sobota, 25 grudnia 2010

Niewyjaśnione do dzisiaj okoliczności śmierci europosła śp. Filipa Adwenta



Niewyjaśnione do dzisiaj okoliczności śmierci śp. pos. Filipa Adwenta, Radio Maryja, 23.12.2010

Ojciec Redemptorysta: ... w Aktualnościach Dnia" a dzisiaj w Radiu Maryja mówimy o tych, których tak nagle zabrakło przy wigilijnym stole i o tych, których okoliczności śmierci wciąż są niewyjaśnione. Mijają miesiące, nie wiemy, co wydarzyło się 10 kwietnia mijającego już roku 2010 na lotnisku w Smoleńsku. Ale też i był 18 czerwca [2005 r.], kiedy po godz. 18.00 na wiadukcie w Grójcu, łączącym trasę nr 7 Warszawa-Kraków z trasą nr 50 doszło do tragicznego w skutkach wypadku samochodowego. W wyniku zderzenia śmierć na miejscu poniosły cztery osoby: 85-letni ojciec posła Filipa Adwenta, Stanisław i najstarsza córka 19-letnia Maria, oraz dwaj mężczyźni z innego samochodu, który jechał za samochodem posła Filipa Adwenta. Jest z nami pani Alicja Adwent. Szczęść Boże, Pani Alicjo.

Alicja Adwent: Szczęść Boże, Ojcze. Witam serdecznie Ojca w studio i radiosłuchaczy.

O.R.: Mijają lata od tego tragicznego wypadku, o którym mówimy, Czy poznała Pani okoliczności tragicznej śmieci swojej córki, teścia i męża?

A.A: Proszę Ojca, prawda, jak już powiedziały tutaj na antenie panie Gosiewskie, strasznie trudno wychodzi na jaw w tej naszej aktualnej polskiej rzeczywistości. Tak, że słuchając tych pań, radiosłuchacze mają wizję, jak funkcjonuje nasze państwo, jak funkcjonuje nasze prawo, jakie mamy służby ścigania, jakie mamy nasze sądownictwo. Dlatego z tą prawdą jest, jak widzimy, bardzo trudno i to, co się przydarzyło mojej rodzinie 5 lat temu, 18 czerwca 2005 r. jest jakby identyczną sytuacją. Ja tu straciłam cztery najbliższe osoby, śledztwo trwało cztery lata i w zasadzie, niestety, nie znamy szczegółów tego wypadku. Sprawa jest ciągle do wyjaśnienia. Dlatego myślę, że nie możemy liczyć na nasze organy ścigania, na nasz wymiar sprawiedliwości, w aktualnej sytuacji.

A szczegóły... na temat funkcjonowania tego wszystkiego Panie [powiedziały], więc mogłabym tylko ze swojego własnego doświadczenia opowiedzieć, jak to było, prawda?

O.R.: No właśnie, jak to było?

A.A: Może ja przypomnę, to się wydarzyło, jak już Ojciec zapowiedział, pod Grójcem. Samochód ciężarowy z prawostronną kierownicą, prowadzony przez zawodowego wojskowego kierowcę, jadąc pod górkę z szybkością 100 km/godz. w terenie zabudowanym, zjeżdża niespodziewanie na przeciwny pas i miażdży jadącą toyotę, samochód, w której była moja rodzina i który praktycznie stał, bo tam było 24 km/godz., i na miejscu uśmierca moją córkę, uśmierca ojca Filipa. Dziesięć dni później umiera Filip, umiera jego mama, są dwa pogrzeby.

Odbywa się proces, który trwa 4 lata. I tak jak polskie procesy się odbywają, jest to oczywiście jedna wielka farsa. Zabójca, który zabił 4 osoby, bo oprócz mojej rodziny zabił jeszcze... zmiażdżył samochód z dwoma młodymi mężczyznami, którzy stali za mężem - byli to informatycy wysoko wykształceni - odpowiada cały czas podczas procesu z wolnej stopy, oczywiście. Nasze wnioski dowodowe są oddalane. Świadkowie są ośmieszani. Kolejni prokuratorzy bronią przestępcę. Kierowca, który był - jak już powiedziałam - zawodowym wojskowym kierowcą i zabił 6 osób, otrzymał 5 lat więzienia. Nie wyraził żadnej skruchy, nie przeprosił żadnej rodziny ofiar. I to przy pełnym poparciu swoich obrońców. To tak bardzo ogólnie, już nie wnikając w szczegóły tego dramatu, który przeżywała moja rodzina i przeżywa w dalszym ciągu.

Odbyliśmy te wszystkie etapy: sąd I instancji, sąd apelacyjny, sąd kasacyjny. No i oczywiście sąd kasacyjny, Sąd Najwyższy uznał, przyklepał wyrok sądu I instancji. Tak, że troszeczkę... mam żal do środowiska adwokackiego, że nie odważył się, nie podjął się realnie dociekać, czy ten wypadek, w którym ginie bardzo zaangażowany polityk wraz z rodziną - czy nie jest to zamach, czy celowe działanie. A przecież powinno to być zasadą. Ta zasada powinna stać się regułą w takich wypadkach. Tak jest przecież na całym świecie.

Również ze strony ówczesnych władz nie poczyniono żadnych skutecznych działań, pomimo obietnic. Na cmentarzu podczas kolejnych dwóch pogrzebów ludzie z tłumu pytali pana europosła Macieja Giertycha, europosła, szefa grupy europarlamentarnej mego męża, czy zajmie się tą sprawą. Padła odpowiedź, że są do tego odpowiednie organa w Polsce i nie ma takiej potrzeby. Tak, że skutki takiej postawy odczuwam do dzisiaj.

Ale, proszę Ojca, pociesza mnie jednak fakt, że prości ludzie żyją tą sprawą. I docierają do mnie liczne słowa poparcia, współczucia, zapewnienia o modlitwie od Polaków z różnych stron świata - od Florydy do Bajkału. Ludzie znają historię Filipa Adwenta i jego rodziny i żywo interesują się tym, co się stało. Wierzę, że pamięć Narodu jest i będzie żywa. I to jest dla mnie pocieszające.

O.R.: Bardzo jest ciekawa biografia Pani męża, ponieważ jest Polakiem, ale do Polski przyjechał.

A.A: Tak. Filip urodził się w polonijnej rodzinie. Jego mama urodziła się w Lille. Babcia Filipa urodziła się w Nadrenii-Westfalii, z rodziców Polaków, tak, że jego mama jest trzecim pokoleniem Polaków. Ojciec z rodziną Andersa dotarł do Anglii jako 17-letni chłopiec i tam mieszkał razem z matką, babcią Filipa, która w Londynie prowadziła dom, opiekowała się żołnierzami armii Andersa, którzy nie mogli wrócić do Ojczyzny z wiadomych powodów. I w takiej atmosferze Filip się wychował, w takiej typowo wojskowej, pełnej patriotyzmu, tęsknoty za Polską, za Ojczyzną. Marzeniem jego było mieszkać kiedyś w Polsce, być tutaj, pomagać Polakom. I tak jak pisał w swoich pamiętnikach, mówił, że teraz, gdy nasz Ojczyzna dźwiga się z ran po poprzednim systemie, Polacy powinni wrócić, właśnie tacy jak on, z taką historią, powinni wrócić do Polski i podnosić ten kraj.

Jak wiemy, niewielu odważyło się, bo był to naprawdę duży wyczyn, był to ogromny przeskok dla nas taki, materialny i w ogóle...

O.R.: Cywilizacyjny wręcz...

A.A: Cywilizacyjny, można powiedzieć. Był to dla nas bardzo, bardzo trudny okres - dla całej rodziny, dla naszej trójki dzieci. Ale mąż, tak jak mówił, że teraz idzie na całego, chce żyć dla Polski. I z przerażeniem odkrywałam w jego wypowiedziach publicznych, że zapowiadał jak gdyby, że dla tej miłości... no, może trzeba będzie zginąć. I ostatnie miesiące jego życia, widziałam duży niepokój, duże lęki, że coś się dzieje, o czym nas nie informował - o czym oczywiście dowiedziałam się dużo później już po fakcie od przyjaciół. Kupił nawet grób dwa miesiące przed śmiercią kupił grób, w pełni zdrowia, w Kalwarii Pacławskiej, w swoim ukochanym miejscu. Miejsce, które było miejscem jego marzeń, żeby tam kiedyś można było mieszkać. Blisko klasztoru franciszkanów. Znany jest tam wśród ludzi, wśród franciszkanów, często tam bywał. Także pisał książki, jak Ojciec wie, i radiosłuchacze Radia Maryja przecież znają...

O.R.: Był naszym felietonistą, gościł często na antenie...

A.A: ... był felietonistą, pięknie pisał o Polsce. Bardzo chciał, żeby ona wyglądała pięknie, żeby miała piękną architekturę. Nawet odbył rok studiów na SGGW w Warszawie na wydziale rolnictwa, gdzie zgłębiał, jako lekarz, tajniki rolnictwa, żeby mieć wiedzę w tej dziedzinie. No i los.. Pan Bóg chciał, że został wybrany europosłem i właśnie był między innymi w komisji rolnictwa i ta wiedza zdobyta bardzo mu się przydała.

O.R.: Jest z nami pani Alicja Adwent, wdowa po pośle do Parlamentu Europejskiego, panu Filipie Adwencie, który 18 czerwca 2005 roku w wyniku wypadku samochodowego zmarł. Po raz drugi rozłączyło naszą rozmowę - telefonując, wybierając numer stacjonarnym, którym się przed chwilą łączyłem, usłyszałem tylko komunikat "Linia uszkodzona". Często się Pani zdarzają takie przypadki, Pani Alicjo, podczas rozmów telefonicznych?

A.A: Tak, bardzo często, proszę Ojca, bardzo często są takie przypadki, a szczególnie w dniach pogrzebu. To były dwa pogrzeby, obie linie były nieczynne, proszę Ojca. I potem wiele razy właśnie dziwne usterki. To nie jest dla mnie rzecz nowa.

O.R.: Czy Pani czuje się w związku z tym bezpieczna?

A.A: Nie czuję się. proszę Ojca, bezpieczna. Nie czuję się od momentu wypadku.

O.R.: Dlaczego? Są jakieś symptomy, które by tę trwogę prowokowały?

A.A: Proszę Ojca, myślę, że każdy wie... w takiej sytuacji, jak moja, nie można czuć się bezpiecznie. Chociażby przed chwilą ta historia z telefonem. Są to historie nagminne w moim wypadku, tak, że... nie czuję się bezpieczna w każdym bądź razie, na linii też...

O.R.: Pani Alicjo, mówimy o Pani Mężu, ale również Pani Mąż to był żarliwy Polak, gorący Polak, broniący Polski, też z trybuny Parlamentu Europejskiego.

A.A: Tak, proszę Ojca. Filip, jak to publicznie pisał i mówił w swoich wywiadach, oczywiście na łamach prasy prawicowej, on się czuł jak żołnierz. Wychowany w atmosferze wojskowej, mówił: "Ja jestem żołnierzem, ale w krawacie, bo tam w Brukseli, to jest linia frontu, bo tu walczymy o naszą Polskę, o jej kształt, o jej istnienie". I uważał, że tam jest front i tam się trzeba po prostu teraz mocno bić. Bo wiadomo, wojny militarne, raczej... przypuszczamy, że w tych czasach ich raczej nie będzie, a największym problemem obecnie to są wojny gospodarcze polityczne, kulturalne. Dlatego, powiedział, że teraz będzie szedł na całego, że ma taką możliwość. I cieszył się z tego, że dane mu było właśnie tam...

Miał ku temu duże możliwości. Znał przecież pięć języków, biegle władał francuskim, polskim, rosyjskim, uczył się ukraińskiego. Bardzo się też zaangażował w taką pomoc, był w takiej komisji do współpracy z Ukrainą. Będąc tam też cały czas, jako lekarz, nadzorował przeróżne transporty medyczne do Polski. Myślę, że Podkarpacie pamięta tą jego działalność, taką właśnie obok-medyczną, zaopatrywał szpitale w sprzęt, w łóżka, aparatury. Ja sama spotkałam osoby, które mówiły, że zawdzięczają dzięki jego działalności medycznej nawet życie, ponieważ aparatury, które on przywoził, uratowały te osoby w takich krytycznych sytuacjach.

Także Filip będąc tam, we Francji bardzo godnie prezentował Polaków. W środowisku lekarskim był znany ze swojego gorącego patriotyzmu. Środowisko lekarskie wiedziało, że on organizuje tę pomoc humanitarną do Polski i organizował przecież przez 20 lat, zawsze było mnóstwo telefonów od profesorów z różnych klinik, którzy mówili: "Filip, mamy dla ciebie respiratory, mamy dla ciebie łóżka, mamy inkubatory". Tak, że ceniono go za takie właśnie oddanie sprawie pomocy dla Polski.

O.R.: Pani Alicjo, my pamiętamy. Pamiętamy i bardzo dziękuję za te refleksje również. I dziękuję też, że Pani zawsze jest z nami, z Radiem Maryja. I życzę, aby te święta...

A.A: Muszę jeszcze powiedzieć, że Filip od pierwszych dni bardzo się cieszył i podziwiał, że takie w ogóle Radio na świecie istnieje i mówił że to jakiś fenomen. I po prostu przyjeżdżał za każdym razem z Torunia pełen radości, jacy tam wspaniali księża pracują. "Oni to są jak żołnierze, którzy są świetnie wykształceni, znający języki".

On pochodził z kraju, gdzie niestety księża już średnia wieku była dość wysoka, więc on się zachwycał widokiem młodych, energicznych, świetnie wykształconych księży, a tam w Toruniu tego doświadczył najbardziej.

O.R.: Miło nam to słyszeć. Bardzo dziękuję Pani Alicjo, niech Pan Jezus, Ten, który do nas przychodzi przez Betlejemski Żłóbek błogosławi i szczególnie leczy te rany, które zostały po tych nagłych stratach, wciąż jeszcze nie wyjaśnionych. Szczęść Boże.

A.A: Dziękuję za te życzenia, szczęść Boże, ja również życzę wszystkim Słuchaczom błogosławionych świąt Bożego Narodzenia, dużo miłości, wzajemności, ciepła rodzinnego. Szczęść Boże.

dodajdo.com

3 komentarze:

  1. Równie dobrze można by mówić o "tajemniczej śmierci Geremka"! Nie gońmy w piętkę. % lat więzienia to jest wyrok w sumie wysoki jak na polskie realia sądzenia sprawców wypadków drogowych!

    Poza tym cóż w tym tajemniczego? proces ciągnął się latami - norma w IIIRP

    prokuratorzy nie byli gorliwi - standard

    Sprawca nie wyrażał skruchy - po kilku latach "zawieszenia" w oczekiwaniu na wyrok, przy świadomości iż gdyby drogi w Polsce były inne, prawdopodobnie udało by się mu uniknąć wypadku...

    I na koniec najważniejsze - Filip Adwent nie był nikim takim kogo warto zabijać! A nawet gdyby był, są metody dające praktycznie gwarancje skutku i minimalizujące ryzyko dla sprawcy.

    Możemy pogadac o dziwnych okolicznościach dotykających Posła Gruszki i jego asystenta - o tu można dostrzec cień brudnych łapsk służb specjalnych.

    OdpowiedzUsuń
  2. debil albo podstawiny a jeżeli tak ,a raczej tak to jest tak żenujący jak spektakólarna była to egzekócja .skótecznie zastraszyła naśladowców.popatrzcie co możemy zrobić i włos nam z głowy nie spadnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Post anonima UWŁACZA inteligencji twórcy i gości tego bloga!

    OdpowiedzUsuń