wtorek, 26 maja 2015
Grzegorz Braun o sytuacji politycznej w Polsce (pełny tekst)
Grzegorz Braun o: współpracy z JKM, ruchu Kukiza i spisku w II turze
Albert Wójcik: Jest nami Pan Grzegorz Braun. Panie Grzegorzu, wybory zakończone, jakie refleksje.
Grzegorz Braun: Dzień dobry, szczęść Boże! Rozmawiamy o tych wyborach, które zakończone, czy o tych, które jeszcze przed nami? O pierwszej, czy o drugiej turze?
A.W.: O pierwszej turze.
G.B: Pomijając wszystkie doniesienia znamionujące możliwość popełniania matactwa czy fałszerstwa wyborczego, także i w tej pierwszej turze, to mamy jakiś obraz rzeczywistości. Ten obraz to jest monopol kartelu partyjnego, w którym ławka rezerwowych jest dosyć krótka. Partie okrągłostołowe, sitwa postpeerelowska szuka możliwości jakichś przeszeregowań, które by złudziły publikę na następnym etapie, ale ciągle sięga się po te same zgrane karty. Fakt, że właśnie zaraz po tej pierwszej turze wyłożone zostały na stół propozycje utworzenia nowych formacji, nowej lewicowej i nowej wolnościowej - tej nowej wolnościowej miałby przewodzić pan Leszek Balcerowicz,
a w tej lewicowej, "sprawiedliwej społecznie" mieć poczesne miejsce ktoś taki jak Jan Hartman z Krakowa, z loży B'nei B'rith Polin. To jest właśnie dowód na to, jak krótka jest ta ławka rezerwowych.
Zwróciłem uwagę przed rozstrzygnięciem w I turze na to, jak to w ostatnich dniach niemalże kampanii wyborczej kandydatura pana Pawła Kukiza spodobała się i została, co tu dużo mówić, zareklamowana, zarekomendowana przez z jednej strony kogoś takiego jak pan Kupa Wojewódzki, a z drugiej strony pan Grzegorz Schetyna wyraził się życzliwie i jakby to powiedzieć - przyjaźnie o tej formacji. No i cóż, z całą sympatią dla samego mojego szanownego kontrkandydata, który tak znakomity wynik uzyskał w I turze, z tym wiążę to osiągnięcie, z podjęciem pewnych decyzji politycznych. W jakiej konstelacji? W tej konstelacji, którą ja roboczo nazywam układem wrocławskim. Myślę, że to jest nie bez znaczenia, że właśnie na Dolnym Śląsku tak wiele się znalazło miejsca dla tego ruchu buntu i sprzeciwu. Miasto Lubin, prawda, Kombinat Miedziowy, to są bardzo ważne sprawy i mówiąc krótko, jestem niewierzący w tej sprawie - nie wierzę w żaden spontan i nie wierzę w jakieś tam nagłe rewizje sumienia uczestników tego establishmentu dolnośląskiego. I jeszcze raz powtórzę: z całą sympatią, z szacunkiem i podziwem dla osiągnięcia mojego szanownego kontrkandydata pana Pawła Kukiza trzeba to jasno widzieć, że zza jego pleców wychyla się teraz do nas twarz Grzegorza Schetyny jako kandydata na nowego premiera. Jako kandydata na nowego premiera, po tym, jak pani Kopacz, czy już pani Kopacz "na metr wgłąb" już ośmieszy wszystko, co jest do ośmieszenia. Myślę, że układ rozważa wariant majdanowy.
Wariant majdanowy to znaczy taki, że - powiedzmy - Komorowski wygrywa jednak o włos z Dudą, co spotyka się z niedowierzaniem... no i właśnie wielkim ruchem sprzeciwu oszukanych wyborców, być może nawet jakieś kryterium uliczne jest brane pod uwagę i na to wszystko - co od lat jest wariantem ciągle aktualnym i ćwiczonym - wjeżdża na to jakiś nowy WRON, Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego, z jakimś kolektywnym Jaruzelskim, taka junta na zakończenie III RP. I widzę tu właśnie Grzegorza Schetynę, widzę tu Waldemara Pawlaka, widzę tu także i ministra Siemoniaka w tej nowej juncie.
Myślę, że to są warianty ewidentnie rozważane, czy to przez Biuro Niebezpieczeństwa Narodowego, czy przez jakieś właśnie tam sitwy, kliki partyjne, to jest niewykluczone. A zatem dla mojego szanownego kontrkandydata w jego stronę taka sugestia, żeby brał to pod uwagę. Pewnie bierze, ale ponieważ wszystkie partie, także i te nowe, one znowu są tworzone przez... jak to w demokracji, prawda, one są tworzone przez mafie, służby i loże tworzą partie, jaka loża tworzy tę nową, wrażliwą społecznie partię lewicową, no to już wiadomo właśnie: B'nai B'rith Polin tam co najmniej jednego wybitnego swojego działacza tam deleguje. Jaka loża tworzy partię Leszka Balcerowicza et consortes? No, to znowu zdaje się pan generał Czempiński, który się chwalił przecież na poprzednim etapie, że to u niego na kanapie Platforma Obywatelska powstała, no widać jacy ludzie się przy tym kręcą.
Zachodzi pytanie, tu już przeszedłem płynnym ruchem do tej drugiej tury, zachodzi pytanie, czy jedyny kontrkandydat, jedyny pretendent, który pozostał na placu boju, czy rzeczywiście próbuje wygrać te wybory, czy może nawet nie próbuje? To jest pytanie istotne. A jeśli on sam myśli realnie o tej akcji wyborczej, w którą jest teraz zaangażowany, no to pytanie, czy ta formacja, która za nią stoi, czy... chce wygrać. Moim zdaniem pierwsza tak zwana debata tych dwóch graczy pokazała, że w zapleczu piarowskim pana Andrzeja Dudy zostały podjęte bardzo radykalne decyzje o niezadawaniu jakichkolwiek trudnych pytań Bronisławowi Komorowskiemu. To jest przecież zupełnie ewidentne.
Zbyt długa jest ta lista pytań nasuwających się w sposób oczywisty, a nie zadanych, żeby to mogło być przypadkiem. To nie może być rzecz li tylko predyspozycji, czy też braku predyspozycji osobistych pana Andrzeja Dudy do nawiązania realnej walki, ale myślę, że to musi być decyzja polityczna.
Jakie pytania? Ja mam pytania takie pierwsze z brzegu o dialog operacyjny, jaki z Bronisławem Komorowskim prowadziła w latach 80-tych Służba Bezpieczeństwa, o zażyłe związki Bronisława Komorowskiego z WSI, o przyczyny, dla których jako jedyny poseł swego klubu głosował przeciwko rozwiązaniu tej sowieckiej polskojęzycznej służby.
Pytanie o niemieckie pieniądze - wtedy były jeszcze marki, nie euro, na przełomie lat 80-90. pan Komorowski w spółce jakiejś zresztą z aktorem panem Rayzacherem zainwestował przeogromną jak na tamte realia sumę - zresztą bez zysku, z ryzykiem straty udało się szczęśliwie te pieniądze ocalić, ale te pytanie, jak skromy opozycjonista dochodzi do takich pieniędzy, warto by się tego dowiedzieć.
Pytania o Smoleńsk, rzecz jasna, pytanie o tę słynną kwestię Bronisława Komorowskiego, że może prezydent gdzieś może będzie leciał i z sugestią, że nie wróci.
Te pytania w ogóle nie padają. Pytanie o kombinację z lasami państwowymi, które miałyby być sprzedane na poczet roszczeń żydowskich wobec Polski.
Żadne z tych pytań nie pada. Padło dosłownie jedno pytanie, jakby to powiedzieć, niestandardowe, jak na Prawo i Sprawiedliwość, a to pytanie o przepraszanie za Jedwabne i pytanie o to dlaczego Bronisław Komorowski współdziała na froncie antypolskiej propagandy z Polaków czyniąc sprawców zbrodni II wojny światowej. No i cóż, niestety spocił się sam zadający to pytanie, w miarę jak usiłował je wykrztusić, natomiast samemu Bronisławowi Komorowskiemu nie przyszło... nie sprawiło żadnej trudności, żeby wymigać się od odpowiedzi.
No więc skoro tak, to czy jest tutaj toczona realna walka polityczna, czy mamy do czynienia z amerykańskim wrestlingiem, z pozorowanymi zapasami? To pytanie niestety zachodzi i trudno je uchylić.
A.W.: Pan się odniósł do jakichś ulicznych rozruchów, wyjścia Polaków na ulicę i mam takie pytanie, czy pan widzi ewentualnie jakieś pozytywne aspekty w tym. Bo część ludzi już mówi, że w tym momencie przez wybory nie da się zmienić ustroju, nie da się zmienić tego układu partyjnego, więc oni postulują wyjście na ulicę i zrobienie to siłą. Czy my się z tym zgadzamy, czy nie, to już jest jakby sprawa drugorzędna, ale czy Pan widzi jakieś pozytywne aspekty, czy to ma sens, czy to doprowadziłoby do jeszcze większej tragedii?
G.B.: Gdybyśmy mieli tutaj nadstawiać karku i gdyby się miało okazać potem, że myśmy to czynili po to, żeby Grzegorz Schetyna został jesienią nowym premierem III RP i pół, to proszę samemu odpowiedzieć sobie na to pytanie, czy warto? Czy warto brać udział w kryzysie kontrolowanym, którym ma zalegitymizować się pewną roszadę, pewne przetasowanie w obozie władzy, ale takie, po którym ostatecznie, poza może jakimiś wylosowanymi nieszczęśnikami, z których trzeba będzie zrobić kozły ofiarne, nikomu włos z głowy nie spadnie tam na górze, a na ulicy może krew się poleje, czy warto ryzykować? Moim zdaniem to jest w tej chwili najważniejsze, żeby się nie dać pozabijać i żeby się nie dać ograbić bardziej niż jesteśmy ograbieni.
Odnoszę tę dyrektywę, ten imperatyw patriotyczny, zarówno do tych rozstrzygnięć wewnętrznych jak i na przykład do wojny na Ukrainie, czy jakiejkolwiek innej wojny. Widzicie Państwo, że nie kijem go, to pałką, Że nie udało się nas wysłać tak łatwo, gładko na wojnę ukraińską, w związku z tym będą nam tutaj teraz sprowadzać uchodźców z basenu Morza Śródziemnego. Myślę, że każdy sposób dobry na to, żeby doprowadzić do ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej w XXI wieku w Europie Środkowej.
Jaki scenariusz? Do jakiego scenariusza mogą pasować uchodźcy nieszczęśni, których tutaj Unia Europejska będzie sprowadzać, będzie eksportować na nasze terytorium? Proszę sobie wyobrazić: jak są uchodźcy, to są obozy uchodźców. Jak są obozy uchodźców to bardzo łatwo o tzw. incydenty, to bez trudu można wygenerować jakieś zdarzenia, które będzie się potem w zachodnich telewizjach, i wschodnich zresztą - i w Paryżu i w Moskwie będzie się opowiadać o tym, że polski motłoch napastuje jakichś biednych imigrantów. I wówczas może się okazać, że to na przykład nawet nie władza centralna, tylko władze miejskie proszą o pomoc wspólnotę europejską. Na przykład taki wzorcowy... taki prymus transformacji ustrojowej, jak Rafał Dutkiewicz, prezydent Wrocławia, może w takich okolicznościach okazać się tym Konradem Mazowieckim, który sprowadzi jakichś Krzyżaków na Dolny Śląsk.
Ja nie mówię, że tak się stanie, nie mówię, że ten scenariusz stanu wojennego musi być koniecznie zrealizowany. Właśnie, władza nas sobie bada, władza nas sprawdza, na ile sobie może pozwolić, testuje naszą odporność psychiczną i fizyczną, materialną na te różne bezczelne chwyty i może się okazać, z tych badań wyniknie, że jesteśmy już tak skapcaniali, że żaden stan wojenny tutaj nie jest konieczny.
Ale ja nie mówię, żeby nie brać udziału w takiej grze, gdyby ona się toczyła. Janie mówię, żeby się koniecznie z góry deklarować, że się wszyscy zamkniemy po domach i będziemy to tylko oglądać w telewizorze, ale przestrzegam, przestrzegam przed wchodzeniem w te scenariusze, które ewidentne są pisane. No, widać, że układ postawił na te partie - z całą sympatią i szacunkiem, na tę partię buntu i sprzeciwu, która programowo najbardziej jest niedookreślona. Tę partię, która stanowi pewną formę buntowniczą, którą napełnić można bardzo różnymi treściami. I jeżeli napełniać tymi treściami będą właśnie tacy ludzie, tacy sympatycy Pawła Kukiza, jak Grzegorz Schetyna, czy Kupa Wojewódzki z drugiej strony, to jaki z tego pożytek dla Polski?
A.W.: Właśnie Pan już dał się poznać w tych wyborach szerokiej publiczności i teraz pytanie, co dalej? Czy Pan będzie tworzył jakiś ruch? Czy Pan się na przykład do kogoś przyłączy, ewentualnie do którego środowiska spośród tych antysystemowców jest panu najbliżej? Bo Pan już trochę mówił o Pawle Kukizie, to rozumiem, że raczej tutaj Pan jest sceptyczny raczej wobec tej formacji - tej współpracy raczej tutaj nie będzie, tak?
G.B: Ja nie widzę formacji. Ja widzę wielki ruch, widzę wielki sukces, natomiast nie bardzo widzę, jeszcze raz powtórzę, ramy programowe, wobec których moglibyśmy się jakoś zorientować. To, że pan Paweł Kukiz tak żywiołowo, jak sobie przypominam po tej debacie telewizyjnej, tym "teleturnieju Jeden z Dziesięciu", protestował, że go niesłusznie oskarża pan Palikot, jakoby był przeciwny małżeństwom jednopłciowym, to dowodzi jakiegoś - nazwijmy to grzecznie - zamętu duchowego i nieogarnięcia intelektualnego. W związku z tym po prostu problem: jeśli mielibyśmy się łączyć, to musielibyśmy wiedzieć kto z kim, co, z czym.
A inni, no wie Pan, któżby mnie tam chciał? Nie czekając zatem na polityczne rozstrzygnięcia, pracuję nad tym, żeby ta, banalnie mówiąc, mobilizacja, która towarzyszyła mojej kampanii wyborczej, ta inwestycja, której dokonali moi Rodacy, dość liczni jednak, jak na kandydaturę nie wysuniętą przez żadną formację okrzepłą, jak by tej formacji nie roztrwonić, jak by zrobić, żebyśmy mogli dalej coś wspólnie czynić, ale żeby się to nie rozmieniło na drobne w polityczce. A polityczką byłaby dla mnie każda układanka, której ostatecznym horyzontem jest tylko dzielenie skóry na niedźwiedziu w tych wyborach jesiennych na przykład. Trzeba mieć horyzont szerszy. Trzeba mieć głębiej umocowany fundament w tych działaniach, bo jeżeli chodziło w tym jakimś jednoczeniu prawicy antysystemowej chodziło tylko o układanie list w wyborach do Sejmu, to marna sprawa. To nas czeka kolejny tylko jakiś konwent św. Katarzyny, prawicowy, albo i nie daj Boże, jakiś prawicowy AWS.
A.W.: W ostatnim wywiadzie dla nas Janusz Korwin-Mikke powiedział, że gdyby Pan zgłosił chęć wstąpienia do partii Korwin, to byłby Pan w ogóle przyjęty bez mrugnięcia okiem i czy by Pan widział taką możliwość, żeby dołączyć do tej partii, czy bliżej byłoby Panu na przykład do Kongresu Nowej Prawicy?
G.B: Ja się wyrażałem zawsze z niezmienną atencją i wdzięcznością o moim szanownym kontrkandydacie, którego staż polityczny jest tak nieporównanie dłuższy i poważniejszych gabarytów niż mój. Pan Janusz Korwin-Mikke jest człowiekiem, któremu osobiście bardzo wiele zawdzięczam, jak sądzę jak my wszyscy. Bardzo wiele zawdzięcza mu moja głowa. mam nadzieję, że to jest widać już, jak wiele z tej pracy, którą on włożył w odzyskiwanie gruntu wolnościowego w Polsce, jak wiele pracy włożył w propagowanie logiki dwuwartościowej w myśleniu o ekonomii i życiu politycznym - no, to jest zupełnie nieocenione.
I to jedna rzecz. Druga rzecz, to jest Janusz Korwin-Mikke jako działacz polityczny. I tu znowu muszę powtórzyć - musiałbym się najpierw lepiej dowiedzieć, dokąd ten działacz polityczny zmierza. Bo jego wielkie zasługi jako publicysty, rezonera, filozofa politycznego o niewątpliwych znamionach genialności - one się do tej pory w ciągu tych paru dziesiątków lat działania politycznego Janusza Korwin-Mikke nie przekładały na żadną czytelną i trwałą polityczną jakość, prawda.
I stąd bardzo dziękuję, bardzo jest słyszeć miłe rzeczy na swój temat, ale polityka nie może być... nie z tego się robi politykę, żeby było miło, prawda. Więc ... no właśnie, musielibyśmy nawzajem się o sobie różnych rzeczy dowiedzieć, żeby się okazało, kto do której partii miałby wstępować.
A.W.: A co jest, jeśli chodzi o Kongres Nowej Prawicy i ewentualnie Ruch narodowy, bo oni tam też jakoś chyba będą współpracować, przynajmniej lokalnie?
G.B: Ja chyba zwierzałem się Panom parę tygodni temu, że wysuwałem propozycję wobec działaczy i kandydatów tych partii, wysuwałem je na etapie, na którym wiele można było jeszcze zmienić. Dzisiaj niewiele zostało pola manewru. Moje oczekiwanie, że te wybory odegrają rolę prawyborów na prawicy antysystemowej, ono się potwierdziło. No i cóż? Wyniki tych prawyborów akurat dla obu tych formacji są, myślę, znacznie poniżej oczekiwań ich własnego elektoratu i politbiura jednej i drugiej partii. Więc raczej jestem ciekaw, jakie wnioski wyciągną te formacje, ich liderzy. Czy mogę być jakoś pomocny w wyciąganiu tych wniosków, to znowu nie ode mnie zależy.
A.W.: Mnóstwo kontrowersji, nawet można powiedzieć, że to już przeszło do takiej nazwijmy to popkultury, ponieważ pojawiają się jakieś grafiki w internecie na ten temat, wywołała Pana wypowiedź na temat kondominium rosyjsko-niemieckiego pod żydowskim nadzorem powierniczym, tak? Dobrze mówię?
G.B: Kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym. To jest moja definicja tego kształtu ustrojowego, który nadawany jest atrapie polskiej państwowości. Bo to jest atrapa. Jak by to wyjaśnić, to wie pan, jest na osobną, myślę, że dość długą rozmowę. Żeby to poważnie wyjaśnić to trzeba się cofnąć w historię i trzeba rozmawiać o... znaczy uświadomić, jak jest tradycja zarządzania przez Niemców i... przez Prusaków i Moskali naszym terytorium i jaką rolę w tym zarządzaniu odgrywali Żydzi w minionych stuleciach. Warto rzecz całą widzieć w szerszym kontekście historycznym, a na wyłożenie tego kontekstu naprawdę potrzebowałbym, tak, żeby poważnie potraktować słuchacza potrzebowałbym troszkę dłuższej chwili. No i druga rzecz, trzeba by rozejrzeć się szerzej po współczesnej scenie geopolitycznej, trzeba by wyliczyć te przesłanki, które skłaniają mnie do przypuszczenia, że takie właśnie rozwiązanie kwestii polskiej w Europie Środkowej jest przewidziane.
Jakie rozwiązanie? No właśnie takie, że geopolityczne płyty tektoniczne Rosji i Niemiec zsuwają się tutaj na naszym terytorium jak wieko trumny nad nami, a żyrantem, kontrolerem i zawiadowcą tego całego interesu, gwarantem podtrzymania umów i respektowania interesów wzajemnych, także interesów imperium amerykańskiego w Europie jest diaspora żydowska. Diaspora... to już właśnie nie jest słowo, które oddaje stan rzeczy, dlatego, że od kiedy mamy w Warszawie taką monumentalną placówkę eksterytorialną de facto jak Muzeum Historii Żydów Polskich, możemy mówić o przejściu do nowego etapu. To jest już właśnie etap nie walki propagandowej, nie pedagogiki wstydu wobec Polaków, nie metoda kija i marchewki w przygotowywaniu gruntu, ale już właśnie na tym gruncie gotowym zakładane są zręby nowej suwerenności państwowej, która właśnie w moim języku taką ma nazwę: kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz