czwartek, 1 maja 2014
Niemcy kradną dzieci łapami polskich sądów!
Trwa w najlepsze wyborczy festiwal euroentuzjazmu w wykonaniu polityków kandydujących do Parlamentu Europejskiego, prześcigających się w wynoszeniu pod niebiosa rzekomych niebywałych korzyści z przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Tymczasem los mniejszości polskiej w Niemieckiej Republice Federalnej nie tylko nie uległ zmianie, ale przeciwnie - rośnie liczba osób polskiego pochodzenia prześladowanych przez niemiecki Jugendamt, urząd ds. dzieci i młodzieży. Przy okazji dowiadujemy się, że przed długą, represyjną ręką tej niemieckiej instytucji o nazistowskiej genealogii i podobnym sposobie działania szukają dziś w Polsce schronienia nawet obywatele niemieccy, niepewni swego losu - działa oczywiście nieoceniony dorobek integracji europejskiej: europejski nakaz aresztowania. (Red.)
Łukasz Boyke
Boją się żyć we własnym kraju
Wojciech Pomorski, prezes Stowarzyszenia Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech, pomaga kolejnej rodzinie. Tym razem schronienie w okolicach Bytowa znalazły matka i jej 14-letnia córka, która już szósty raz uciekła z przytułku Jugendamtu. Za każdym razem była umieszczana w placówce m.in. dlatego, że opuszczała zbyt dużo zajęć w szkole. Jak sama przyznaje, absencja w szkole spowodowana była chorobą. Z przytułku uciekkła, bo tęskniła za domem.
- Bardzo chciałam wrócić do mamy - przyznaje nastolatka (imię i nazwisko do wiad. redakcji) - Niedługo przed tym, jak mnie zatrzymano i przewieziono do przytułku, trochę chorowałam i miałam nieusprawiedliwione nieobecności w szkole. przyszło po mnie czterech policjantów i dwóch urzędników. Grozili, że jak nie otworzymy drzwi, to je wyważą. Nie mieliśmy wyjścia. Musieliśmy otworzyć. Mojej mamie pokazali jakiś dokument, którym - jak się później okazało - było orzeczenie sądu o zawieszeniu mojej mamy w prawach rodzicielskich. Byłam tym zaskoczona, bo ani ja, ani mama niczego złego nie zrobiłyśmy.
Do sytuacji, o której opowiada dziewczyna doszło na początku maja ubiegłego roku. Pierwszy raz nastolatce udało się uciec kilka tygodni po zatrzymaniu. Każda kolejna próba ucieczki zawsze kończyła się identycznie, czyli zatrzymaniem przez policję. Dziś dziewczyna jest bezpieczna, ale kiedy zaczyna opowiadać o swoich przeżyciach, przyznaje, że przeżyła traumę. Ze łzami w oczach opowiada o tym, jak była przetrzymywana w zamnkniętym na klucz pokoju i jak traktowali ją pracownicy niemieckiego przytułku urzędu ds. dzieci i młodzieży. Matka dziewczyny, która w obawie przed zdemaskowaniem również zdecydowała się nie ujawniać swoich personaliów twierdzi, że jedynym wyjściem była ucieczka do Polski. Mówi, że na ten pomysł wpadła w momencie, kiedy w internecie znalazła informację o tym, jak wojciech Pomorski z Bytowa pomagał kilka miesięcy temu rodzinie Schandorff, która znalazła się w podobnej sytuacji. Kobieta nie wyklucza, że razem z córką zostaną w Polsce dłużej. Tutaj chce znaleźć pracę i mieszkanie ze względu na to, że za naszą zachodnią granicą są poszukiwane przez Jugendamt.
- Mamy nadzieję na to, że Polacy nam pomogą - mówi matka dziewczyny (imię i nazwisko do wiad. red.). Słyszałam bardzo dużo o rodzinie Schandorff z Niemiec, która znalazła pomoc własnie w Bytowie. Chociaż przyznam, że nie wiem co się teraz z nimi dzieje, mamy nadzieję, że z nami będzie podobnie. Zależy mi tym aby moja córka poszła do szkoły. Oprócz języka niemieckiego znamy także jężyk angielski. Zamierzamy uczyć się polskiego, a do Niemiec wracać już nie chcemy. Wojciech Pomorski, który prowadzi Stowarzyszenie Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech, twierdzi, że mógł przejść obojętnie obok kobiet potrzebujących pomocy.
- Nie mogłem przejść obok sprawy, która dotyczy pozostawionej samej sobie kobiety i jej córki. - wyjaśnia Wojciech Pomorski ze Stowarzyszenia Dyskryminacja.de. - Poprosiły mnie o pomoc, więc pomagam. Dla mnie to kolejny przykład, jak traktuje się ludzi w Niemczech. Dzieci są przedmiotami. W tym przypadku nie było żadnych terapii, konsultacji z psychologiem, czy temu podobnych. Po prostu przyszła policja z urzędnikami do domu i zabrała dziecko. Nie dziwię się, że obie tak postąpiły.
Na razie nie wiadomo, jak długo uciekinierki z Niemiec będą ukrywać się pod Bytowem. W najbliższym czasie ma dojść do spotkania z burmistrzem.
Robert Wit Wyrostkiewicz
Niemcy kradną dzieci łapami polskich sądów!
25 kwietnia polska policja na zlecenie Niemiec odebrała matce dziecko. Nasza Redakcja otrzymała właśnie skandaliczne Postanowienie Sądu Rejonowego w Lęborku, który zadecydował o „udzieleniu zabezpieczenia (…) Alishy Stewart (…) przez umieszczenie małoletniej w pogotowiu rodzinnym”.
W uzasadnieniu sąd przyznaje, że działał po powiadomieniu przez polską policję, która z kolei została zmobilizowana do interwencji przez stronę niemiecką.
Zdaniem sądu - "istnieje potrzeba udzielenia zabezpieczenia małoletniej Alishy Stewart, bowiem w chwili obecnej jej dobro jest zagrożone” – czytamy w Postanowieniu. Polska policja odebrała matce dziecko i umieściła 40 km dalej zgodnie z absurdalnym orzeczeniem sędziego Małgorzaty Chwał-Iskierki znanej dobrze jeszcze z czasów nomenklatury PRL-u – mówi Prawy.pl Wojciech Pomorski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech, który sam jest ofiarą Jugendamtu i od kilkunastu lat bezskutecznie walczy o chociażby możliwość widzenia się z własnymi córkami.
– Nie zaprzestaniemy walki o to dziecko, które sędzia chce oddać Jugendamtowi, co jest absurdem prawnym, bo tu jedynie Konwencja Haska ma zastosowanie – dodaje Pomorski. Jednak póki co, działania polskich służb były natychmiastowe i bezlitosne. Ustalono, że dziewczyna z matką uciekły do polskiego Bytowa, by tu spotkać się z ojcem. Policja po natychmiastowej decyzji sądu ustaliła miejsce pobytu dziewczyny, zabrała ją, umieściła 40 km od rodziców i zapewne niedługo deportuje ją do ośrodka Jugendamtu w Niemczech, z którego dziecko zapewne znowu ucieknie.
To już kolejny skandal, kiedy polska policja i sądy wpierają post-hitlerowski urząd do spraw młodzieży - Jugendamt. Miesięcznik „Moja Rodzina” opisywał przypadek Sylwii Śmigały, która cudem wywiozła dzieci z Niemiec, a ścigana przez współczesną Rzeszę musiała jeszcze stoczyć batalię z polskim wymiarem sprawiedliwości. Na szczęście wygrała.
Tym razem poza Polakami uciekającymi do kraju, o azyl proszą coraz częściej obywatele innych państw, łącznie z Niemcami! Są to ofiary skandalicznych decyzji Jugendamtu, który zabiera dzieci pod byle pretekstem, otrzymuje na każdą „sztukę” olbrzymie dofinansowanie, a w przypadku dzieci obcokrajowców, rozpoczyna proces germanizacji.
Metody działania powołanego w czasach III Rzeszy Jugendamtu (i niemal niereformowanego od czasów Führera) potępił nawet liberalny Parlament Europejski. Jednak służalczość Polski wobec kraju Angeli Merkel jest nieskończona. Życzenia Jugendamtu są dla polskich władz rozkazem, co może lepiej nieco rozumiemy, po ostatnich doniesieniach o sponsorowaniu partii politycznej Donalda Tuska (KLD) przez niemieckie CDU.
Tym razem PO-pisał się sąd Rejonowy w Lęborku i orzekająca sędzia Małgorzata Chwal-Iskierka. Sprawa dotyczyła obywatelki Niemiec pochodzenia amerykańskiego, Alishy Stewart. Dziewczynę zabrano rodzicom, którym w skandaliczny sposób odebrano prawa rodzicielskie. Jugendamt zresztą specjalizuje się w tej procedurze, a powodem może stać się niemal wszystko (klaps, nieposyłanie dziecka na zajęcia z seks-edukacji, utrata pracy rodzica itd.). Dzieci jednak często później są porywane przez rodziców lub same do nich uciekają.
Tak było w tym przypadku, kiedy zrozpaczona Alisha Steward uciekła z ośrodka Jugendamtu i przyjechała do Polski wraz z matką, Anną Steward. Obie panie ukrył w kraju Wojciech Pomorski, od lat zaangażowany w pomoc rodzicom i walkę ze skandalicznymi decyzjami Jugendamtu. O nastolatkę upomniał się jednak niemiecki urząd do spraw młodzieży, a polskie państwo jak zwykle stanęło przez Reichem na baczność.
___________________
Wojciech Leszek Pomorski - Tel.kom. (Polska): +48-694384788
Prezes Zarządu / Vorsitzender des Vorstandes / Chairman of the Board
Polskie Stowarzyszenie Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech t.z.
Polnischer Verband Eltern gegen Diskriminierung der Kinder in Deutschland e.V.
www.dyskryminacja.de
Facebook: Polskie Stowarzyszenie Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech
Facebook: Polnischer Verband Eltern gegen Diskriminierung der Kinder in Deutschland
Tel.mobil/kom. (Germany): +49-1737169797, Tel.mobil/kom. (Poland): +48-694384788
Tel: +4940-53206306, e-mail: w.pomorski@gmail.com
Adres: Wojciech Pomorski, Ernst-Mittelbach-Ring 36, 22455 Hamburg, Germany (ul. Kochanowskiego 17/55, 77-100 Bytów, woj. Pomorskie)
Cel Stowarzyszenia:
Polskie Stowarzyszenie Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech t.z:
założone 18 II 2007. Zajmuje się obroną praw rodziców i dzieci pokrzywdzonych przez organizację Jugendamt i wymiar sprawiedliwości Niemiec i Austrii.
Członkowie walczą głównie o respektowanie Traktatu Polsko-Niemieckiego w Niemczech, praw człowieka w Niemczech i w Austrii i o prawo do wychowywania dzieci we własnej kulturze i języku.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Niemcy mają inklinacje do socjalizmu - lecz to on jest winny, nie niemieckość jako taka. Zresztą dzieci odbiera się rodzicom w każdym kraju euopejskim czy to należącym do UE czy nie należącym - wystarczy podejrzenie urzędnika że dziecku "dzieje się krzywda", przy czym to co jest "krzywdą" to już dowolna interpretacja urzędnika - kretynki w togach (bo to zazwyczxaj sędziny są)klepnąkażdą praktycznie decyzję urzędniczki z jugendamt czy... opieki społecznej.
OdpowiedzUsuńTo prawda, że dzisiaj dzieci odbiera się rodzicom nie tylko w Niemczech, ale i innych krajach europejskich. Nie wiem natomiast, skąd Pan czerpie wiedzę, że nie zależy to od tego, czy dany kraj należy do UE, czy nie.
OdpowiedzUsuńJak wiemy, prawo unijne jako nadrzędne nad prawem krajowym, praktycznie uchylało krajowe rozwiązania i narzucało podbijanym drogą "integracji europejskiej" krajom jednolity model prawa, w tym przypadku prawa rodzinnego. Niemieckość jest tu o tyle na rzeczy, że Niemcy jako hegemon w Europie, (który jednocześnie jako jedyny aspiruje do suwerenności w post-lizbońskiej rzeczywistości europejskiej), są w gruncie rzeczy kreatorami tego prawa europejskiego, narzucanemu innym krajom europejskim środkami "pokojowymi". Żeby prawo europejskie mogło zostać uchwalone i wejść w życie, najpierw musiało być w zasadzie zgodne niemieckim hegemonicznym prawem krajowym. To po pierwsze.
Po drugie - nie bardzo wiem, dlaczego "Niemcy mają inklinacje do socjalizmu", skoro te same zasady w polityce rodzinnej, co socjaliści niemieccy, akceptują zgodnie także niemieccy konserwatyści, liberałowie i chadecy i jakoś tak się dziwnie składa, że są to te same zasady co za czasów Adolfa Hitlera. Zauważmy, zasady których ząb czasu jakoś pomimo II w. św. i 80 lat przeróżnych rządów w Niemczech, nie naruszył. Jeśli cokolwiek Niemcy dodali tu od siebie, to przymusowa edukacja seksualności (zwłaszcza seksualizacja dzieci w wieku przedszkolnym). Ja tu widzę wyłącznie zgodne ponadideologiczne działanie państwa niemieckiego w kierunku przejmowania przez państwo roli wychowawcy dzieci z równoczesnym coraz dalej idącym ograniczaniem praw rodziców, co oznacza - odwrócenie o 180 st.., czytaj: całkowite zanegowanie fundamentalnej zasady pomocniczości, czyli kolejny totalitaryzm, chwilowo jeszcze in statu nascendi.
Równie dobrze można by powiedzieć, że Niemcy mają inklinacje do totalitaryzmu, ale obawiam się, że to już zostanie mi poczytane za wyraz mojego rzekomego antygermanizmu. To po drugie.
Po trzecie wreszcie - dziwnym zbiegem okoliczności Niemiecka Republika Federalna do dnia dzisiejszego, pomimo zawarcia z Polską po 1989 układu o dobrosąsiedzkich stosunkach, nie uznają polskiej mniejszości w Niemczech.
Po czwarte - zarejestrowane zostały ewidentne przypadki zakazywania rodzicom polskiego pochodzenia rozmawiania ze swoimi dziećmi po polsku a wyłącznym językiem konwersacji podczas spotkań rodziców z dziećmi musi być zdaniem Jugendamtu i sądów niemieckich język niemiecki. Rodzi do nieuchronne skojarzenia z niemiecką polityka kulturkampfu z czasów Bismarka ze strajkami szkolnymi we Wrześni, z czasów zaborów.
Tak, iż od pierwiastka niemieckości w tym miejscu uciec można jedynie wówczas, kiedy zaciśnie się mocno powieki i będzie się nieustanie powtarzało, że niemiecki problem tutaj w ogóle nie istnieje.
dziewczyna jest rodowita Niemka,podobnie jej matka.Po co wtracacie tutaj sprawy dot.traktowania obcokrajowcow przez Jugentamt.,przeciez to zupelnie inna sprawa.Ona uciekla do Polski i tu przebywala bez opiekuna prawnego (matka pzbawiona wladzy rodzicielskiej przez niemiecki Sad).CO polskie wladze maja robiC,trzeba przeciez udzieliC zabezpieczenia prawnego maloletniej do czasu wyjasnienia sprawy.Po co najzdzacie na sad
OdpowiedzUsuńJeśli pragniesz widzieć sprawę od strony prawnej to zauważ, drogi Anonimie, że obywatele niemieccy są, podobnie jak my, Polacy, obywatelami tego samego superpaństwa europejskiego, na mocy traktatu lizbońskiego. To są nasi bracia w nieszczęściu, jakim jest europejskie superpaństwo pod niemiecką hegemonią z widocznymi zadatkami na nowy totalitaryzm.
OdpowiedzUsuńPytasz, co polskie władze mają robić? Ano, wykonywać przepisy prawa ustanowione przez to samo prawo europejskie, z którym zgodne jest prawo niemieckie, na postawie którego działa Jugendamt i orzeka niemiecki sąd. A co orzeknie niemiecki sąd, to polska tymczasowa administracja ziem oderwanych od niemieckiej macierzy (sądowa i opiekuńcza) musi wykonywać. Zwłaszcza w stosunku nieletniej, która uciekła wraz z matką przed swoim niemieckim młościwym opiekunem prawnym, jakim jest Jugendamt. Czy jednak polski sąd zobowiązany był przepisami prawa, żeby musiał izolować córkę od swojej rodzonej matki, zsyłając ją do zakładu opiekuńczego oddalonego o 40 km, w oczekiwaniu na swój nieuchronny werdykt w sprawie? Nie, nie musiał. Mógł do czasu swego rozpoznania zostawić córkę matce, a matkę córce. Ty chyba jasne?
Cenzura?
OdpowiedzUsuńKwarantanna.
OdpowiedzUsuń