Zaczerpnięte z raportu Millera zdanie, odnoszące się do ostatnich sekund tragicznego lotu polskiego Tu-154: "w gęstej mgle, przy prawie zerowej widoczności, nikt nie zdołał przerwać śmiercionośnego w skutkach procesu. "Obrót wolantu oraz wychylenie pedałów nie zapewniły zatrzymania obrotu samolotu w lewo", zaczyna być opisem trwającego od początku lat 90. swoistego procesu upadku domina: upadku całych polskich Powietrznych sił zbrojnych. (Patrz: Pierwsza kostka smoleńskiego domina
Padają słowa: tragedia, horror. Powstaje pytanie, jak do tego horroru, do tej tragedii mogło w ogóle dojść. Pojawia się potrzeba dotarcia do samego źródła problemu, które być może pozostawało dotąd poza wszelką uwagą, a zatem i kontrolą.
Przyjrzyjmy się, jak działa np. Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego
Zadania Komisji:
* ustalenie okoliczności i przyczyn wypadku lotniczego;
* wydanie zaleceń i wniosków dla uniknięcia podobnym wypadkom w przyszłości.
Komisja nie orzeka o winie oraz odpowiedzialności za wypadek lotniczy.
Komisja określając zakres badań stawia hipotezy, które są następnie weryfikowane przez członków komisji. W trakcie swoich prac komisja rozpatruje elementy istotne z punktu widzenia wszystkich przyczyn, które do tego zdarzenia doprowadziły.
Rozumieć w tym miejscu należy: "wszystkich przyczyn", ale tylko i jedynie w ramach tych niektórych ze wszystkich możliwych hipotez, które odważyła się postawić komisja, a dokładniej - jej prezydium. Oczywistym następstwem takiego modelu działania komisji jest podatność na upolitycznienie, a kluczową kwestią staje się nie tyle dogłębne wyjaśnienie przyczyn wypadku lotniczego i eliminacja jego przyczyn na przyszłość, ile polityczne wyjście z sytuacji, w czyn niepomierną rolę odgrywa sam sposób doboru składu komisji, a zwłaszcza jej prezydium.
Można wyobrazić sobie diametralnie inny algorytm: to członkowie komisji w sposób niezależny stawiają (formułują i uzasadniają na piśmie) hipotezy, które następnie są weryfikowane przez komisję. Jak długo nie pojawią się przesłanki negatywne, dyskwalifikujące daną hipotezę, tak długo pozostaje ona w mocy i powinna być bezwzględnie brana pod uwagę przy formułowaniu wniosków i zaleceń końcowych.
Przy obecnym systemie działania komisji do badania wypadków lotniczych, zwłaszcza lotnictwa państwowego i wojskowego, można być niemal pewnym, że komisja nie postawi następującej hipotezy:
Za dzisiejszy horror w zakresie zapewniania bezpieczeństwa lotów, jaki jawi się w świetle raportu Millera, odpowiedzialny jest patologiczny, postkomunistyczny sposób kształtowania składu i określania zasad działania Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów (IBL), który, podobnie jak rosyjski MAK, woli obciążać odpowiedzialnością za wypadek pilotów, względnie - w najlepszym razie ich bezpośrednich przełożonych, niż wyjaśniać rzeczywiste przyczyny wypadków, formułować adekwatne zalecenia i procedury, a następnie skutecznie nadzorować ich wdrażanie i przestrzeganie. Wręcz przeciwnie: to IBL może być najżywotniej zainteresowany w zatajaniu swej odpowiedzialności za obecny "horror" (patrz: "Zostaw gnoju sprawę Mirosławca... prośba wysoko postawionych panów w mundurach" z polskimi dystynkcjami wojskowymi
Jeżeli zatem nie znajdą się sposoby na rozpatrzenie tej właśnie hipotezy przez komisje wojskowe i cywilne, zdominowane zazwyczaj przez IBL (zamieszany uprzednio trwale w upolitycznione, pozorne zapobieganie wypadkom lotniczym), to można spodziewać się, że dezorganizacja 36. pułku, a w ślad za tym całych polskich sił powietrznych osiągnie szczyty, liczebność kadrowa sprowadzona zostanie do zera, zastraszenie żołnierzy i niepewność jutra będzie narastać, morale - rozumiane jako poczucie obowiązku służenia Ojczyźnie - sprowadzone będzie na samo dno. Co bynajmniej w niczym stanu bezpieczeństwa lotów nie poprawi.
Tym razem nie będę polemizował - zgoda w 100%
OdpowiedzUsuńIBL, to jedno. A ile postkomunistycznej zarazy jest zadekowane w strukturach prokuratury wojskowej. I nie tylko wojskowej!
OdpowiedzUsuń