środa, 15 czerwca 2011
Na tropach przyczyn katastrofy smoleńskiej (21)
Jeszcze w październiku 2009 nic tutaj nie było - ot, zwykły zarośnięty krzewami nieużytek, jakich wiele w tej okolicy. Jedynie trudno zauważalny kształt kwadratu o wymiarach 120 x 120 mógł wskazywać, iż miejsce to mogło mieć kiedyś coś wspólnego z infrastrukturą nawigacyjną wojskowego lotniska Smoleńsk Północny.
Sądząc po zdjęciach satelitarnych z 11 kwietnia 2010 sytuacja tego miejsca zmieniła się radykalnie. Teren ten, teraz kwadrat o wymiarach dokładnie 100 m x 100 m został ogrodzony, a od strony drogi publicznej (ulicy) wykonano dwa wjazdy. Rozpoczęto także, dosłownie na dniach, roboty niwelacyjne, o czym świadczą sterty świeżo nawiezionego piasku.
Jednak ani ok. 25 czerwca 2010 ani później nic nie wskazuje na to, iż miałby to być jakiś plac budowy. Dalej jest to pusty, kwadratowy plac z dwoma wjazdami i splantowany wzdłuż boków ogrodzenia, prostopadłych do ulicy.
Mówimy cały czas o terenie, który położony jest w odległości ok. 660 m dokładnie na północ od tzw. "dalszej" radiolatarni naprowadzającej na kurs 259, tj. ten kurs magnetyczny, na którym lądował w dniu 10.04.2010 polski TU-154M 101.
Dodatkową cechą położenia tej działki jest to, iż leży ona w odległości dokładnie 6000 m od miejsca, w którym uderzył w ziemię polski samolot. Ponadto leży ona na kursie geograficznym równym liczbowo kursowi magnetycznemu podejścia Tu-154 do lądowania 259 st.
Ta ostatnia ze wspomnianych okoliczność jest o tyle istotna, że tego dnia polski samolot w okolicach Smoleńska częściej latał kursem geograficznym, niż magnetycznym, jak powinien, kierując się żyrokompasem magnetycznym.
Nadmienić należy, że zazwyczaj kurs geograficzny różni się od odpowiadającego mu kursu magnetycznego o wartość deklinacji magnetycznej, charakterystycznej dla danej okolicy. Dla Smoleńska wynosi ona zazwyczaj +7, może nawet +8 st. Kiedy więc pilot obiera kurs magnetyczny 259, a deklinacja magnetyczna wynosi +7 st., samolot leci wówczas kursem geograficznym 266. To znaczy, w tym przypadku, kursem pasa startowego lotniska Smoleńsk Północny z kierunku wschodniego.
Feralnego dnia wszakże bywało inaczej. Tego dnia w rejonie Smoleńska deklinacja magnetyczna zdawała się momentami osiągać wartość niezwykle bliską... zero. Lub +14 st. - w zależności od tego, co uczynimy wartością odniesienia. Bowiem kiedy samolot dolatywał do Smoleńska, minąwszy punkt ASKIL, a dyspozytor nakazał załodze kurs (magnetyczny) 40 st. samolot leciał, jak świadczyłaby filmowa symulacja MAK, kursem geograficznym ok. 40 st. (zamiast 48 st.) podczas gdy rejestrator parametryczny zarejestrować miał w tym czasie wartość 34 st. (patrz: rys. 22 10:21:00-10:26:00 str. 76 Raportu końcowego MAK, wersja ros.). Z kolei kiedy na prostej przeciwległej do prostej pasa nakazany przez dyspozytora kurs magnetyczny wynosił 79 st. (geogr. 86 st.), rzeczywista (wzgl. domniemana) odchyłka kursu ponownie wyniosła tym razem (zgodnie z MAK) -10 st. w stosunku do kursu prawidłowego, natomiast wartość kursu żyromagnetycznego zapisana w rejestratorze równa ma być (wg MAK) 70 st. (tamże, 10:31:00-10:35:30).
Nie trzeba chyba dodawać, że jeżeli istotnie miało miejsce celowe określone zakłócenie pracy żyrokompasu samolotu, bądź danych wyprowadzanych na pulpit, to z uwagi na swoje właściwości położenia wspomniana działka stanowić może idealne miejsce do ulokowaniu nań fałszywej dalszej radiolatarni, naprowadzającej samolot na fałszywy kurs magnetyczny pasa startowego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jak juz pisałem wczesniej nie wierzę w spisek ...
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony bez wątpienia lotniska wojskowe MUSIAŁY być wyposażone w aparaturę zakłócającą - bo to jeden z elementów ich obrony! Wciskanie przez "naszych" polityków i idących na ich pasku prokuratorów, tudzież medialne szuje kitu że NIC takiego nie miało miejsca opiera się wyłącznie na nadziei iż Polak jest głupi tak przed szkoda jak i po szkodzie.
Jeśli o mnie chodzi osoba która a priori odrzuciła ten watek śledztwa to zdrajca i powinien wylądować na szubienicy albo skończony idiota i powinien wylądować w domu pomocy społecznej.
Pragnę zauważyć, że oficjalna teza propagandowa głoszona na użytek bieżącej polityki wcale nie musi pokrywać się z tym, co prokuraturze i wiadomym służbom polskim o tej sprawie wiadomo. Tym niemniej należy mieć na uwadze, że władza, która w warunkach braku alternatywnych źródeł informacji poczuje, że może bez przeszkód kreować własną wizję świata, bez względu na to, jak owa wizja ma się do rzeczywistości, staje wówczas taka władza przed nieprzepartą pokusą, żeby rozwiązywać problemy i wykonywać swoje konstytucyjne obowiązki wyłącznie poprzez rozwiązywanie problemów z zakresu public relations.
OdpowiedzUsuńJeżeli przyjąć, że spiski, jako potajemne zmowy w celu osiągnięcia jakichś ukrytych celów nie istnieją, a wiara weń w jakiś sposób dyskwalifikuje człowieka "myślącego", to czy ów człowiek myślący, że myśli, może powiedzieć, że taka władza spiskuje? Albo zdradza? Chyba już nie. W wypadku wykreślenia ze swego słownictwa takich określeń i pojęć jak "spisek", zamach", "zdrada" człowiek myślący zmuszony jest uznać raczej, że ona, ta władza, działa racjonalnie, bowiem nie robi ona nic innego, jak tylko dostarcza, bo MUSI dostarczać, informacyjny produkt dopasowany do lęków i oczekiwań masowego nabywcy.
Ale jak już człowiek myślący zacznie wykreślać ze swego słownictwa pewne słowa, to powinien mieć równocześnie świadomość, że niechybnie pojawią się następne w kolejności słowa do wykreślenia. Na przykład "mgła". Albo "szkoda". Może nawet: "nadzieja"?
Nie wierze w TEN konkretny spisek. zbyt wiele ryzyka, zbyt trudno to wszystko w obliczu ludzkich słabości ukryć, za wiele zamieszania ... w stosunku do możliwych korzyści.
OdpowiedzUsuńnatomiast w machinacje rządzących wierzyć już nie muszę one są faktem niejednokrotnie potwierdzonym.
A co z faktami niejednokrotnie niepotwierdzanymi?
OdpowiedzUsuńWybacz mi Druhu, że wyrażę odmienny pogląd, ale dla mnie osobiście ten konkretny spisek sprawia właśnie wrażenie... klasycznego spisku.
Historia uczy że spiski zawiązuje się po coś! Tymczasem wykluczenie Kaczyńskiego i grona podróżujących z nim ludzi i tak było kwestia co najwyżej kilku miesięcy. Przez ten czas mieli spętane ręce i praktycznie nic zrobić nie mogli.
OdpowiedzUsuńwięc jaki sens? CO innego zabicie Go w Gruzji! Albo w pierwszym półroczu sprawowania prezydentury - gdy już zdążono Go obrzucić błotem a jeszcze nie przetarła się w opinii polaków wizja państwa które chciał budować.
A fakty? Póki co żadnych faktów nie ma - są pewne przesłanki - jedne sugerują totalny bałagan, inne możliwość zaistnienia pewnych wypadków. ale nic więcej, żadnych konkretów.
Po pierwsze, "polaków" pisano może z małej litery jedynie w zaborze rosyjskim i najprawdopodobniej jedynie do czasu odzyskania przez Polskę niepodległości, kiedy zadecydowano, że narodowości pisze się z dużej.
OdpowiedzUsuńPo drugie, nożna przyjąć, że sens każdej celowej, zamierzonej operacji istnieje zawsze. Ale udowadnianie, że nie było spisku tylko dlatego, że nie potrafi się samemu wskazać sensu, który byłby absolutnie przekonujący dla przeciętnego zjadacza chleba, (potrafi się natomiast rzecz całą sprowadzić do absurdu), samo w sobie zakrawa w moim przekonaniu na absurd.
Oczywiście, że każdy spisek, skierowany przeciwko rodzimemu podmiotowi, podobnie jak operacja wojskowa kierowana np. przez sztab generalny (zazwyczaj przeciwko podmiotom obcym), ma swój cel. A właściwie zespól celów, z których jedne są zasadnicze (pierwotne), inne drugorzędne (wtórne). Zarówno jedne jak i drugie wynikają z ogólnej aktualnej sytuacji na polu walki, i to wynikłej w trakcie długotrwałego procesu.
Jeżeli teraz ktoś mówi, że jakieś hipotetyczne działanie hipotetycznego podmiotu nie miało sensu, to mówi właściwie tyle, i aż tyle, że zna lepiej, od hipotetycznych spiskowców i od hipotetycznego obcego sztabu, jaka była ich rzeczywista sytuacja, a nawet - co on na ich miejscu by zadecydował i jak postąpił. A co mianowicie radzi? Otóż radzi owym hipotetycznym, zakładanym przez siebie rodzimym spiskowcom, czy obcym sztabowcom, czy też i jednym i drugim (tego do końca nie wiadomo, którym) ażeby - jeśli już koniecznie muszą - co najwyżej czynili "nic", albowiem czynienie czegokolwiek z ich strony nie ma tak naprawdę najmniejszego sensu.
No, dobrze, a jaki sens według Pana miała z punktu widzenia dowództwa rosyjskiego bestialska rzeź prawie całej cywilnej ludności Pragi? Czy też żadnego?
P.S.
OdpowiedzUsuń"Albo w pierwszym półroczu sprawowania prezydentury".
Przecież w ten sposób Pan sam uznaje za całkiem sensowne dokonanie zamachu, ZANIM została wizja państwa, czyli ZANIM pojawił się jakikolwiek "sens".
ja się nikomu literówek nie czepiam...
OdpowiedzUsuńkażde ludzkie działanie ma swój cel i sens - nawet jeśli jest bezsensowne ... Natomiast Rosjanie - pomijając już sam fakt bezsensu ich imperialnych roszczeń - bezsensownych działań nie podejmują. Śmierć Litwinienki miała zastraszyć potencjalnych naśladowców, ale już np Bukowskiego (mimo ze zrobił więcej szkody) nie likwidują ... bo by to w danej chwili nie miało sensu.
Rzeź Pragi była postrachem dla reszty Warszawy - która mogła jeszcze długo się bronić w walkach ulicznych na co Suworow nie miał ani czasu ani środków. Barbarzyństwo to było, ale jednak barbarzyństwo logiczne.
Tymczasem spisek na życie Kaczyńskiego tej logiki nie posiada! We wcześniejszym okresie jego prezydentury Rosjanie słusznie mogli upatrywać dla siebie zagrożenia - nikt nie był w wstanie wówczas przewidzieć reakcji opinii światowej, jednocześnie poglądy Kaczyńskiego były powszechnie pośród polityków i dyplomatów znane - wiec dla Rosjan istniały realnie, nie musieli czekać aż przedrą się do opinii publicznej.
Mogę zaakceptować pogląd iż działania podjęte w celu "obrzydzenia Kaczyńskiemu życia" miały swój tragiczny finał - ale nie w spisek obejmujący setki osób.
Zazwyczaj także się literówek nie czepiam, chyba że "literówki" (w tym przypadku pisanie z dużej litery) zdają się być elementem określonego przesłania. W takim wypadku zastrzegam sobie prawo reakcji i nie ulegam za zwyczaj szantażowi, zawartemu np. w zarzucie, iż się jakoby czepiam rzeczy nieistotnych, albowiem są one chyba jakoś istotne, skoro sam Autor tych "literówek" uznał je za istotne.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do meritum, a zatem przyznaje Pan, że jakieś działania (zwłaszcza prewencyjne, wyprzedzające rozwój jakiejś niekorzystnej sytuacji) mogą być sensowne (racjonalne) dla planujących i podejmujących je, zanim staną się sensowne z punktu widzenia świadomości potocznej, także Pańskiej (nie wątpię, że nad wyraz wyrobionej) świadomości?
Przykład z literówka dowodzi jak łatwo jest dostrzegać celowe działanie tam gdzie było zwykłe przeoczenie.
OdpowiedzUsuńCzasami nazbyt ufam technice (autokorekcie Mozilli) ... piloci Tupolewa nazbyt zaufali swojej - mnie kosztuje to niepotrzebne tłumaczenia ich kosztowało życie.
Ale przykład trafił się w sumie całkiem dobry.
Z mojej - przyznaję że niezbyt wielkiej, ale podręcznikowej - znajomości historii Rosji, zarówno tej etnicznej jak i imperialnej nie wynika aby był to organizm szczególnie przewidujący, zdolny do działań prewencyjnych!
Nie jest to też jednak państwo partaczy! Dotychczasowe jego działania są prowadzone w taki sposób by jednocześnie NIKT nie miał wątpliwości na czyje polecenie zamordowano Litwinienkę czy trockiego ale też by NIKT nie miał na to jednoznacznych dowodów. wszystkie mordy dokonane na polecenie Kremla były przemyślane i wykonane w dogodnej sytuacji międzynarodowej - Tymczasem ewentualny mord na Kaczyńskim byłby zaprzeczeniem ich dotychczasowej metody. co ważniejsze w chwili katastrofy byli KOMPLETNIE nieprzygotowani politycznie na tę okoliczność - sam fakt pokazania w TV Katynia, kajanie się i chaotyczne próby wyrażenia solidarności z Polakami dowodzą tego w sposób logiczny.
Reasumując.
Nie kwestionuję iż Ruscy mogli chcieć "postraszyć" Kaczyńskiego lub "pokazać mu psi ogon" (za akceptacją zresztą "naszych" polityków), natomiast nie zgadzam się z teorią zamachu - bo przeprowadzony został by on w sposób zaprzeczający zarówno rosyjskiej racji stanu jak i dotychczasowym praktykom.