poniedziałek, 25 czerwca 2012

Prof. dr hab. Piotr Jaroszyński: Prymas Tysiąclecia:o zagrożeniach dla Polski



31 lat temu. 28 maja 1981 roku, zmarł ks. kard. Stefam Wyszyński, Prymas Tysiąclecia. 

Wykład poniższy "Prymas Tysiąclecia - Zagrożenia dla Polski" został wygłoszony przez prof. dr hab. Piotra Jaroszyńskiego w dniu 17.02.2012 w Los Angeles, w polskiej parafii Matki Bożej Jasnogórskiej.

Prymas Tysiąclecia: zagrożenia dla Polski - prof. Piotr Jaroszyński



Prof. dr hab Piotr Jaroszyński:

Temat, jaki mam podjąć, to "Prymas Tysiąclecia - zagrożenia dla Polski". Jak wiemy, to właśnie Błogosławiony Jan Paweł II użył tego określenia, kiedy mówił o Prymasie Polski, ks. kard. Stefanie Wyszyńskim, że jest Prymasem Tysiąclecia.

Miało to swoją wymowę wielką i mogło odnosić się zarówno do pozycji, jaką Prymas Wyszyński posiadał w Kościele polskim, ale jak również to, że to właśnie dzięki niemu tak dostojnie, a zarazem masowo obchodzono w Polsce, i nie tylko w Polsce, bo wszędzie tam, gdzie mieszkają Polacy i biją w nich serca polskie - Tysiąclecie Chrztu Polski.

Wiemy również, że ta wyjątkowa pozycja Prymasa jako Prymasa Tysiąclecia związana jest z tym, że to on uratował Kościół i Naród polski, bo zarówno Kościół, jak i Naród, były do likwidacji. On ten Kościół uratował, a razem z Kościołem i Naród, bo bez Kościoła nie ma Narodu polskiego.

Na pewno część z Państwa miała okazję osobiście słuchać, a może spotkać również Ks. Prymasa. Bo zawsze takie osobiste spotkania, one mocniej do człowieka przemawiają i wsiąkają w duszę, tak, że później nosi się te obrazy przez całe życie. Zwłaszcza, jeśli dotyczy to kogoś, kto jest tak wybitnym jak Prymas Tysiąclecia. Ja sam miałem taką okazję, zarówno jako chłopak, bo mieszkałem w Warszawie na Grochowie i tam stosunkowo często Ks. Prymas przyjeżdżał do kościoła na pl. Szembeka. Tak jak potem mówiono mi, był w przyjaźni z ks. proboszczem. Ale później, jako student Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego mogłem również być obecny podczas różnych spotkań, a zwłaszcza inauguracji roku akademickiego, gdy bardzo często, prawie zawsze, Ks. Prymas brał w tych uroczystych inauguracjach udział.

A miało to swoją wymowę dlatego, że, jak wiemy, KUL był jedyną prywatną uczelnią między Tokio i Berlinem Zachodnim - Z tego też musimy zdawać sobie sprawę - był prywatną uczelnią, czyli własnością Episkopatu Polski.

Ks. Prymas był nie tylko wielkim prymasem, ale również by wielkim mówcą. Pozostawił po sobie tysiące homilii. Zasadniczo, to jest też ważne, kiedy mówił... A były to czasy, gdy ksiądz, który głosi kazanie, idzie powoli od ołtarza i wchodzi na ambonę, więc możecie sobie Państwo wyobrazić, kto nie widział, jaki to był efekt, kiedy Ksiądz Prymas wchodził na amboną, rozglądał się dokoła i mówił: "Umiłowane Dzieci Boże..." I pauza. Cisza. Tylko może gdzieś szumiały magnetofony ubeków, którzy nagrywali jego kazania.

Nota bene, kiedy w Instytucie Pamięci Narodowej robię takie kwerendy dotyczące nauki w PRL-u, natrafiłem właśnie na takie kazanie, wykład, może raczej wykład Ks. Prymasa na spotkaniu z duchowieństwem na KUL-u. Przypuszczam, że ten wykład gdzieś zaginął, ale odnalazł się w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej, właśnie na użytek MSW nagrywano i spisywano. I bardzo to śmiesznie wyglądało, kiedy Ks. Prymas użył jakiegoś słowa łacińskiego, albo greckiego - bo był człowiekiem wykształconym - czy jakieś nazwisko obce, wtedy ten, który spisywał z taśmy, pisał tak, jak się czyta, albo trzy kropki. Ale przynajmniej zachował się bardzo ciekawy wykład.

Ks. Prymas był postacią wyjątkową: jako Polak, jako kapłan, i jako polityk. Jako Polak. Urodził się w 1901 roku, a więc na początku XX w. w Zułowie. To była taka wioska nad Bugiem na pograniczu Mazowsza i Podlasia. Jego tata był organistą. Ciekawa rzecz - tak jak interesuję się życiem wielu sławnych, wybitnych Polaków, to bardzo często tata jest organistą. Np. tata Ignacego Paderewskiego był organistą. A więc widzimy, że to była pozycja taka wyróżniająca się. Czy na przykład znakomity malarz polski, Julian Fałat, ten specjalista zwłaszcza od malowania śniegu, pejzaży zimowych - jego tata też był organistą. I to, co najważniejsze, że dom Prymasa był domem polskim. Ta miejscowość podlegała zaborowi rosyjskiemu - w szkole nie wolno było mówić po polsku. I wtedy, jak wspomina Prymas, jego tata dał mu taką książeczkę - 24 obrazy z dziejów Polski.


Jakie to jest ważne, co dziecko pierwsze zobaczy - czy zobaczy jakiś durny film w telewizji i zostanie w nim na całe życie, czy zobaczy te 24 obrazki z dziejów Polski. I później, jako już starszy człowiek, właśnie na KUL-u wspominał, jak wielkie na nim to wywarło wrażenie, jak mocno stopiło go z polskością.

Dlatego ważne jest, żeby wszyscy ci, którzy odpowiadają za wychowanie swoich dzieci, pamiętali, że ta pierwsza pieczęć, która dociera do oczu, do uszu, do wyobraźni, zostaje z człowiekiem na całe życie. Więc jak oddacie swoje dzieci ludziom obcym, to przerobią ich na ludzi sobie obcych - to będą wam ludzie obcy. To jest sprawdzone. Dlatego wszystkie systemy totalitarne dążą do tego, żeby jak najszybciej przejąć dziecko od rodziców. Właściwie to najlepiej po urodzeniu. I wtedy już można tymi pieczęciami to dziecko okleić.

Otóż to jest właśnie takie zetknięcie. Prymas pochodził z rodziny szlacheckiej. To była taka szlachta już zubożała, bo wiadomo, zabory, pozbawiani byli szlachectwa przez carów, sześcioro dzieci, mama umarła, kiedy Prymas miał 6 lat. I zaraz umarło dwoje dzieci również. Tak, że to były takie trudne czasy. A więc główną rolę w wychowaniu odgrywał ojciec, a później Prymas trafił... i też z wielkim sentymentem wspomina gimnazjum w Warszawie Wojciecha Górskiego, które słynęło właśnie stąd, że było bardzo patriotyczne, na ile to było możliwe w tamtych czasach.

Należał do tajnego harcerstwa. Potem w roku 1917, a więc mając lat 16, zdecydował, że zostanie księdzem i zgłosił się do seminarium we Włocławku. I tam był równolegle w seminarium niższym, ale również w liceum Piusa IX. Jak wiemy, były to licea ośmioletnie, a więc z uwagi, że miał już rok w gimnazjum, to czekało go siedem lat.

To były licea, które rodziły przyszłe elity, dlatego że podstawą wykształcenia była kultura klasyczna, a więc greka, łacina, historia Grecji, historia Rzymu i cała literatura tych wielkich kultur była dostępna w oryginale. Człowiek, który odbiera takie wykształcenie, może stawiać czoła najrozmaitszym niebezpieczeństwom, zarówno pod względem intelektualnym, jak i pod względem moralnym. Ponieważ taka szkoła uczyła i wychowywała.

To, co my dzisiaj mamy, proszą Państwa, to się nadaje na śmietnik. Cały ten system edukacji zachodniej w tej chwili, czy to będą Stany Zjednoczone, czy Kanada, czy Polska, czy Francja - to się nadaje na śmietnik. Tu jest zawracanie głowy. Jeżeli komukolwiek zależy, żeby dzieci porządnie wykształcić i wychować, musi bardzo dokładnie przyjrzeć się szkole: kto uczy, czego uczy, jaki program, jakie zasady. Bez tego nie będzie nic. A właśnie ludzie tej miary, co Prymas Wyszyński, mimo, że były zabory, to jednak Rosjanie w czasach carskich mieli pewne kompleksy w stosunku do Zachodu i też, naśladując, tworzyli gimnazja klasyczne.

Co jeszcze warto wiedzieć? Mianowicie Prymas był bardzo słabowity i chory, tak, że święcenia kapłańskie się przesunęły na rok 1924. A w międzyczasie - wyobraźcie sobie Państwo - jakie młody człowiek zbiera wrażenia i doświadczenia - Pierwsza wojna światowa i Polska odzyskuje niepodległość. To są rzeczy wstrząsające. To jest potężny bagaż doświadczeń.

Prymas zrobił doktorat na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim z zakresu prawa i socjologii. I bardzo angażował się problemem pracy i problemem robotników. To było pasją jego życia - nie tylko intelektualnie, ale również włączał się w różnego rodzaju działalność, której zadaniem była poprawa losu robotników. I w związku z tym to było przygotowanie do jego późniejszej roli w czasach PRL-u, ponieważ zapoznał się z różnymi ideologiami, łącznie z komunizmem. I lepiej znał poglądy Marksa zy Engelsa od komunistów w PRL-u. Nie mogli go na niczym zagiąć. Na tym polegała również intelektualna przewaga Prymasa.

Był też profesorem we Włocławku na Chrześcijańskim Uniwersytecie Robotniczym. To było bardzo ważne, bo robotnicy byli dla kapitalizmu tym terenem eksploatacji. a dla socjalizmu to była taka masa, którą należało wykorzystać do zniszczenia narodów i wiary. W związku z tym możliwość wykładania na takim uniwersytecie dawała szerokie pole manewru również później.

Gdy wybuchła wojna, Prymas był poszukiwany imiennie przez Gestapo i ciążył na nim wyrok śmierci. Angażował się w tajne nauczanie. Został żołnierzem AK. Był kapelanem pierwszej linii bojowej w rejonie Puszczy Kapinoskiej.

W 1946 roku, po zakończeniu wojny został biskupem lubelskim, a 12 listopada 1948 roku zostaje prymasem Polski. W 1951 roku otrzymuje specjalne uprawnienia od papieża do rozmów z rządem. One polegały na tym, że Prymas mógł podejmować różne decyzje polityczne bez konsultacji z Watykanem. Były to czasy stalinowskie, gdy komunizm coraz bardziej się zaostrzał w metodach działania, również wobec Kościoła i Prymasa. Decyzja, żeby Prymasa zaaresztować, została podjęta w 1950 roku, a więc w czasach, kiedy żył Stalin i za jego zgodą. Ale do tego aresztowania nie doszło. Doszło już po śmierci Stalina w 1953 r. za zgodą ówczesnego pierwszego sekretarza Chruszczowa. I Prymas 25 września 1953 r. został aresztowany. Uwolniono go w 26 października 1956 r. A więc nieco ponad trzy lata był więziony. Zmarł 28 maja 1981 roku.

Podobno, tak jak O. Krąpiec mi mówił, który był rektorem KUL-u w latach 1970-1963 i często spotykał się z Prymasem, choćby z tytułu formalnego, bo był rektorem uczelni, która podlega Episkopatowi, podobno o jego chorobie, bo jak wiemy umarł na raka, pierwsza dowiedziała się ambasada rosyjska, sowiecka. Taki mieli wywiad. I dlatego można przypuszczać, że gdyby żył Prymas, nie byłoby stanu wojennego. Ale ponieważ umarł, to ten zwornik Narodu, o tak silnej pozycji społecznej, już nie stał na...

Pamiętajmy, że zło jest bardzo inteligentne, a w przypadku sowietów, właściwie Rosji, bo to nazwy się zmieniają, a to jest ten sam twór, Adam Mickiewicz mówił, że potęga Rosji jest bezkresna. Bezkresna, a więc zawsze otwarta, żeby kolejne podboje prowadzić i cierpliwa jak czas. Nie w tym pokoleniu to w następnym i w następnym, ale chodzi o to, żeby połknąć kolejne ofiary.

Otóż człowiek, który tyle przeszedł, był tak wykształcony i tak mocno osadzony w kontekście polskim, miał wiele do powiedzenia i wiele do zrobienia. I czerpanie z przykładu wiedzy, mądrości takiej osoby zawsze człowieka rozwija. Dlatego warto wracać do jego myśli, do jego dzieł, ponieważ one są pouczające, a równocześnie pozwalają na zdobycie tego, co nazywamy mądrością. Mądrość polega na tym, że człowiek widzi szeroko, z odpowiedniego dystansu, w określonym porządku, a więc zupełnie co innego, niż dzisiejszy człowiek, który jest splotem, kłębkiem chaotycznych informacji, obrazów, gdzie po prostu reaguje tylko na to, co dzieje się w telewizji, natomiast zupełnie stracił poczucie widzenia całościowego.

Prymas takie widzenie posiadał i dlatego warto do jego przemyśleń wracać, ponieważ one są skierowane do nas jako katolików, do nas jako Polaków, do starszych, do średniego pokolenia, do dzieci i do młodzieży. To jest właśnie ta wielkość.

Nas Pan Bóg obdarował kilkoma postaciami w Kościele XX w., a nawet również i w XIX w. niezwykłymi. To nie są urzędnicy, to nie są ludzie - może i dobrego serca, ale naiwni. Jak zaczniemy: Zygmunt Szczęsny Feliński, kardynał Sapieha, prymas Hlond, kard. Stefan Wyszyński. I Jan Paweł II. Zwróćcie, Państwo, uwagę, jakie postacie nad nami czuwają. To byli ludzie wielcy - i w myśli i w modlitwie i w czynie. I człowiek obcując z ich dziełami, czy z ich tekstami, które są świadectwem tej żywej pracy myśli, sam się zmienia.

Radzę Państwu wracać do tych tekstów, czytać, niedużo, po trochu. Ale widzimy, co to znaczy być osadzonym w realiach i Kościoła i Polski. Takich ludzi dzisiaj trudno spotkać.

Otóż spróbujmy tak w pewnych punktach zwrócić uwagę, co jest ważne w nauczaniu Prymasa. Pierwsza rzecz, to jest człowiek. Otóż mając doświadczenie dwóch totalitaryzmów, zarówno niemieckiego jak i sowieckiego, Prymas zwraca uwagę, że w tych totalitaryzmach człowiek jest po prostu rzeczą. To nie jest osoba - to jest rzecz. To jest rzecz, która właściwie wbrew swej naturze posiada rozum i wolę. W związku z tym dla takich totalitaryzmów największym zagrożeniem jest człowiek, który zna prawdę i który potrafi decydować. Stąd ludzie są osaczani taką pętlą kłamstwa, która staje się urzędową metodą rządzenia, tak, żeby człowiek nie był w stanie prawidłowo czytać rzeczywistości i żeby nie potrafił podjąć słusznej decyzji.

To urzędowe kłamstwo przenika za pomocą dwóch kanałów. Pierwszy, to jest edukacja, drugie to są różnego rodzaju media, a więc gazety, radio, telewizja, kino, teatr, również sztuki piękne. To wszystko ma człowieka osaczać tak, żeby w pewnym momencie stracił orientację. Żeby był przytłoczony kłamstwem do tego stopnia, że będzie się ono wydawało czymś normalnym, będzie wyglądało, jak prawda, ponieważ wszyscy tak myślą. I człowiek, który inaczej myśli, ale nie dlatego inaczej, żeby sie przeciwstawiać komuś, tylko że rozpoznaje rzeczywistość, traktowany jest jako człowiek nienormalny.

W przypadku ludzi dojrzałych, dorosłych, jest to pewien dramat, ale w przypadku dzieci i młodzieży, one nie są w stanie, ponieważ nie mają skali porównawczej. I stają się ofiarami systemu. Wreszcie dochodzi do wewnętrznego zakłamania samego człowieka - kiedy człowiek co innego mówi, a co innego myśli. I tak właśnie działo się w państwach totalitarnych. Ludzie, którzy czy to chcąc zachować życie, czy wolność, w sensie wolności od więzienia, czy zachować pracę, musieli kłamać, a wewnątrz myśleli co innego. I w ten sposób następowała wewnętrzna destrukcja.

Prymas zwracał uwagę, że prawo do prawdy jest podstawowym prawem człowieka. I dlatego na kłamstwo nie ma zgody.

Dalej - jeżeli mówimy już konkretnie o Polaku, to Polak musi mieć ziemię, musi uprawiać tę ziemię i musi ją widzieć. I musi ją widzieć. Uprawiać, widzieć, bo w innym wypadku - jak zwracał na to uwagę - bo...

A w przypadku właśnie tekstów Prymasa Tysiąclecia liczy się nie tylko myśl, ale i sposób jej wypowiedzenia. A pamiętajmy, że nie czytał z kartek - miał tylko pewien schemat i mówił. Czasami miał kilka homilii - długich pół godziny do godziny, wykorzystywał je maksymalnie, bo mówił: jakie my mamy narzędzia? Ambony i listy pasterskie. Dzisiaj nie ma ani ambon, ani listów pasterskich. Zwróćcie Państwo uwagę.




Otóż Prymas mówił tak: Ziemia ma być człowiekowi poddana. Komu? Tym, którym Bóg ją dał. A więc narodowi naszemu. Polska ziemia oczekuje żywych ludzi. Wprawdzie ziemia gromadzi prochy, ale na świadectwo żywym. Taka też jest i nasza polska ziemia - tak gościnna dla swoich dzieci, tak wabiąca ich miłością i krasą, że kto raz tu oczy otworzył, pozostaje pod miłosnym jej urokiem aż do grobowej deski. Aż do pierwszych linii obronnych w powstańczych bojach. Aż do mogił zgruzowanych miast.

Dobrze o tym wiedzieli najeźdźcy. Dostałem taką książeczkę na temat wpływu "Chłopów" Reymonta na kulturę europejską. We Francji na przykład była reymontomania: każdy inteligent musiał mieć domek z ogródkiem, żeby codziennie dotykać się ziemi, bo ziemia ma moc, prawda, żeby ziemi się dotykać, dotykać te rośliny, jakie z niej wyrastają, to daje moc. I właśnie Reymont w "Chłopach" przekazał tę nieprawdopodobną miłość do ziemi. Przy wszystkich wadach i przywarach chłopów, jacy się pojawiają w jego powieści, jest jedna rzecz nie do ruszenia. To jest miłość do ziemi.

Rozmawiałem z księdzem na temat... nawet obgadywania księży. To samo w "Chłopach". Przychodzą z kościoła i dawaj na tego księdza. Wszystko tam jest. Otóż o ile we Francji pojawiła się ta chłopomania, to Niemcy zalecali "Chłopów" jako obowiązkową lekturę żołnierzom, którzy mieli napaść na Polskę po to, żeby poznać mentalność ludu, jaki zostanie podbity. Tak, że są różne podejścia do arcydzieł.

I otóż Prymas mówi tak: Polska, choćby się najbardziej uprzemysłowiła, co jest w pewnym zakresie potrzebne, musi nadal wiązać się z ziemią. Musi nadal kochać ziemię ojczystą i nie może się od niej oderwać. Pamiętacie? Jeszcze niedawno chodzili w Polsce najeźdźcy, którzy posyłali Polaków do pieców krematoryjnych i głosili: "Nam nie są potrzebni Polacy, nam są potrzebne ich ziemie".

Co polecał, co zalecał Narodowi, a zwłaszcza młodzieży. Ubolewał nad tym, że coraz więcej jest ludzi bez ambicji, że nie mają ambicji, że zadowalają się niską poprzeczką, nie chcą podwyższać poprzeczki dla swojego życia, żeby wspinać się coraz wyżej, czyli żeby osiągać coraz większe dobro. Poprzestają na małym. A równocześnie chcą, żeby wszystko przyszło łatwo - bez ofiary. A bez ofiary nic nie przyjdzie. Trzeba być gotowym na ofiary.

I właśnie w tym momencie widzimy, co znaczy przykład samego Prymasa, przecież poszedłby na wspólpracę i w porządku. A tak uwięziono go i nikt nie wiedział, co będzie. Mogli go zabić, mogli go otruć. Jest tysiące sposobów, aby człowieka z tej ziemi usunąć. A więc jest taka wewnętrzna decyzja, jaka była: "Non possumus. Już nie możemy.

Kiedy w 1953 roku władza wydała dekret o obsadzaniu stanowisk kościelnych, a więc, że oni będą decydować, kto będzie biskupem, kto proboszczem, kto wikarym, itd. Prymas powiedział: "Stop". No to będzie konfrontacja. I zamknęli go do więzienia. Bo wyznawał zasadę (mówił): "Biskup musi być wyrazisty".

Bardzo ładnie podkreślał to kilka razy: Biskup musi być wyrazisty dla ludzi swoją postawą.

Jako Polak wiedział, że nie ma narodów bez historii, bez dziejów. W związku z tym wielokrotnie wracał do tego wątku, mówiąc, że więź z Ojczyzną jest tajemnicą. Więź z Ojczyzną jest tajemnicą, którą możemy określić jako prawo natury - najbardziej podstawowe i najświętsze ze wszystkich przyrodzonych praw. Prawo, które uszanować muszą wszyscy.

Prawda? To jest święta tajemnicza więź człowieka z ojczyzną. To nie jest państwo, jako struktura czysto polityczna, gdzie obdarzają nas wyborcy takimi politykami, że po prostu człowiek myśli: gdzie oni ich znaleźli. Bo na ulicy nie widać takich. A jednak takich wynajdą. I go potem lansują, a on w siebie uwierzy. Głupstwa robi, głupstwa gada...

Równocześnie... To chyba obserwuję, bo minęło ze dwadzieścia lat od tak zwanego upadku komunizmu, jest ten problem przeszłości, kiedy tak łatwo krytykujemy Polaków, którzy za ich jakieś wady, przewinienia historyczne, które miały miejsce sto lat temu, dwieście, trzysta itd. A Prymas zwracał uwagę, że to jest sprawa zbyt skomplikowana i zbyt ważna, żeby można było tak sobie rozstawiać wszystkich. I odczytuje w dziejach Polski z jej znakomitymi sukcesami, z jej strasznymi upadkami, czy błędami, odczytuje jakiś logiczny ciąg - może nawet nadprzyrodzony - i mówi: "Ani jednej karty z tych dziejów nie wolno usunąć".

To jest właśnie, co Prymas uważał. I dlatego on, kiedy oceniał powstania, czy to będzie powstanie styczniowe, czy powstanie warszawskie, to nigdy z pozycji straconej. Bo dostrzegał w tych powstaniach, które politycznie były przegrane, na krótką metę, ale właśnie dostrzegał jako krwawe ziarno, które potem będzie wzrastać. I to jest ta ofiara. Gdyby nie powstanie listopadowe, styczniowe, czy ktoś w ogóle pamiętałby jeszcze w 1918 roku, że jest Polska, że ma być Polska i że są Polacy? Nic to. Jedni by się zruszczyli, inni by się zgermanizowali.

Wielki dramat i wielka walka - to, oczywiście, walka z Kościołem. Wiemy, że ideologia komunistyczna, obiecując zaprowadzenie sprawiedliwości społecznej, miała jeden główny cel - zniszczyć religię, zniszczyć Kościół. Walka była bezwzględna. Czasami wprost fizyczna, a czasami bardzo wyrafinowana. W każdym razie uważano, że człowieka należy zbawiać bez Boga. Rozpoczęła się walka z Krzyżem. Rozpoczęła się walka z Kościołem katolickim, której doświadczał abp Zygmunt Szczęsny Feliński, prymas Polski.

Bardzo jest ciekawa rozmowa, jaką rekonstruuje Ks. Prymas, jaką prowadził Zygmunt Szczęsny Feliński: Znamienne były jego, czyli Felińskiego, posunięcia w dni krzyżowe, zwłaszcza w uroczystość św. Marka. Ciężkie były rozmowy jego z namiestnikiem rządu carskiego, Konstantym, ale prowadził je. Namiestnik żądał, aby procesja się nie odbyła. Arcybiskup odpowiada: "Nie do mnie należy zakazywać. Do mnie należy troszczyć się o chwałę Bożą". Namiestnik grozi represjami. Arcybiskup Warszawy odpowiada: "Ja będę z Narodem". Namiestnik czyni arcybiskupa odpowiedzialnym za porządek. Arcybiskup przyjmuje na siebie odpowiedzialność. Procesja się odbywa, na szczęście bez żadnych incydentów.
Ta sama sprawa powtarza się z procesją Bożego Ciała. Znowu namiestnik zmusza arcybiskupa do rozmowy i domaga się zakazu procesji Bożego Ciała. Arcybiskup odmawia. Namiestnik grozi: "Mam 24 armaty. Każę je wytoczyć na ulice miasta. Będę strzelał kartaczami". Arcybiskup Warszawy odpowiada: "Ja stanę na czele ludzi, do których będzie pan strzelał". Namiestnik nie strzelał. Procesja się odbyła. Ale też zaraz arcybiskup dostał wezwanie do Petersburga. Wiedział, że nie wróci. Wyjechał i nie wrócił. 20 lat Syberii.

Proszę Państwa, to są Polacy. To są synowie naszej ziemi.


"Można by - mówił Prymas - jak niekiedy doradzają nam tak zwani katolicy postępowi, siedzieć cicho i nie drażnić, jest to jednak psychoza niewolników. A my jesteśmy narodem wolnym i z wolności nie zrezygnujemy za żadną cenę."

Widzicie, Państwo? Jaki mąż tak przemawiał.

Jeszcze relacjonował swoją rozmowę z jakimś wysokopartyjnym, który mu przedstawiał, jak w danej sytuacji Kościół może się zachować. Mówił: pierwsza, możliwość, druga, trzecia, czwarta. A Prymas mówi: "Zapomniał pan o piątej". Jaka? "Więzienie".


Mówił: Nie jesteśmy narodem młodym. Korzeń naszego bytu narodowego i świadomości historycznej sięga dziesięciu wieków. Dzisiejsze badania naukowe wykazują, że na tym terenie, na którym dziś żyjemy, można dopatrzeć się życia narodowego przynajmniej na trzy wieki wcześniej. Ale to są spory historyczne. Pewną jest rzeczą, że skoro od wieków trwamy tutaj - między Odrą, Wisłą itd. - była cenzura - "i tak dalej", to jest to nasze miejsce. Z tym miejscem łączą się nasze obowiązki wobec innych. Z tym miejscem też związane są nasze prawa. A zatem, jeżeli od wieków jesteśmy na tej ziemi między Odrą, Wisłą, Bugiem i tam dalej, i jeśli wytworzyła się swoista więź mistyczna między nami, całym Narodem tysiącletnim, to jesteśmy za ten Naród i za tę Ojczyznę odpowiedzialni.

Pod koniec życia mówił: "Do Was, drodzy Bracia, należy wejść w wieś. Otoczyć opieką ziemię. Przezwyciężyć oczy pęd ze wsi do miast. Do was należy pilnować, żeby młodzież się uczyła. Ci, którzy mają zostać na wsi, powinni obierać kierunki zawodowe, rolnicze, z zakresu techniki agrarnej. Te prądy istniały w Polsce tuż przed wojną. Organizowano teatry ludowe, uniwersytety. Przestudiowałem przed wojną wielkie wydawnictwo "Pamiętniki chłopskie i młode pokolenie chłopów". Razem 6 tomów. Przekonałem się jeszcze raz, ile zdrowego elementu ma polska wieś. Zresztą i dziś nie brak wsi tych wartości."

A więc zwróćcie, Państwo, uwagę, że Ks. Prymas dostrzegał, jak sprytnie próbowano różnymi metodami pozbawić Narodu polskiego wiosek i tych, co na wsi. Tak stało się w Hiszpanii. Tam nie ma wiosek. Tam niema wiosek. I to właśnie, co było zapleczem tradycji, wiary, wielodzietności i powołań, zostało zniszczone. I chociaż w Hiszpanii jest bardzo silna i mocna inteligencja katolicka, to nie ma zaplecza w ludzie i nie ma powołań, jak mi mówiono, nie ma powołań. To jest tragedia. Bo są małe miasteczka, jest kościół, ale nie ma kto tej mszy sprawować.

Proszę państwa, to są ludzie wielcy. Oni widzą daleko w przeszłość i wybiegają myślą ku przyszłości. To, co oni zostawili dla nas, zostawili również dla kolejnych pokoleń. Od nich musimy się uczyć. Wtedy przetrwamy. Dziękuję bardzo.





dodajdo.com

9 komentarzy:

  1. będę złośliwy "Ziemia ma być człowiekowi poddana. Komu? Tym, którym Bóg ją dał. A więc narodowi naszemu." -rozumiem iż ktoś posiada akt własności podpisany przez Pana Boga?

    osobiście uważam że mieszanie Boga do spraw własności jest nadużyciem - Bóg dał LUDZIOM ŚWIAT, nigdzie w Piśmie Świętym nie znalazłem stwierdzenia by dawał PAŃSTWA NARODOM (prócz jednego przypadku - ale to nie o Polaków chodziło)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli dla Pana "mieszanie Boga do spraw własności jest nadużyciem", to kwestionuje Pan w istocie wszystko, także Pismo św., jako nie posiadające podpisu Boga. Co z kolei podważałoby Pańską wiarygodność jako osoby deklarującej się jako osoba wierząca. Nie warto być złośliwym, bo złość piękności szkodzi, jak mawiano dawniej.

    OdpowiedzUsuń
  3. A co ma piernik do wiatraka?
    Polacy nie są narodem wybranym i próżno w to wierzyć. mamy swoje miejsce na Ziemi, ale na takiej samej zasadzie na jakiej mają je inne nacje!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie bierze Pan po uwagę, że właśnie ci, których Pan nie uważa za naród wybrany, są nim, przynajmniej jako chrześcijanie, natomiast ci, których Pan uznaje za takowy, i którzy się za taki uważają, w istocie myślą zupełnie odwrotnie, niż Pan.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chrześcijanie to naród wybrany duchowo,odkąd to ich synonimem jest Polak?

    OdpowiedzUsuń
  6. To którzy są wg Pana wybrani cieleśnie? "Synonim Polaka" to Pana wymysł. Proszę mi nie przypisywać tego, czego nie powiedziałem.

    OdpowiedzUsuń
  7. odnosiłem się do słów Prymasa "Ziemia ma być człowiekowi poddana. Komu? Tym, którym Bóg ją dał. A więc narodowi naszemu."

    a "naród wybrany cieleśnie"? Obawiam się że nie istnieje.

    OdpowiedzUsuń
  8. A zatem wg Pana wybraństwo miałoby charakter wyłącznie duchowy? Cieszę się, również takie odnosiłem wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dokładnie tak - Żydzi zostali wybrani alby "nieść BIBLIĘ" i aby spośród nich narodził się Mesjasz. Chrześcijanie są wybrani jako Dzieci Boga.

    Ale to nadal nie zmienia faktu iż Polacy narodem wybranym są tylko w tej części w jakiej są chrześcijanami i to wierzącymi i praktykującymi. Z samego faktu bycia Polakiem, NIC nie wynika.

    OdpowiedzUsuń