czwartek, 12 kwietnia 2012

Ks. Bp Antoni Dydycz: "Przyjdzie nowych ludzi plemię..."



Ks. Bp Antoni Dydycz 

 "Przyjdzie nowych ludzi plemię..."
(homilia wygłoszona 10.04.2012 w katedrze św. Jana w Warszawie podczas Mszy św. w intencji ofiar tragedii smoleńskiej)

Ekscelencjo, najdostojniejszy Ks. Biskupie Laszlo Biro, biskupie polowy z Węgier, drodzy bracia w kapłaństwie i w życiu konsekrowanym, z ks. prałatem tutejszym proboszczem na czele, szanowni i czcigodni członkowie rodzin poległych pod Smoleńskiem, z panem prezesem, szanowni parlamentarzyści, przedstawiciele świata nauki, kultury, sztuki, gospodarczego i finansów, szanowni związkowcy, z Solidarnością w tle, druhny i druhowie, harcerki i harcerze, dostojne poczty sztandarowe, droga młodzieży, ucząca się i pracująca, albo szukająca pracy poza granicami, mieszkańcy wsi i miast, słuchacze i oglądający Telewizję Trwam i Radio Maryja, w Ojczyźnie i poza jej granicami, warszawianie i goście!

Dobiega końca drugi rok od straszliwej katastrofy, dla której nazwę trudno znaleźć. Niełatwo jest ją zakwalifikować do jakichkolwiek podobnych temu wydarzeń. Wyjątkowo ciężko przychodzi docieranie do prawdy, prawdy o tym, co wtedy w ów kwietniowy ranek stało się na lotnisku pod Smoleńskiem. Ale człowiek ma naturalne prawo do pamięci i trzeba to brać pod uwagę. ks. kard. Stanisław Ryłko podczas pielgrzymki do Loretto podkreślił z mocą znaczenie pamięci. Odnosi się to do wszelkich środowisk, środowisk ludzkich, ta bowiem pamięć w konsekwencji powinna przemieniać się w wierność, która ma strzec przed utratą daru, a dalej winna się stać odpowiedzialnością, aby nie dopuścić do zmarnowania daru. Co więcej, powinna doprowadzić do podziwu duszy względem wielkości i bezinteresowności ofiarowanego i otrzymanego daru.

Tragedia pod Smoleńskiem jest wyjątkowym darem, ofiarowanym najpierw tym, co polegli pod Katyniem, następnie darem wyjątkowym dla całej Polski, ale też dla każdej ludzkiej osoby. Darem jest sam motyw, motyw w pełni szlachetny, który wypływa z przekonań religijnych. Jest on mocno usytuowany w Piśmie św. - pamięć o zmarłych. Często już Stary Testament nawoływał do tego, aby pamiętać, a tryb rozkazujący: "Pamiętaj!" albo "Pomnij!" daje o sobie znać przy różnych okazjach. Zresztą ofiara Chrystusa, złożona na krzyżu, powtarzana w sposób bezkrwawy na ołtarzach, jest także pamiątką - staje się owocem pamięci. I dziwić nas może to, że są ludzie, którzy nie chcą tego prawa ludzkiego uznać. Jakby boją się pamięci. Ale na to nic nie poradzą.

W ostatnich kilkunastu dniach liturgia przypominała nam różne wydarzenia. Najpierw zatrzymajmy się przy uroczystym wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy. Początek Wielkiego Tygodnia. Dziwnym byłoby nie zwrócić uwagi na szczery entuzjazm, jaki towarzyszył temu wjazdowi. Ale św. Łukasz pisze: niektórzy faryzeusze spośród tłumu mówili do Pana Jezusa: "Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom". Odrzekł Pan Jezus:
"Powiadam wam, jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą".
I gdybyśmy my umilkli, kamienie pod Smoleńskiem i w całej naszej Ojczyźnie z pewnością wołałyby wciąż o tym, co się stało dwa lata temu.

Pamięci nie da się zadusić. Nie udało się to w odniesieniu do męczenników Katynia. Nie może się udać w odniesieniu do tych, którzy pielgrzymowali na miejsce zbrodni. I chociaż nie dotarli do samych grobów, to jednak swoim męczeństwem poniesionym w słusznej sprawie najpierw ukazali grozę tego, co się działo przed 70 laty, a następnie oddali życie swoje, pielgrzymując w poczuciu obowiązku, aby wstrząsnąć sumieniami całego świata. O tym świadczyły pierwsze dni żałoby: tysiące, setki tysięcy zniczy, i ten tygodnie trwający pogrzeb. O tym zapomnieć nie można. O tym zapominać nie wolno, gdyż jedna i druga krew została przelana za Ojczyznę. Jedna i druga krew ma użyźniać glebę naszych serc i naszych umysłów. Ale pod warunkiem, że będziemy o tym pamiętali, tak jak pamiętali o krwi przelanej swoich poprzedników żołnierze Polski Podziemnej, harcerze i harcerki, ale i wszyscy ludzie pielęgnujący leśne mogiły, stawiający na nich krzyże, kładący kwiaty.

I dlatego może budzić w nas zaskoczenie, ale i słuszny niepokój, kiedy zaczęliśmy się dowiadywać, że na polskiej ziemi może zabraknąć miejsca dla uczczenia pamięci prezydenta Rzeczypospolitej, jego małżonki, ostatniego prezydenta z uchodźstwa i 93 pozostałych uczestników narodowej pielgrzymki. Ginie prezydent Rzeczypospolitej, oddaje swe życie ostatni prezydent na uchodźstwie, jak gdyby podkreślając, że to nie tylko ta, w obecnych granicach znajdująca się Polska, ale cała emigracja, całe uchodźstwo, a więc i cała Polska i wszyscy Polacy przeżywają tę straszliwą tragedię. Z tego to względu warto odwołać się do niewielkiego wiersza "Orlątko" Or-ota *).

"Z prawdziwym karabinem u pierwszych stałem czat.
O, nie płacz nad swym synem, że za Ojczyznę padł!
Z krwawą na piersi plamą odchodzę dumny w dal,
Tylko mi Ciebie, Mamo,
Tylko mi Polski żal."

I chciałoby się zapytać, czy właśnie tam pan Prezydent i cała delegacja nie powtarzają słów tego wiersza. Czy nie jest im bardziej żal właśnie nas, którzy tu pozostaliśmy. Bardziej żal Polski. Żal, i to wielki. Polska jawi się być słabą, na własnej ziemi czuje się bezdomną, setki tysięcy, jak za czasów rozbiorów wędruje za chlebem, traci własną tożsamość. lekceważy się kulturę, wypracowaną przez wieki. Gdzie się podziały te cnoty obywatelskie, do których przynajmniej mógł się odwoływać nasz kaznodzieja narodowy ks. Piotr Skarga - obchodzimy przecież jego rok pamięci.

Potrzebna jest odwaga, potrzebna świadomość - mówi o tym bohater Marii Rodziewiczówny w nawiązaniu do dębu Dewajtis:
"Tyle wieków on stał i wszystko przetrwał, dziesiątki pokoleń go strzegło, broniło. Aż Bóg za karę takich zesłał, co ni pamięci, ni ducha ojców w piersi nie mają".

"Najcięższy to dopust i próba. Co my warci bez pamięci starej sławy i cnoty" - martwi się - "skąd my ją odbudujemy i utrzymamy?

"Co my warci bez pamięci starej sławy i cnoty?" A jednak jest nadzieja, jest perspektywa. Wypracowujemy ją, staramy się ukazać naszą pamięcią, także naszą modlitwą, naszymi zgromadzeniami. Wskazuje na tę perspektywę Błogosławiony Jan Paweł II w "Myśląc: Ojczyzna":
"Ojczyzna, kiedy myślę, wówczas wyrażam siebie i zakorzeniam, Mówi mi o tym serce, jakby ukryta granica, która ze mnie przebiega ku innym...".

"Wyrażam siebie i zakorzeniam" - jakie to głębokie. A następnie przepaja się nasze serce tym duchem. A to prowadzi nas, aby spotykać się z innymi, aby wspólnie się modlić, aby wspólnie zastanawiać się, nad przyszłością Ojczyzny, aby nie lękać się kłopotów i zmagań, odważnie dyskutować, aby te dialogi, służące naprawie Rzeczypospolitej, przeniosły się do wszystkich domów i do wszystkich mieszkań. Bo są potrzebne.

Okazuje się, że jest jakaś droga, a może dróżka na razie, która prowadzi od jednego do drugiego, która jakby paciorkami różańca ogarnia nas wszystkich i jednoczy. Oby skutecznie. Oby owocnie.

Tak to widział Sługa Boży Prymas Tysiąclecia, gdy uczył:
"Naród, który kończy jedno tysiąclecie, musi się wspierać na błogosławionych doświadczeniach dziejowych, czerpiąc z nich mądrość, siłę i program na przyszłość".

Wiedział dobrze, dlaczego to mówi. Doświadczył przecież straszliwej wrogości w czasie świętowania Tysiąclecia Chrztu i Państwa Polskiego. Jakie fale wrogości zalewały ówczesne media, tego nie da się opisać. Można je jednak w jakiejś części porównać do współczesnych tendencji, które jak zły duch, boją się wody święconej. Lękają się błogosławionych doświadczeń dziejowych, mądrości z nich płynącej, siły i jasnego programu na przyszłość. Lękają się innego patrzenia na świat. Posługują się różnymi metodami. Dlatego ciągle ograniczają możliwości wolnej prasy, radia i telewizji. Bo czymże można wytłumaczyć to nastawienie Krajowej Rady do spraw przyszłości Telewizji Trwam.

Prymasowska wizja współdziałania wszystkich zdrowych sił w państwie dla dobra Polski i Kościoła była mocno osadzona i oparta na solidnych przesłankach oraz motywacjach. Pisał o tym przed 11-tu laty dobrze znany współczesny polityk - oto słowa jego:
"Nie wydaje się jednak, żeby Prymas taktował to zadanie jako funkcję zastępczą, jako funkcję usprawiedliwioną tylko tym historycznym nieszczęściem, jakim były najpierw rozbiory, a potem komunizm. Wydaje się, że zdaniem kard. Wyszyńskiego również w normalnych warunkach, czyli w warunkach wolności, w warunkach suwerenności państwowej Kościół i religia powinny przenikać wszystkie sfery życia publicznego. Nasycenie kultury, gospodarki i polityki wartościami chrześcijańskimi to jest naturalna konsekwencja faktu, że każdy naród chrześcijański jest narodem ochrzczonym. Ta obecność pierwiastków jest zresztą konieczna nie tylko ze względu na ekonomię zbawienia, ale również z punktu widzenia doczesnego pochodzenia, gdyż żywotność religii jest warunkiem rozwoju wszystkich pozostałych dziedzin życia. Dlatego też prymas podkreślał, że wszelkie formy prześladowania Kościoła są równoznaczne z walką z Narodem."

Ważne to stwierdzenie: "wszelka forma prześladowania Kościoła jest równoznaczna z walką z Narodem". Tak pisał przed 11-tu laty obecny minister sprawiedliwości. Miejmy nadzieję, że pamięta.

Jakie za ową deklaracją pójdą czyny? Módlmy się, aby zgodne z nią. Zresztą sprawiedliwość jest czymś niepodzielnym, niezbędnym w życiu jednostek i społeczności. Benedykt XVI przypomina o tym. Pisze:
"Orędzie chrześcijańskie jest pozytywną odpowiedzią na ludzkie pragnienie sprawiedliwości".
Jaka jest zatem sprawiedliwość Chrystusa? Jest o przede wszystkim sprawiedliwość pochodząca od łaski, według której to nie człowiek naprawia, uzdrawia siebie samego i innych. Nawrócić się do Chrystusa oznacza w gruncie rzeczy właśnie to: wyzbyć się złudzeń, wyzbyć się poczucia samowystarczalności, aby uświadomić sobie i zaakceptować własny brak, potrzebę jego przebaczenia, a także przyjaźni.

I w tym świetle jeszcze wyraźniej można postrzegać sens modlitewnych zgromadzeń, które wciąż trwają po smoleńskiej tragedii. Widzimy bowiem niewystarczalność sprawiedliwości ludzkiej. jest to rzecz ewidentna: nadzieja kieruje nasze poszukiwania tejże sprawiedliwości ku Bogu. I tak to ujmuje Papież. Gdyż w tylko w Chrystusie człowiek może być usprawiedliwiony. Zrozumieli to dobrze słuchacze św. Piotra, jak to słyszeliśmy w pierwszym czytaniu Dziejów Apostolskich. Książę Apostołów wzmocniony obecnością Ducha Świętego bez jakichkolwiek obaw mówił do zebranych o tym, że to oni ukrzyżowali Jezusa, ale Ojciec uczynił go i Panem i Mesjaszem. Zgromadzeni Żydzi przejęli się tym bardzo. Spokornieli i pytali: "Cóż więc mamy czynić?". A św. Piotr odpowiadał:
"Nawróćcie się. Niech każdy z was ochrzci się. Ratujcie się spośród tego przewrotnego pokolenia".

Nasze modlitwy, nasze cierpliwe pielgrzymowanie do miejsc związanych z życiem i działalnością zwłaszcza Prezydenta Rzeczypospolitej, jest niczym innym, jak odwoływaniem się do Bożej sprawiedliwości, skoro ta ludzka jest niewydolna. Albo jeszcze gorzej: jest zwyczajnie zakłamana. Bo patrzymy, co nas otacza: jakie głosy, jakie tendencje dają o sobie znać. Ileż tam rzeczy absurdalnych, przeciwnych ludzkiej naturze. Ileż tam różnego rodzaju kłamstwa. Nie wiem, czy w tym wypadku, w odniesieniu do okoliczności tego wszystkiego nie trzeba by nazywać Imperium Kłamstwa.

Pamięć jest potrzebna, aby podążać łatwiej ku prawdzie. Przecież znajdujemy się w okresie liturgicznym, który ma swoje korzenie w męce Chrystusa. A swój największy owoc w jego zmartwychwstaniu. W Wielki Piątek wsłuchiwaliśmy się w opis męki Pańskiej, podany przez św. Jana. I co nas mogło a nawet powinno szczególnie zainteresować, to dialog Syna Bożego z Piłatem. A dotyczył on prawdy. Do prawdy odwołuje się Pan Jezus, kiedy tłumaczy namiestnikowi:
"Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu".

Zaskoczony był Piłat takim postawieniem sprawy. Ale, najprawdopodobniej, zniecierpliwiony tym wszystkim, już nie czekał na całą odpowiedź, tylko wyszedł do tłumów, aby im powiedzieć, że nie znajduje w Jezusie jakiejkolwiek winy. Tłum już został odpowiednio przygotowany - domagał się śmierci. Wtedy Piłat, usiłując jednak ratować Chrystusa, o którym był przekonany, że jest absolutnie niewinny, nawiązuje do miejscowych zwyczajów, według których na żądanie ludu mógł uwolnić przed świętem Paschy jednego z uwięzionych. A był uwięziony pewien zbrodniarz, skazany za mord i rabunki. imieniem Barabasz. Zapytał więc, bo już i dawniej były wybory, zapytał więc, kogo ma wypuścić? I wtedy rzecz się stała nieprawdopodobna: tłum postawił na Barabasza.

W tym tłumie było wielu, którzy doświadczyli dobra ze strony Jezusa, a jednak stało się inaczej, niż mogliśmy przypuszczać. Nie chcemy potępiać tamtych ludzi, zwłaszcza, że mamy za sobą doświadczenia wielu wieków. A jednak także potrafimy stawiać na Barabasza. To dzieje się również i w naszej Ojczyźnie. Ileż to razy ludzie są gotowi tak postąpić?

To dzieje się na naszych oczach. Mamy kłopot z prawdą. Mają ten kłopot różne systemy społeczne.
Fiodor Dostojewski - warto sięgnąć do sposobu myślenia ludzi tego wielkiego kraju - w "Biesach" opowiada o rozmowie dwóch przyjaciół. Rzecz dzieje się w knajpie - nie brakowało tam alkoholu - to normalne tam. Jeden z nich mówi, z ogromną nienawiścią, ale to wyjątkową, o swoim dawnym znajomym. Ta nienawiść aż się przelewała w jego słowach, a nawet gestach. Wówczas rozmówca, chcąc wyrazić mu współczucie, zrozumienie, zauważa: "Ten twój znajomy musiał ci wyrządzić straszliwą krzywdę, jakieś potworne świństwo". I stała się dziwna rzecz. Narzekający zaprzecza i potem mówi:
"To ja wyrządziłem mu najpierw wielkie świństwo, to ja go skrzywdziłem, a potem zacząłem nienawidzić".

Warto pytać tych, którzy nas nienawidzą, którzy nienawidzą Kościoła, którzy nienawidzą dziejów Polski, którzy nienawidzą pamięci, którzy nienawidzą tak wielu rzeczy: dlaczego to robią" Czyżby wcześniej postąpili niegodnie?

Straszliwie powikłana może być dusza człowieka. Kiedy jednak w ostatnich tygodniach dawały się słyszeć różne agresywne ataki, to pomyślałem sobie, że Dostojewski ma rację. Najpierw krzywdzono Kościół, niszczono tak wiele, rabowano, najpierw atakowano Prezydenta, i to nie w obcych, ale w naszych, i to nie tylko prywatnych, ale publicznych mediach. A potem szuka się wymówek i kłamstw. Nienawiść powraca.

Takie zachowania i takie postawy nie mogą budować zdrowego społeczeństwa. Musimy szukać ratunku. Mamy czas paschalny, okres liturgiczny, ukazujący Chrystusa zmartwychwstałego, niosącego sprawiedliwość, prawdę, a zwłaszcza miłość. Po to bowiem Syn Boży przyszedł na ziemię, aby dopomóc nam, każdemu człowiekowi, w uwalnianiu się od zbrodni, od nienawiści. Aby darzyć nas tymi wartościami i treściami duchowymi, dzięki którym nasze człowieczeństwo może stawać się coraz bardziej dojrzałe i wiarygodne.

Oto dzisiejsza scena z Ewangelii: św. Maria Magdalena ma kłopoty ze znalezieniem ciała Jezusa, a potem w rozpoznaniu Jego osoby. Ale wystarczył jeden moment, kiedy Pan Jezus zawołał ją po imieniu: rzekł: "Mario!", a ona go wówczas natychmiast rozpoznała. To zachęta, abyśmy tak się zbliżali do Chrystusa, abyśmy pozwalali Chrystusowi, aby nas przywoływał po imieniu.

Bądźmy zawsze więc bliscy Jego osobie. Wtedy łatwiej będzie nam budować cywilizację, cywilizację miłości, cywilizację życia, cywilizację rozwoju. Nasze modlitwy przyniosą owoce, a sprawiedliwość da o sobie znać. Nadejdzie czas pełnego uszanowania poległych, ujawnienia prawdy o tym, co się stało przed dwoma laty na smoleńskiej ziemi.

Módlmy się, aby tak się stało w miarę szybko. Wtedy być może spełni się modlitwa bohatera wojny z bolszewikami, który w wieku 23 lat umiera, pozostawiając jednak krótki poetycki testament, pełen nadziei:
"Na tę ziemię ukochaną, na tę naszą, naszą ziemię przyjdzie nowych ludzi , Takich jeszcze nie widziano".

Obyśmy to byli my. Oby przyszło jak najszybciej. Amen. Alleluja!



____________________

Utwór "Orlątko" napisał Artur Franciszek Michał Oppman /OR - OT/, gorący patriota, wybitny poeta i pisarz, " młodopolanin", urodzony w Warszawie, zakochany we Lwowie. Utwór powstał w okresie Obrony Lwowa w listopadzie 1918 roku. (Za: TYLKO MI CIEBIE MAMO - Aleksander Szumański)


dodajdo.com

6 komentarzy:

  1. i cóż z tego 75% obywateli i tak wali ciepłą wodę w kranie i pełny żłób niż rozważania o sensie śmierci za Ojczyznę, Kościół czy Boga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano to z tego, że te 25 proc. starego plemienia, po których, zdawałoby się, można by się czegoś lepszego spodziewać, potrafiły dotąd tylko oglądać na innych i jakby szukając dla siebie usprawiedliwienia w takich czy innych, 75 proc., jakoby gorszych od siebie, wolało wyłącznie podkreślać swoją rzekomą wyższość nad tymi ostatnimi, stawiając retoryczne pytania w rodzaju "i cóż z tego". W niczym się tak specjalnie od tych gorszych 75 proc. nie różniąc.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niczym się nie różniąc poza świadomością. Zarówno świadomością pustoty życia tych 75%jak i bezowocnością kazań dla tych 25%.
    Ważne są czyny i REALNA siła polityczna.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co z tej świadomości wynika, poza pyszałkowatą wiarą we własną doskonałość i doskonałość wszystkiego, co się samemu myśli, mówi i czyni i wynikającym z tej wiary przekonaniem o bezowocności jakichkolwiek słów kierowanych przez kogokolwiek pod swoim adresem?
    Czyny są z pewnością bardzo, bardzo ważne, ale chyba nie odbiera Pan słowom i myślom wszelkiego znaczenia? Bo inaczej, skoro wszelkie mówienie, wypowiadanie myśli, miałoby być bez sensu i bez tego wszystkiego, co z nich następnie wynika, lub może wyniknąć, to po cóż by Pan pisał swoje, przyznaję, wielce nakłaniające do myślenia komentarze?

    OdpowiedzUsuń
  5. No cóż jestem aktywnym członkiem Kościoła Katolickiego - nie jest jedynie moja opinią stwierdzenie iż przeciętny człowiek podczas homilii zachowuje uwagę przez 5 do siedmiu minut - wszystko co ponad to i tak zazwyczaj idzie "z wiatrem". Ponieważ kazanie ks. Biskupa czytałem dwukrotnie śmiem twierdzić iż i tak pozostało z niego ludziom coś koło 10% - to zresztą częsty błąd kaznodziejów - ale przecież nie o tym mowa.

    Sensem mojej pisaniny jest właśnie zmuszanie do rewizji własnych (moich) poglądów w konfrontacji z innymi. Nie roszczę sobie nadziei na skuteczność polityczna tego co piszę.

    W magiczna siłę słów uwierzyła swego czasu Unia Demokratyczna - i zapłaciła za to cenę istnienia. zobaczmy co robi PO, słowa dla nich nie mają żadnego znaczenia, liczy się konstrukcja układu wzajemnych powiązań i interesów. Ludzie windowani na wysokie stanowiska - klasyczna nomenklatura która z troski o własne bezpieczeństwo i przywileje strzeże status quo! Kiedyś podobne "myki" zastosowało kilka ugrupowań wchodzących w skład AWS- i tym udało się przetrwać - dziś o "swoich ludzi" dba PiS pomimo utraty wpływów starając się zapewnić im miejsca pracy, lub choćby inne formy pomocy. ja wiem że to cyniczne, że śmierdzi powiązaniami quasi masońskimi... ale to jest SKUTECZNIEJSZE ot tysiąca słów. Utrzymując przyczółki osobowe w niektórych mediach i instytucjach (takich ludzi z kompetencjami, którzy w przypadku zmiany warty, szybko mogą objąć stanowiska kluczowe - więc czekają na swoją szansę)siłą rzeczy są w stanie w jakiś sposób korygować ich kurs. Tej możliwości pozbawione są ugrupowanie wprawdzie czyste ideologicznie ale i "czyste" pod względem wpływów.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Anonimowy w dniu 12-11-26
    Odmowa publikacji z powodu komentarza o charakterze donosu i braku jakiegokolwiek odniesienia się do treści wpisu.

    OdpowiedzUsuń