piątek, 16 marca 2012

Linia czasowa stenogramu IES w świetle stenogramu MAK


Jak pamiętamy, min. Jerzy Miller musiał ponownie lecieć do Moskwy, aby  dokonać powtórnego kopiowania zapisu rejestratora dźwiękowego MARS-BM, i wyjaśnić sprawę brakujących 16 sek. mogących wskazywać na manipulację nagrania. Po powrocie J. Millera z Moskwy i przebadaniu nowej kopii zostało oficjalnie stwierdzone, że kopia jest w pełni zgodna z oryginałem.

Dla upewnienia się, że istotnie wszystko już jest w porządku i problem brakujących 16 sek już nie istnieje, pozwoliliśmy sobie dokonać porównania w czasie

Transkrypcji rozmów załogi Tu-154M nr 101 (MAK Moskwa 2010)

oraz

Zapisu rozmów w kabinie - wersja pdf (IES-Zakład Kryminalistyki Nr Dz. E. 2506/2010/K s. 63-155/171

A oto graficzne przedstawienie wyników tego porównania (kliknij, aby powiększyć)..



Jak widać z powyższego wykresu, przez cały czas trwania nagrania ścieżki A opóźnienie linii czasowej stenogramu w wersji IES-ZK w stosunku do wersji MAK, wynoszące początkowo 10 sek. spada niemal liniowo do wartości bliskiej zera, po czym w dalszej części nagrania na początkowej części ścieżki B, oznaczonej jako B1, wzrasta względnie systematycznie, z wyjątkiem krótkiego okresu czasu opadania, do wartości 3-3,5 sek.

Obrazowo mówiąc, samolot-fantom,  opóźniony w stosunku do MAK-owskiego o 10 sek.,  stopniowo przybliża się do swego alter ego, pokonując dzielący je dystans w zależności od prędkości lotu od 800-2640 m,. po czym dowiedziawszy się w jakiś przedziwny sposób, że w rejestratorze katastroficznym, rozpoczął się właśnie zapis ostatniego fragmentu, ponownie zaczyna zostawać w tyle.

Przypomnijmy w tym miejscu, że zapis czasu w rejestratorze MARS polega na zapisie co pół sekundy markerów na specjalnie do tego przeznaczonej ścieżce (kanał IV). Czas zostaje w tych markerach zakodowany binarnie w kodzie 1-2-4-2 w następującym formacie: 4 pierwsze bity jednostki minut, trzy następne bity  - dziesiątki minut, wreszcie 4 ostatnie bity - jednostki godzin.

Taki system sprawia, iż w ciągu jednej minuty dokładnie co 0,5 sek powinien zostać zapisywany kolejny z serii 120-tu marker o tej samej wartości bitowej zakodowanego czasu. Dokładny czas danego zdarzenia: dziesiątki, jednostki i ułamki dziesiętne sekundy określa się, ustalając jego położenie na taśmie magnetycznej względem początku  serii identycznych 120 znaków czasowych, przypadających na tę samą minutę.

W taki właśnie sposób komisja Millera ustaliła moment rzekomego uderzenia w drzewo na 8:40:59.375 czasu systemu rejestracji MSRP, co ma być równoznaczne z czasem 08:40:02,8 rejestratora MARS-BM.
(czy słusznie, to już całkiem odrębna kwestia).


A teraz zagadka dla dociekliwych: spójrzmy na wykres porównawczy, omówiony na wstępie. Jak muszą, Waszym zdaniem, zmienić się parametry zapisu i/lub odczytu taśmy, ażeby opóźnienie danego zdarzenia względem tego samego zdarzenia, ale w innej, jakoby wiernej oryginałowi kopii zapisu cyfrowego, mogło spadać płynnie z 10 sek. na początku ścieżki  aż do samego zera, na jej końcu, po nominalnie 1138,8 sekundach trwania zapisu?

dodajdo.com

22 komentarze:

  1. Przede wszystkim skandalem jest iż strona polska musi prowadzić swoje działania w oparciu o kopie a nie o oryginały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie to jest problemem, bo normalnie wszystkie komisje świata pracują na kopiach by nie uszkodzić oryginału. Problem polega na tym, że nie zrobiono JEDNEJ kopii matki z taśmy analogowej, z której dopiero potem robi się kopie robocze w dowolnych ilościach.
      Przy takim działaniu MARS BM, że taśma ma zmienną prędkość przesuwu na całym odcinku w jedną stronę, to przy robieniu kolejnych kopii z taśmy analogowej każda wyjdzie innej długości (ze względu na niemożność uzyskania idealnej powtarzalności ruchu napędu taśmy) choć o tej samej treści. Po to wprowadzono tam ten 4 kanał ze znacznikami czasowymi by obejść te niedogodności wynikające z takiej (nietypowej jak na magnetofony) metody przesuwu taśmy (normalnie w magnetofonach jest stała prędkość przesuwu taśmy po głowicy, a tu zrobiono stałą prędkość obrotu szpul z taśmą co powoduje zmianę prędkości jej przesuwu zależnie od aktualnej ilości taśmy na obu szpulach).

      Wygląda, że nasi analizatorzy (IES i poprzednicy) nie wiedzieli, że taśma w Mars BM jedzie po głowicach ze zmienną prędkością i traktowali nagranie jakby było z równomiernym przesuwem, stąd rozjazdy czasu nagrania z czasem wynikającym ze znaczników. Dopiero w końcówce poprawiono "upływ" czasu bo tam były wyraźne inne czasy (np. alarmy TAWS) pozwalające na ustalenie upływu czasu i synchronizację czasu nagrań dźwiękowych z resztą urządzeń.

      Niestety tzw. diabeł tkwi w szczegółach konstrukcyjnych sprzętu pokładowego, a to są bardzo stare urządzenia z jeszcze starszymi rozwiązaniami :))

      Usuń
    2. Nie bardzo rozumiem, na jakiej podstawie Twierdzi Pan, że "nasi analizatorzy (IES i poprzednicy) nie wiedzieli, że taśma w Mars BM jedzie po głowicach ze zmienną prędkością i traktowali nagranie jakby było z równomiernym przesuwem, stąd rozjazdy czasu nagrania z czasem wynikającym ze znaczników. Dopiero w końcówce poprawiono "upływ" czasu.... ".

      W Stenogramie odsłuchanych rozmów (IES) nagranie zaczyna się o godz. 8:02:53,8 a kończy o 8:41:07,4. W załączniku nr 8 do Raportu Millera "Odpis korespondencji pokładowej z rejestratora fonicznego MARS-BM samolotu Tu-154 nr 101 zarejestrowanej w dniu 10.04.2010" pierwszy podany czas to 6:02:53,5, a ostatni - 6:41:07,5.
      "Panie dyrektorze, wyszła mgła": w pierwszym - 8:26:18,9, w drugim - 6:26:18,5.

      Różnica między tymi dwoma dokumentami, jeśli chodzi o czas, polega na tym, że w pierwszym z nich czas zdarzeń podawany jest wg czasu warszawskiego z dokładnością 0,1 sek, podczas gdy w drugim każda pozycja (wiersz) ma sygnaturę czasową wg czasu UTC w odstępach co 0,5 sek., tak jak występują, powinny wystąpić, markery czasowe w kanale IV.

      Co więcej, w drugim dokumencie kilkakrotnie pojawia się uwaga: "Zniekształcony znacznik czasowy". To wskazywałoby dość dobitnie, że oba stenogramy to w istocie TA SAMA linia czasowa zarejestrowanych zdarzeń, ustalona w obu wypadkach WEDŁUG ZNACZNIKÓW KANAŁU IV, tyle, że raz określana raz z dokładnością 0,1 sek. raz - 0,5 sek. Wydaje się więc, że Pana... nie wiem jak to nazwać: sugestie, czy przypuszczenia, jakoby polscy analitycy nie wiedzieli, z czym mają do czynienia, nie mają, niestety, zbyt silnych podstaw.

      To po pierwsze. Po drugie - obawiam się, że ulega Pan autosugestii, traktując zbyt dosłownie własne słowa nt. stałości prędkości "normalnych" magnetofonów. Jak Pan zapewne wie, wszystko zależy od klasy sprzętu. W popularnych magnetofonach, w których prędkość obrotów silnika może być nawet stabilizowana stałoprądowo, różnica w czasach przejścia taśmy od końca do końca może wynosić nawet kilkanaście i więcej sekund, i to nawet na tym samym egzemplarzu i przy tej samej taśmie. Magnetofony studyjne foniczne mają dokładność z pewnością o niebo lepszą. Z uwagi na to, że prędkość nawet tych "stałoprędkościowych" magnetofonów może "płynąć", w takich zastosowaniach badawczych, w których istotny jest czynnik czasu, wydaje się po prostu wskazana, bez względu na sposób napędu taśmy. A już w sytuacjach, kiedy minister spraw wewnętrznych jedzie do innego kraju, aby dokonać ponownego nagrania, ponieważ wydaje mu się że w pierwszym nagraniu, które otrzymał za pierwszym pobytem w owym kraju, brakuje 8 sek. - po prostu absolutnie niezbędna.

      Usuń
    3. Oczywiście, jest jeszcze jedna niebagatelna sprawa, uzasadniająca stosowanie zapisu czasu: rejestracja danych i dźwięku odbywa się wielokrotnie na tym samym nośniku, co wymaga nadpisywania wcześniej zapisanych danych. Bez oznaczenia czasu zapisu nie byłoby wiadomo, gdzie się zaczyna się ostatni zapis, a gdzie się kończy.

      Usuń
  2. Mało kto zdaje sobie sprawę, że to nawet nie kopie. Kopie byłyby wtedy, gdyby polskie organa śledcze przyjechały z urządzeniami do nagrywania analogicznymi do rejestratorów MARS-BM i MŁP-14-5 (ten sam mechanizm napędu taśmy, różny w każdym z tych rejestratorów) podłączyły je do wyjść odpowiednich kanałów rejestracji oryginalnych rejestratorów i przegrały to co wszystko, co się na oryginalnych taśmach znajduje. W tym przypadku jednak mamy zasadnicze rozdzielenie poszczególnych kanałów i równoczesną konwersję według narzuconego przez Rosjan systemu kodowania-dekodowania na pliki typu .DAT, .AVI. itp. Czyli taką sytuację, gdzie każda ścieżka, na taśmie synchroniczna zaczyna mieć swoją własną linię czasową, zależną od użytego kodeka. staje się przez to mniej czy bardziej asynchroniczna.
    Z tego choćby powodu te eleganckie pliki cyfrowe podane min. Millerowi i organom polskim na płycie kompaktowej, to już nawet nie są kopie oryginałów, a tylko coś, co zasługuje w pełni na miano naśladownictwa, imitacji, czy też raczej szyderczej karykatury kopii.
    Co nie oznacza, że nie mogą już one powiedzieć nic o szydercach, którzy je sporządzili. Mogą i właśnie to robią.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzież to, ach gdzież na świecie komisje techniczne pracują na oryginałach analogowych???
      Jeden, jedyny przykładzik maleńki poproszę łaskawie (z linkiem naturalnie).
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Nigdzie nie twierdziłem, że mają pracować na oryginałach analogowych. Mogą polscy badacze śledczy pracować na plikach cyfrowych, pod jednym wszakże warunkiem: że mają absolutną pewność, że te pliki cyfrowe są wiernym odwzorowaniem wersji magnetycznej, A to z kolei miałoby miejsce, gdyby samodzielnie, na własnym dobrze sobie znanym urządzeniu kopiującym wykonali własną kopię magnetyczną, a następnie przetworzyli uzyskany tą drogą sygnał analogowy na swoim komputerze przy pomocy znanego sobie oprogramowania.

      Tymczasem tzw. kopiowanie nagrań dźwiękowych przez MAK musiało wyglądać wyłącznie tak, że specjaliści polscy przyglądali się tylko, dosłownie gapili się, jak specjaliści rosyjscy zakładają taśmę, załóżmy, że oryginalną, na urządzenie szpulowe, szpule się kręcą, coś tam może miga na ekranie komputera podłączonego do owego analogowego urządzenia odtwarzającego i za jakiś czas z nagrywarki CD/DVD komputera wysuwa się krążek z rzekomą "kopią". Nie mają przy tym do dzisiaj najmniejszego pojęcia, co w rzeczywistości rosyjskie oprogramowanie z sygnałem analogowym w rzeczywistości zrobilło, zarówno pod względem amplitudowo-widmowym jak również w dziedzinie czasu (linii czasowej) i co w rzeczywistości trafilo w ich ręce.
      To właśnie dlatego ostatnio sami specjaliści FSB stwierdzili, zgodnie zresztą z prawdą, że na podstawie samego pliku cyfrowego nie można stwierdzić, czy ingerencje w nagranie były czy też nie. Ingerencje programowe, jeżeli były są niewidoczne - nie można w żaden sposób stwierdzić, czy i które z serii zamiętanych w pliku próbek sygnału zostały dodane, usunięte czy zmienione liczbowo, lub czy nie uległa zmianie częstotliwość samego próbkowania..

      Odrębną sprawą jest mocno podejrzany kształt przebiegów z kanalu IX (markery czasowe). W tym kanale zapis impulsowy odbywa się BEZ prądu podkładu, co wpływa wydatnie na pasmo przenoszenia w zakresie niskich częstotliwości, To powoduje, że w istocie podczas odczytu zapisanych impulsów prądu glowicy widoczne są jedynie zróżniczkowane zbocza tych impulsów. Dlatego przedstawione w raporcie Millera przebiegi impulsowe tych markerów sprawiają wręcz wrażenie sztucznie, (programowo) wygenerowanych.

      Usuń
    3. Na ten ostatni temat już pisałem wcześniej:

      Sygnał kanału IV z MARS-BM, czy z Księżyca?
      http://suwerennosc.blogspot.com/2012/05/sygna-kanau-iv-z-mars-bm-czy-z-ksiezyca.html

      Uwagi odnośnie sygnału czasu w kanale IV rejestratora MARS-BM (1)
      http://suwerennosc.blogspot.com/2012/05/uwagi-odnosnie-sygnau-czasu-w-kanale-iv.html


      Usuń
    4. Jest szczególnym rodzajem chamskiej erystyki, domaganie się "Jeden, jedyny przykładzik maleńki poproszę łaskawie (z linkiem naturalnie)." w sytuacji gdy z góry wiadomo iż nikt takich prac w ogólnie dostepnym internecie nie zamieszcza.

      Usuń
    5. No, może nie najbardziej wyszukana, ale swego rodzaju prowokacja i dla mnie okazja do merytotycznej odpowiedzi. Już się przyzwyczaiłem :)

      Usuń
  3. Przy takim podejściu... 125% zgody !

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ nie wiem, czy to nie nadmiar łaskawości. 100 proc. w zupełności mi wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Szanowny Panie inżynierze.

    Prąd podkładu nie wpływa na pasmo przenoszenia tylko na liniowość nagrania (poziom zniekształceń) i szumy.

    Na pasmo przenoszenia przy rejestracji magnetycznej mają wpływ:

    - długość szczeliny magnetycznej głowicy, im mniejsza tym szersze,
    - prędkość przesuwu taśmy, im większa tym szersze pasmo.
    - charakterystyka wzmacniaczy zapisu i odczytu.

    Kształt impulsów w kanale 4 wynika z tego, że tor zapisu bez korekcji ma charakterystykę górnoprzepustową, a przy zapisie przebiegów impulsowych stosowanie korekcji mija się z celem.

    Rozjazdy czasu na taśmach wynikają z odtwarzania zapisu zmiennoprędkościowego ze stałą prędkością w laboratorium, a następnie niewiedzy (przynajmniej początkowej) spisujących tekst z taśmy, że czasy zdarzeń dźwiękowych należy odnosić do znaczników 0.5s a nie do fizycznego czasu nagrania (tak jak pokazuje to wskaźnik czasu zwykłego edytora dźwięku). Oprogramowanie WinArm32 używane przez Rosjan robi to automatycznie, u nas musiano to pewnie robić ręcznie, sądząc z błędów i wypowiedzi pani z IES prowadzącej słynne "aferalne" spotkanie z byłym ministrem Kwiatkowskim ("nielegalny" odsłuch nagrań z kokpitu), o tym, że im jakiś kolega zdekodował ścieżkę czasu. Sądząc ze zgodności miejsc błędów czasowych w transkrypcji z załącznika nr 8 do raportu Millera i transkrypcji IES, to ten ostatni nie robił wszystkiego od zera a obrabiał materiał poprzedników kopiując jego błędy;))

    Stała prędkość odtwarzania w laboratorium wynika z konstrukcji MARS-a BM, który w każdym egzemplarzu ma inną prędkość obrotową szpul przewijających taśmę i do tego nieznaną tym co badają potem taśmę. Rzeczywistą "tonację" nagrania odtwarza się korzystając ze znaczników czasowych.
    Przy kopiowaniu taśmy przeważnie nie ma podglądu znaczników (w sensie ich dekodowania) a fizycznie kopia ma inną długość niż to potem wynika ze znaczników czasowych i należy dokonać korekcji czasowej (zmieniając tempo odtwarzania tak by znaczniki pojawiały się dokładnie co 0.5s).
    Do odczytu samej treści wystarczy uwzględnić znaczniki czasowe jako bazę czasu, jednak do identyfikacji głosów trzeba skorygować tempo by całe nagranie miało jedną tonację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odnośnie problemu rzekomej górnoprzepustowości:
      Moja wiedza, zdaje się być w zasadzie dalece zbieżna z Pańską, ale nie do końca.

      W sprawie zależności przenoszenia niskich częstotliwości od prądu podkładu opieram się na zdaniu praktyków (serwisantów magnetofonów powszechnego użytku), wedle których wielkość prądu podkładu magnetofonów ustawiało się tak, aby przy odtarzaniu taśm wzorcowych poziom sygnału odtwarzania sygnału wzorcowego o niskiej i przy wysokiej częstotliwości był jednakowy. Stąd domniemywam, może się mylę, że jednak poziom prądu zapisu wpływa w jakimś stopniu na charakterystykę częstotliwościową. Do jakie stopnia, to już inna sprawa.

      Oczywiście, każdy, dla kogo impulsowy zapis i odczyt przebiegu prostokątnego 128 Hz to tylko różniczkowanie, bo wie skądinąd, że wyższe częstotliwości łatwiej zapisać, łatwo sobie wyobrazi, (da sobie wmówić), że przedstawiony przebieg pochodzi z odczytu zapisanych impulsów, zgodzi się, że napięcie odczytu jest to nagły skok, a następnie wolniej czy szybciej opadający "ogon", jak w klasycznym różniczkującym układzie RC. Rzeczywistość jest znacznie bardziej złożona

      Nie zgadzam się z takim oto podejściem, że za górnoprzepustowość odpowiada wzmacniacz zapisu. Rzecz w tym, że wzmacniacz ten może mieć równe wzmocniemie w bardzo szerokim zakresie a w przypadku zapisu impulsowego o częstotliwości 128 Hz (a o takim właśnie mówimy) prąd zapisu może być prądem stałym, o polaryzacji ujemnej i dodatniej, co oznacza, jak Pan zapewne wie, dolną częstotliwość przenoszenia wzmacniacza zapisu równą zeru.

      Zasadnicza górnoprzepustowość pojawia się w moim przekonaniu dopiero przy odczycie w układzie fizycznym gdy zapisana taśma magnetyczna przesuwa się pod głowicą odczytującą o charakterze indukcyjnym. Otóż wbrew pozorom głowica nie reaguje na całe obszary przemagnesowań, a jedynie na przyrosty namagnesowania w obszarze szczeliny głowicy, które są największe na granicach pomiędzy obszarami taśmy o przeciwnym namagnesowaniu.

      I teraz proszę o szczególną uwagę - mamy tu do czynienia nie z pojedynczym, czy nawet podwójnym różniczkowaniem, jak w prostym układzie różniczkujacym, ale mamy dwie operacje zupełnie przeciwne: najpierw całkowanie prądowe przy zapisie zbocza impulsu prądowego przez głowicę (co oznacza złe przenoszenie w zakresie wysokich częstotliwości), a następnie - podczas odczytu obszaru, w którym nastąpiło przejście (tranzyt) z jednego poziomu prądowego na inny - różniczkowanie, czyli detekcja prędkości zmian pola magnetycznego pod głowicą.

      Rezultatem tego podczas odczytu w miejscu (obszarze), gdzie wystąpiło zbocze impulsu zapisu, pojawia się przebieg napięcia odczytu wg krzywej dzwonowej (Leibnitza), podobny do krzywej Gaussa. A więc jest to kształt zasadniczo różny od tego, jaki uzyskuje się przy pomocy klasycznego podobnie górnoprzepustowego układu różniczkującego.

      Usuń
    2. Odnośnie zmiennej prędkości rejestratora MARS-BM:

      Rejestrator ten ma bardzo efektywny układ stabilizacji obrotów silnika elektrycznego zasilanego impulsowo. Stabilizację uzyskuje się poprzez porównanie przebiegu z tachometru silnika (nominalnie 880 Hz) z przebiegiem impulsowania silnika (kluczowania). O tym jak sprawna to stabilizacja świadczy fakt, iż w chwili zmany kierunku przesuwu taśmy nominalną prędkość obrotową osiąga się już po 0,1 sek.

      Problem tylko w tym, że zamiast bezpośrednio na taśmę, jak w klasycznych magnetofonach, w tym przypadku obroty silnika przekazywane są kolejno przez przekładnię zębatą i cierną na talerz, na którym zamocowana jest szpula tzw. wiodąca. W efekcie prędkość przesuwu taśmy zależy w każdym momencie linowo od ilości (liczby zwojów) taśmy nawiniętej na szpuli wiodącej. Nie można więc mówić, że każdy egzemplarz MARS-BM ma inną prędkość i jest ona nieznana - bo jest to w istocie dość precyzyjny mechanizm zegarowy, tyle tylko, że nie ma jednej stałej prękości przesuwu taśmy, jest tylko bardzo dokładny zakres tych prędkości, w dodatku łatwej do określenia (i ustalenia) w każdym momencie pracy urządzenia odczytującego.

      Z technicznego punktu widzenia nie ma żadnych trudności z podglądem znaczników na bieżąco, zapewniam.

      Ma Pan pełną rację, że prędkość odtwarzania repliki (słowa kopia jest tu raczej mylące, bo kopiowanie rozumiane jako prosty proces odwzorowania - przeniesienia na ten sam nośnik bez jakiejkolwiek transformacji) jest ważna. I to nie tylko do identyfikacji głosów, również do oceny intonacji wypowiadanych słów jak równiże analizy pracy silników. Ale tym bardziej musimy mieć pewność, że replika ta jest możliwie najdokładniejszym odwzorowaniem oryginalnego nagrania w skali czasu.

      Usuń
    3. Tam jest jeszcze jedna sprawa przy odtwarzaniu. To co pokazano na wykresie (te szpilkowe impulsy znaczników czasu), to nie jest sygnał z głowicy (tak jak w rejestratorze MARS BM, tym pokładowym). Taśma była odtwarzana na magnetofonie laboratoryjnym MARS-NW (MAPC-HB), który odtwarza prostokątność impulsów czasowych kanału 4, a to różniczkowanie zrobił wejściowy układ RC w karcie dźwiękowej komputera, przez którą robiono kopię cyfrową oryginalnej taśmy. Te karty zwykle źle przenoszą dół pasma (filtr górnoprzepustowy na wejściu), co tu specjalnie nie grało roli, bo i tak w kanałach dźwiękowych pasmo jest arbitralnie cięte od dołu na 300 Hz, a do wgrywania do komputera używają tam pewnie jakiejś standardowej karty dźwiękowej 4 kanałowej dla zapewnienia współbieżności wgrywania 4 kanałów.

      Co do stabilizatora prędkości, to może on i jest efektywny energetycznie (sterowanie impulsowe) ale co do efektywności, tj. jakości stablilizacji, to bym się spierał, szczególnie, że jako wzorzec odniesienia dla układu stabilizacji służy ... napięcie Ube tranzystora T8, że przytoczę fragment opisu układu stabilizacji:

      "Na kondensatorze C9 występuje składowa stała i składowa zmienna. Wielkość składowej stałej jest proporcjonalna do częstotliwości obrotów silnika i zmienia się w zakresie 0.5-0.7V. Wielkość składowej zmiennej (piłokształtnej) wynosi 40-80mV. Napięcie sterowania jest porównywane z napięciem odniesienia 0.5-0.7V powstałym na dzielniku (!) utworzonym przez rezystor R12 i złącze baza-emiter tranzystora T8 ..."

      Już z tego widać, że to jest żaden stabilizator, bo napięcie Ube zmienia się z temperaturą, czy po zmianie tranzystora na inny a sam charakterystyka przejściowa takiego układu jest raczej mało ostra. Tranzystor jest dobierany tak, by czas nagrania na stronę był NIE MNIEJSZY niż 15minut (nie mniej niż 30 minut całość) ALE NIC WIĘCEJ. Każdy egzemplarz MARS-a BM będzie miał inne obroty niż te pokazane na rysunku 750 obr/min i to jeszcze jeżdżące z temperaturą otoczenia.


      > Ale tym bardziej musimy mieć pewność, że replika
      > ta jest możliwie najdokładniejszym odwzorowaniem
      > oryginalnego nagrania w skali czasu.

      Oczywiście i w tym właśnie celu są wgrywane znaczniki czasu co 0.5s i to one służą do kontroli ciągłości nagrania a nie fizyczna długość tego nagrania, którą dopiero trzeba odtworzyć na podstawie tych znaczników.

      Np. zmiana długości kopii o 78s jak to gdzieś podano, że się różniły oznacza tylko, że prędkość przesuwu taśmy przy obu odtwarzaniach różniła się o 3.5% co nie jest dużo jak na wiekowość tych urządzeń (i pokładowego, i laboratoryjnego).

      Tak więc o długość kopii bym się nie spierał, bo ważna jest analiza ciągłości znaczników wyznaczających rzeczywisty upływ czasu, co innego gdyby one były niekompletne (np. mniej niż 120 pomiędzy zmianą minut).

      Nota bene te znaczniki to też jest ciekawostka, bo o ile układ je generujący jest taktowany częstotliwością 128Hz, tą samą co multiplekser kanałów w MSRP64, to już sam licznik taktujący (64 stanowy robiony na piechotę na bramkach) nie jest w żaden sposób synchronizowany z ramką 0.5s w MSRP64 i przesunięcie czasowe pomiędzy początkiem ramki parametrów lotu i znacznikiem może wynosić od 0 do 0.5s zależnie od jakiego stanu ten licznik wystartuje (bo zerowania też on nie ma). Dodatkowo zakłócenie pracy tego licznika (przeskok stanów) spowoduje, że wszystkie następne znaczniki będą przesunięte w tył lub w przód w zakresie do +/-0.25s co oznacza w fazie lądowania przesunięcie +/-20m w terenie. Bardzo to dziwna konstrukcja jak na miejsce i cel do jakiego się ją używa.

      Kłaniam się,

      Paweł

      Usuń
    4. Byłbym niezmiernie wdzięczny za link do danych technicznych MAPC-HB - mnie nie udalo się ich odnaleźć. Teza o tym, że odtwarza on prostokątność w kanale IV, nie jest dla mnie przekonywująca. Jakakolwiek transformacja regeneracja tego typuwydaje się nieuzasadnioną ingerencją w treśc zapisu, Mam więc pytanie, czy Pan wie napewno, że tak działa MAPC-HB w IV kanale, czy tylko się tak panu wydaje?

      Jeśli chodzi o wpływ napięcia B-E na stabilizację, to wydaje mi się, że podchodzi Pan do tematu zbyt staloprądowo, jak zasilaczu prądu stałego. Tutaj mamy do czynienia z dynamicznym utrzymywaniem wypełnienia 50 proc. - jeśli nie uzyska się dokładnie tej wartości w jednym impulsie to z pewnością po kilku impulsach jest to do osiągnięcia. Nie bardzo wiem, na czym Pan opiera swoje przekonanie o potrzebie dobierania wspomnianego tranzystora pod kątem czasu przebiegu taśmy w jedną stronę. Jest tam przecież potencjometr, który pozwala na ustawienie nominalnej prędkości obrotowej podczas finalnej regulacji.

      Jeśli chodzi o możliwość przesunięcia czasowego rzędu o +/- 0,25 sek. to proszę zauważyć, ża jest to przesunięcie stałe pomiędzy kanałem IV MARS-BM i zegarem systemowym, (zresztą ustawianym ręcznie podczas przygotowywania do lotu). Jego wartość utrzymuje się bez zmian od chwili włączenia zasilania licznika w urządzeniu generującym paczki kodowe z przebiegu zegarowego 128 Hz. Jest to bardzo niewiele w porównaniu wykrytym przez komisję Millera rzekomym czasem kompresji w rejestratorze parametrycznym QAR rzędu jakoby 3 sek. Jestem ciekaw, co Pan o tym sądzi.

      Usuń
    5. @ Anonimowy z 2 czerwca 2013 23:36
      << Prąd podkładu nie wpływa na pasmo przenoszenia tylko na liniowość nagrania (poziom zniekształceń) i szumy.>>

      Na temat negatywnego wpływu braku prądu podkładu na zapis w zakresie niskich częstotliwości polecam Anonimowi poniższą notkę
      <<
      http://www.elektroda.pl/rtvforum/viewtopic.php?p=13529075#13529075
      jaarex
      20 Kwi 2014 10:47
      Jaka wartość prądu podkładu w Unitra Jola2 MKR 1251?

      Witam.
      Jaka powinna być wartość prądu podkładu mierząc go na głowicy kasującej?
      Usterka polega na słabym kasowaniu poprzedniego nagrania.
      Również jakość nagrania jest pozbawiona niskich tonów.
      Proszę o pomoc nigdzie nie mogę zdobyć serwisówki tego radiomagnetofonu.
      >>

      Jak widać z powyższego wpisu poziom prądu podkładu wpływa wyraźnie na zapis niskich częstotliwości.

      Usuń
  6. A propos - ostatnio ryczałem ze śmiechu a potem czułem ogromny niesmak, gdy wyczytałem brednie jednego z "ekspertów" od Laska i Millera - jak to samolot prezydencki leciał tak nisko że "poniżej poziomu lotniska" - ponieważ nie ma śladu w zapisie aby Tupolew zniknął z radaru - należy domniemywać iż Rosjanie dysponują jakąś super techniką radarową zdolną rejestrować lot na pułapach ujemnych...

    Trudno mi zaakceptować teorie zamachu, ale głupot które wygaduje reżimowa komisja... to już Himalaje trudności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To było żenujące widowisko, kiedy prominentni członkowie KBWL i komisji Millera twierdzili, że oni nie bronią raportu Millera, bo ten raport broni się sam. Biorąc już choćby niewyraźne, prawie nieczytelne wykresy parametrów, jak również fakt, że oparli się wyłącznie o dane z radiowysokościomierza, pomijając wskazania wysokościomierzy barycznych. Tymczasem dane z TAWS i wysokościomierzy ciśnieniowych wskazują, że samolot jeżeli zszedł poniżej pasa, był 20 m nad radiolatarnią i że w związku z tym dane podawane z radiowysokościomierzy są wielce problematyczne i żadna pierwsza brzoza nie mogła być ścięta. Do tej pory nie wytłumaczyli, dlaczego wedlug nich ostatnia zmiana wskazania o 10 m ma miejsce nad płaskim terenem gdy samolot już wtedy zupełnie wyrównał. I jeszcze wiele innych rzeczy nam nie wytlumaczyli. Można powiedzieć, że oni sami się w ten sposób, tworząc takie raporty bronią ale przed ich wlasną kompromitacja przed kompromitacją. Można powiedzieć nawet więcej: takie państwowe komisje ds. badania wypadków lotniczych z taką ignorancją dla faktów i dowodów to niebezpieczeństwo dla całego lotnictwa i dla państwa.

      Usuń
    2. O baryczne wysokościomierze się nie mogli oprzeć, bo ten kanał służy do oceny tylko czy samolot utrzymywał zadany poziom lotu na wysokościach przelotowych (tj. powyżej wysokości przejściowej) a do celu tej oceny rozdzielczość ~62.5m w zupełności wystarcza. Do oceny na małych wysokościach ten zapis jest zupełnie nieużyteczny (do tego widać tam zakłócenia pochodzące od zjawisk histerezowych w puszce anemometrycznej przetwornika wysokościowego DWbP-13 oraz zużycia jego potencjometru).

      Dane z TAWS-a są tylko punktowe:

      - 4 na części opadającej toru lotu (5244m, 3036, 2481 i 1930m od progu), jak się zniżali
      jeszcze prze
      i jeden już za brzozą (855m) w odległości 709m od progu.

      One nie pozwalają ocenić na jakiej wysokości samolot był przy brzozie, ani krzywizny toru w końcowej fazie lotu (za rzadko są te punkty). Za to zapisane przyspieszenia (Ny) pozwalają na wykreślenie toru, np. od TAWS34, kiedy jeszcze ciśnienie odniesienia dla wysokościomierza dowódcy (WBE SWS) nie było ruszone. I niestety ten tor przechodzi tak jak podano, nawet przy tej pierwszej brzozie przy BRL (1100m od progu) samolot jest gdzieś na 10m nad terenem mając prędkość opadania wg wyliczeń -2.9m/s, którą wygasza w ciągu następnej 1.5s lotu. (przy liczeniu z Ny należy uwzględnić pochylenie i przechylenie samolotu na odcinku w okolicach BRL, bo akcelerometr odchylony od pionu zaniża pomiar i zapisane wartości są mniejsze niż w rzeczywistości co ma wpływ na wyniki, a tam już pilot ostro ciągnął w górę nos samolotu).

      Samolot już przed brzozą o mało co nie zaorał ziemi i pilot niejako fartem uniknął uderzenia w zbocze, niestety nie zdołał się od niego oddalić na tyle by nie uszkodzić lewego skrzydła. Ten odcinek gdzie kanał RW zapisuje ok. 6m, to jest fragment lotu w okolicach brzozy nad podnoszącym się terenem. Samolot się już tam wznosi (od. ok. 990m od progu czyli zaczął się wznosić jakieś 135-140m przed brzozą) ale wznosi się też teren i samolot praktycznie nie oddala się od ziemi. Może gdyby rejestracja kanału RW (0-750m) była na więcej niż 8 bitach lub z przełączanym zakresem rozdzielczości, to było by to lepiej widać, a przy tych 3.1m rozdzielczości to niestety jest to co jest :|

      Co do samych raportów Millera ("jakoś" wykresów") to się zgadzam, że to jest szczyt dziadostwa w punkcie, jak na tzw. profesjonalny raport. Tylko nie wiadomo czy ty to jest celowa działanie czy też ograniczenia programu zobrazowania parametrów do eksportu zrzutów grafiki importowanej potem do edytora tekstu, w którym pisano raport. Bardzo możliwe, że komisja ma nap. wielkoformatowe wydruki tych wykresów pozwalające na lepszy odczyt (ja skanowałem wykresy MAK (skalowalne), dla sprawdzenia czy z nich się da coś sensownego wyliczyć). Rejestrator QAR, z którego zapisów robiła wykresy komisja, przechwytuje dane cyfrowe po przetworniku rejestratora MSRP64, więc jedyne różnice jakie mogą być to przekłamania bitowe z zapisu taśmowego i zniekształcenia wnoszone przez algorytm odszumiający QAR-a (zakładam, że funkcje skalujące były w obu przypadkach te same).

      Kłaniam się,

      Paweł

      Usuń
    3. Jeżeli chodzi o kanał wysokości barycznej, myślę,że warto dokladniej określić te "zjawiska histerezowe", o których Pan słusznie wspomina. Przy starcie z EPWA widać np. natychmiastowe przejście przez dwa poziomy i dodatkowo chwilowe rozpoczęcie trzeciego (po czym powrót do drugiego). To może wskazywać na jakieś opory czy luzy w mechanizmie przekazywania przesunięcia na czujnik potencjometryczny, a ponadto na nadmierne drgania w całym układzie (może na samej puszce). Sam potencjometr, o ile się nie mylę wieloobrotowy, mógł być sprawny. Niestety, nie mamy na razie możliwości porównania, jak się sprawuje inny ten sam czy podobny egzemplarz.
      Kanał wysokości radiowej - tutaj też są jakieś nadmierne moim zdaniem "zjawiska histerezowe", ponieważ zaraz po wskazaniu 12,5 m jest 6,5 m co sugerowaloby rozdzielczośc ok, 6 m, gdy tymczasem rozdzielczość jest ok. 4 m. To ostatnie widać choćby po tych 2,5 m w raporcie MAK, których jakoś dziwnie nie widać (może tylko ja nie zauważyłem) w raporcie Millera. Więc trochę to dziwne, że się ta rozdzielczość 4 m objawia w tym najbardziej krytycznym punkcie, który w raporcie Millera zostal zdaje się usunięty. Znowu bardzo ważna sprawa, tym bardziej, że związana z rzekomym oraniem ziemi na wysokości < 2,5 m (przypomnę - przez samolot o wysokim podwoziu ok. jeśli nie ponad 3 m. a przy tym śladów tego orania ziemi przez podwozie nie widać). Jak wiadomo, radiowysokościomierze mierzą zazwyczaj od najniższego punktu - punktu stykania się z ziemią i tak też się je zeruje - kiedy samolot stoi na płycie.
      W sprawie możliwości pojawienia się nadzwyczajnie niskich wskazań radiowysokościomierzy nawet na wysokości rzędu 3000 m proszę zajrzeć do historii lotu Tu-204 http://suwerennosc.blogspot.com/2012/06/ostatni-lot-tu-204-ra-64011-w-dniu-21.html
      Jeśli chodzi o krzywą zniżania to proszę jeszcze wziąć po uwagę wykres prędkości pionowej bodajże str. 156 angielskiej wersji raportu MAK :)
      Pozdrawiam serdecznie i liczę na dalszą wymianę uwag i spostrzeżeń.

      Usuń