poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Płk R. Michałowski, Bitwa pod Warszawą (4)
Bitwa wrze...
Tymczasem armie sowieckie Tuchaczewskiego w przeważających siłach kontynuują swój atak i uderzają z furią na front północny, z wyraźną tendencją z jednej strony obejścia północnego skrzydła V armii gen. Sikorskiego, przeciwstawiającego się co najmniej 3-krotnie przeważającym siłom nieprzyjaciela, a z drugiej równoczesnego sforsowania przyczółka warszawskiego
V. armia w akcji
Zdawało się, że gen Sikorski pod naporem przeważających sił nie będzie w stanie utrzymać swojej pozycji, tym bardziej, że działająca od niego na północ samodzielna grupa nie była zdolna przeszkodzić wojskom czerwonym i korpusowi Gay Hana w posuwaniu się ku Pomorzu i Gdańskowi i umożliwieniu obejścia Warszawy od zachodu.
Niezwykła ruchliwość operacyjna gen. Sikorskiego i jego determinacja, nie tylko wytrzymywały natarcia wojsk czerwonych, ale co więcej, po powstaniu luki na północ od Wkry, jego krótkie lecz skuteczne uderzenia usuwały ustawicznie wiszące nad nim niebezpieczeństwo bezpośredniego obejścia jego skrzydła północnego.
Z podziwem żołnierskim śledził akcję V armii generał Weygand, z pełnym spokojem gen. Rozwadowski, wierzący, że "Sikorski się nie da".
Walki na przyczółku
Z pogodą ducha, a nawet z pewnym zadowoleniem operacyjnym przyjmował gen. Rozwadowski alarmujące wiadomości o dalszym posuwaniu się Gay Hana i Armii Czerwonej ku zachodowi i odsuwaniu się poważniejszych sił od rozgrywającej się bitwy pod Warszawą. Wydając odpowiednie zarządzenia obronne dla powstrzymania i związania tych oderwanych sił przeciwnika, z największą uwagą i troską śledził i wspierał akcję obronną na przyczółku warszawskim, gdzie rozgorzały najzaciętsze walki i gdzie Tuchaczewski dążył za wszelką cenę do jego sforsowania.
Generał Latinik, dowódca pierwszej armii, podejmował wszelkie wysiłki, ażeby do sforsowania przyczółka nie dopuścić.
Generał Rozwadowski czuwa
Gen. Rozwadowski z całą pogodą ducha i z wiarą w zbliżające się zwycięstwo nie tylko czuwał nad całym przebiegiem kampanii, ale każdy alarm znajdował zawsze pogodną odpowiedź i radę na wyjście z wytworzonej sytuacji.
Generał Rozwadowski domagał się od od frontu północnego utrzymania się za wszelką cenę i wytrwania do 17 sierpnia 1920 r., w którym grupy uderzeniowe znad Wieprza podejmą nakazane natarcie na flankę i tyły, związanych przez ten front wojsk Tuchaczewskiego.
A jakkolwiek gen. Rozwadowski nie liczył się wówczas z możliwością interwencji rosyjskich wojsk z południa, mimo nakazanego tymże wojskom marszu na Warszawę, to przecież z zadowoleniem przyjął wiadomość, że dowódca tych wojsk, przy których był wówczas Stalin, skierował się na Lwów.
Piłsudski opuszcza Warszawę
Warszawa w tym czasie przeżywała najtragiczniejszy moment niepewności i trwogi. Cały naród z zapartym oddechem śledził i przeżywał toczące się śmiertelne zapasy liczebnie słabszej, ale duchem potężniejszej Armii Polskiej, w starciu z nawałą bolszewicką, której dowódca, Tuchaczewski, zdradzał nie tylko determinację, ale i niewątpliwy talent operacyjny.
Na ustach wszystkich znajduje się Radzymin, gdzie pokotem pada ochotnik polski, którego symbolem staje się ks. Skorupka, wiodący do boju z krzyżem w ręku.
Boje pod Radzyminem zapowiadały jednak moment krytyczny dla przedmościa warszawskiego, groziły jego upadkiem i wdarciem się hord czerwonych do Warszawy i objęciem władzy przez Marchlewskiego. W tym czasie naczelny wódz Piłsudski decyduje się na opuszczenie Warszawy, oświadczając, że chce osobiście objąć dowództwo nad grupami uderzeniowymi znad Wieprza. W ten sposób, stając się dowódcą grupy operacyjnej, z natury rzeczy wyrzekał się odpowiedzialności i za dalszy ciąg wojny i że na swoim nowym stanowisku dowódczym będzie lojalnie wykonywał rozkazy gen. Rozwadowskiego, na którego barki złożył całkowitą odpowiedzialność w momencie najtragiczniejszym operacji warszawskiej.
Rozstrzygająca interwencja
Tymczasem niebezpieczeństwo upadku przedmościa wzrosło tak dalece, że płk. Włodzimierz Zagórski, utalentowany szef sztabu północno-wschodniego, w celu odciążenia przyczółka i odparcia wdzierającego się już do bram Warszawy przeciwnika, apeluje do gen. Sikorskiego o natychmiastowe podjęcie ofensywy na swoim froncie.
Gen. Sikorski, rozumiejąc grozę sytuacji, mimo niedokończonej jeszcze całkowicie koncentracji, podejmuje taką ofensywę w dniu 13 sierpnia 1920 r. Zrazu napotyka na zdecydowany opór Armii Czerwonej, lecz w dniu następnym poszczycić się już może poważniejszymi sukcesami. Atak ten powoduje z miejsca odciążenie również i na przedmościu.
Armia Czerwona w odwrocie
Płk. Zagórski, oceniając wytworzoną sytuację za korzystną dla podjęcia ofensywy ze strony grupy uderzeniowej Piłsudskiego nie tylko z racji odciążenia samego przedmościa, ale i dlatego, że Armia Czerwona, związana silnie z armią frontu północnego, doskonale się nadaje właśnie w tym czasie na silne uderzenie na jej flankę i tyły, żąda przyspieszenia ataku, zanim przegrupowane wojska czerwone podejmą swój generalny szturm na przedmoście i widzi konieczność podjęcia jej już dnia 15 sierpnia. Gen. Rozwadowski całkowicie podzielał ocenę płk. Zagórskiego, lecz oczywiście nie mógł zmusić Naczelnego Wodza do posłuchu.
Piłsudski definitywnie odrzuca żądanie płk. Zagórskiego i gen. Rozwadowskiego, oświadczając, że uderzy dopiero w ustalonym terminie, tj. 17 sierpnia 1920 r.
Generał Sikorski umożliwia zwycięstwo
A tymczasem z powodzeniem w dalszym ciągu prowadzona ofensywa gen. Sikorskiego zmienia całkowicie sytuację i zmusza Armię Czerwoną już w dniu 15 sierpnia do odwrotu i co więcej, akcja jego powoduje, że i przedmoście warszawskie przechodzi w tym samym dniu do akcji zaczepnej i zmusza również Armię Czerwoną do odwrotu.
W ten sposób front północny, front wiążący, bez udziału i wpływu grupy Piłsudskiego wymusił na Armii Czerwonej jej odwrót spod Warszawy już w dniu 15 sierpnia 1920 r.
Generał Weygand, który pilnie śledził rozwijające się na froncie wypadki, ocenił ofensywę gen. Sikorskiego za wspaniałą robotę operacyjną, która umożliwiła zwycięstwo.
Pościg, a nie pogrom
W dniu 17 sierpnia 1920 r.*) Piłsudski podejmuje atak na cofające się już spod Warszawy wojska Tuchaczewskiego. Dość długo nie jest on zdolny nawiązać z nimi kontaktu bojowego. Jego akcja pościgowa za cofającym się już nieprzyjacielem nie mogła zatem dokonać pogromu Armii Czerwonej, który by niewątpliwie uzyskał, gdyby podjął ofensywę w dniu 15 sierpnia, kiedy wojska Tuchaczewskiego były silnie związane przez atak gen. Sikorskiego i gen. Latinika.
Wyniki wojskowe kampanii
Tak to kampania odwrotowa armii polskiej w 1920 r., dzięki genialnemu planowaniu i dowodzeniu gen. Rozwadowskiego zmieniła się u bram Warszawy w pościg za cofającymi się wojskami czerwonymi. Kampania ta wykazała niezbicie, że żołnierz polski należy do najbardziej ofiarnych, bitnych i wytrzymałych żołnierzy w świecie i że mając należyte i odpowiednie dowództwo, jest zdolny przeciwstawić się znacznie liczniejszemu przeciwnikowi. Kampania ta potwierdza całkowicie opinię obcych, a zwłaszcza Niemców, że mając takich żołnierzy, można by się na ich czele pokusić o zdobycie świata.
W osobie gen. Rozwadowskiego odżyły najwspanialsze tradycje oręża polskiego oraz myśli wojskowej jego genialnych wodzów.
Wyniki polityczne
Pod względem politycznym i moralnym kierownictwo nawą państwową w tym ciężkim położeniu narodowym, wykonywane przez Wincentego Witosa, raz jeszcze udowodniło, że naród polski w obronie swojej niepodległości i wolności jest nie tylko gotów do największych poświęceń zarówno życia jak i dobra materialnego, ale również, że wykazuje niezwykłe zdolności w inicjatywie, że jest zawsze gotów i chce ponosić pełną odpowiedzialność za losy państwa na równi z kierownikami życia politycznego jak i wojskowego.
Kampania ta potwierdziła bezcenną inicjatywę i współodpowiedzialność, którą polskie społeczeństwo wykazało już u zarania niepodległości w akcji gen. Rozwadowskiego w obronie małopolski i Lwowa, w inicjatywie Paderewskiego w uwolnieniu Poznańskiego oraz w obronie Śląska przez Korfantego.
"Nic o nas bez nas" dokumentowało zawsze polskie społeczeństwo.
"Cud nad Wisłą"
Stąd kampanię zwycięską, która zakończyła bitwę pod Warszawą, należy rozpatrywać nie tylko z punktu widzenia wojskowego, ale i moralno-politycznego, które to zwycięstwo umożliwiło.
Bitwę pod Warszawą i jej zwycięstwo w istniejącej omalże beznadziejnej wojskowo sytuacji - nazwano "Cudem nad Wisłą".
I słusznie - nie dzielenie się współodpowiedzialnością z narodem i zastosowanie błędnego strategicznego ugrupowania wojsk przez Piłsudskiego spowodowały w rezultacie nieuchronną klęskę wojskową, a politycznie grom tzw. linii Curzona. W tej sytuacji wydobył się naród tylko cudem Bożym przez zorganizowanie moralnej i politycznej jedności narodowej pod przewodnictwem wielkiego chłopa polskiego, Wincentego Witosa i dzięki geniuszowi operacyjnemu wielkiego żołnierza polskiego, Tadeusza Rozwadowskiego.
Ten cud doprowadził nie tylko do ustalenia granicy polsko-rosyjskiej w traktacie pokojowym w Rydze, ale przede wszystkim uratował Polskę i Zachód przed inwazją czerwoną.
Bitwa pod Warszawą zakończyła okres stabilizowania się niepodległości państwa polskiego, pragnącego żyć i rozwijać się w ramach wolności demokratycznych.
Doświadczenia tego okresu, okupione bezmiarem ofiar, wskazywały wyraźnie na linie, po których naród chce kroczyć w swoją przyszłość, zarówno politycznie jak i wojskowo.
Lekcje przeszłości zlekceważone
Niestety, jak przyszłość wykaże, ówczesny wódz naczelny i naczelnik państwa, zlekceważył lekcje historyczne tego okresu i szedł wyraźnie w kierunku dyktatury, a w dziedzinie wojskowej, odrzucając doświadczenia Zachodu, bazujące na rozwoju technicznym armii, zahipnotyzowany urokiem powodzenia armii konnej Budionnego, oparł reorganizację armii polskiej na rozbudowie kawalerii - przygotowując w ten sposób grunt pod przyszłą klęskę, która miała w kilkanaście lat później zniweczyć całkowicie owoce z takim trudem i ofiarami odniesionego zwycięstwa.
*) Co do momentu rozpoczęcia legendarnego uderzenia znad Wieprza występują znaczące rozbieżności. Na podstawie książki Józef Piłsudski, "Rok 1920" (1924) uderzenie to miało rozpocząć się 16.08.1920 o świcie. Zarazem jednak Piłsudski sam przyznaje, że jeżdżąc całe dwa dni (16 i 17 sierpnia) samochodem poszukiwał "mozyrskiego" potwora (bolszewicka mozyrsko-mohylewska grupa operacyjna) w trójkącie Ryki-Łuków-Lubartów. Jeszcze 18.08.1920 rano Piłsudski był w Garwolinie - w miejscu oddalonym ok. 40 km od miejsca stacjonowania w chwili uderzenia, 32 km od Mińska Mazowieckiego. W Garwolinie zatem spędził Piłsudski drugą noc, licząc od wskazywanego przez niego początku natarcia świtem 16.08. Spodziewanego wroga do tego stopnia przez cały ten czas nigdzie nie było, że dopiero owej drugiej nocy, tuż przed położeniem się na spoczynek, słysząc dobiegające z dala odgłosy kanonady artyleryjskiej Piłsudski przekonał się, że przeciwnik naprawdę istnieje. - przyp. J.R.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pomijając wszystko inne.
OdpowiedzUsuń"Niestety, jak przyszłość wykaże, ówczesny wódz naczelny i naczelnik państwa, zlekceważył lekcje historyczne tego okresu i szedł wyraźnie w kierunku dyktatury, a w dziedzinie wojskowej, odrzucając doświadczenia Zachodu, bazujące na rozwoju technicznym armii, zahipnotyzowany urokiem powodzenia armii konnej Budionnego, oparł reorganizację armii polskiej na rozbudowie kawalerii - przygotowując w ten sposób grunt pod przyszłą klęskę, która miała w kilkanaście lat później zniweczyć całkowicie owoce z takim trudem i ofiarami odniesionego zwycięstwa." - nie jest to prawda!
1 - Polski nie było stać na broń pancerna w ilościach takich jak we Francji np.
2 - formacje kawalerii DOSKONALE nadawały się do tworzenia z nich kawalerii pancernych na wzór grupy Gen Maczka - która odnosiła duże sukcesy w wojnie obronnej.
3 - zasadność koncepcji wojny mobilnej została aż nadto potwierdzona niemieckim blitzkriegiem o spektakularnym mantem jakie dostali Francuzi i ich "nowoczesna" koncepcja wojny.
Ad 1. Twierdzenie gołosłowne, jak zwykle. Odwrotnie, istnieją wyliczenia wskazujące, że przy tych wydatkach jakie szły z budżetu na wojsko, Polska mogła być 5. a może nawet 4. potęgą wojskową w Europie. Niestety, Piłsudski odmówił Sejmowi prawa kontroli wydatków na siły zbrojne, dlatego też nie wiadomo, ile pieniędzy poszło do prywatnych kieszeni oficerskich (tzw. remuneracje), a ile na przysłowiową sieczkę i owies dla konnej jazdy. Modernizacja uzbrojenia, jak wiadomo, podjęta została poważnie dopiero na krótko przed wybuchem II wojny światowej.
OdpowiedzUsuńZarówno niemiecki blitzkrieg, który Pan wspomina, który w ogóle z jazdy konnej nie korzystał, jak i dalszy rozwój kawalerii pancernej, której jedynie prototypem (według wzoru francuskiego zresztą) była brygada gen. Maczka, wskazują według mnie bardzo dobitnie, że formacje kawalerii konnej nadawały się DOSKONALE do tego, żeby z nich w kawalerii pancernej ZUPEŁNIE zrezygnować.
Co do "spektakularnego manta" jakie dostali Francuzi i ich "nowoczesnej" koncepcji wojny".
OdpowiedzUsuńDoprawdy, rozbrajająca - trudno powiedzieć, co: ignorancja, czy świadome pomijanie faktów. Jeśli się chce autorytatywnie wypowiadać na temat przyczyn klęski Francji w 1940, warto byłoby sobie - po pierwsze - przypomnieć francuskie czołgi Renault, które jednak były znane Francji już podczas I wojny św., a także słynną linię Maginota, niezwykle nowoczesną, jak na tamte warunki, której żaden blitzkrieg niemiecki nie był w stanie sforsować, a można było jedynie obejść od północy z ponownym pogwałceniem neutralności Belgii.
Nie można zatem odpowiedzialnie powiedzieć, ani nawet usiłować sugerować, że Francja nie próbowała zabezpieczyć się przed agresją niemiecką i trzymała się jedynie kurczowo wzorców i koncepcji z okresu I w.św. Tymczasem Pan z jakimś niezrozumiałym dla mnie schadenfreude wyraża satysfakcję z wojskowej klęski Francji w 1940, bowiem - jak wynika z Pana tekstu - nie przewidziała i nie uwzględniła na czas niemieckiej wojny błyskawicznej. Stosując równą miarę do polskiej klęski wrześniowej 1939, jak Pana zdaniem należałoby nazwać zupełnie archaiczną strategię, taktykę (wynikających z takiego a nie innego technicznego wyposażenia wojska polskiego z czasów wyprawy kijowskiej i wojny polsko-sowieckiej 1920)? Czy teraz, mówiąc o polskim wrześniu 1939, określi Pan go także jako "spektakularne manto"? Czy może wręcz przeciwnie - uzna Pan za jakieś niebywałe osiągnięcie koncepcyjne, nie wiem - chyba jakąś moralną, czy duchową wiktorię, której fundamenty położył oczywiście genialny zwycięzca znad Wieprza i jego sanacja?