajdo.com

3 komentarze:

  1. nie mogłem tego wywiadu bełkotu przeczytać do końca,przepraszam

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż, rozumiem, sam przez to przechodziłem, ale myślę, że w tym przypadku wiele Pan traci, koniec bełkotu jest najlepszy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeszcze ciekawostka:
    http://www.konserwatyzm.pl/artykul/4187/antoni-macierewicz-pis-na-pogrzebie-masona

    OdpowiedzUsuń