wtorek, 1 czerwca 2010

Bez komentarza



Przepraszamy za znaczną przerwę w prowadzeniu blogu, spowodowaną pobytem na terenach dotkniętych powodzią.
Informację poniższą odnotowujemy z obowiązku, pozostawiając ją (na razie) bez komentarza. (Red.)



Proroctwo, Katastrofa Smoleńsk 2010



W styczniu 2010 T.B. Joszua powiedział, że coś wydarzy się między Rosją a jednym z jej sąsiadów, nie koniecznie bezpośrednim.

W niedzielę 21 marca 2010 powiedział: "miałem wizję i widziałem balon pełen ludzi. Utracił on kontrolę w powietrzu i szukał miejsca do lądowania."

Podczas drugiego odprawianego tego samego dnia nabożeństwa powiedział, że widział ludzi w balonie, ludzi znacznych, przedstawicieli rządu.

W następnym tygodniu 28 marca 2010 T.B. Joszua oświadczył, że widział opuszczoną flagę - jeden z dwóch jej kolorów jest kolor biały. Wszyscy powinni modlić się w imię Jezusa Chrystusa, Zbawiciela i Pana Wszechświata, za zbawienie ofiar i tego narodu.

W dniach następujących po katastrofie przepowiednie T.B. Joszuy zostały skomentowane przez CNN.


dodajdo.com

5 komentarzy:

  1. Fajnie się analizuje "proroctwa" po czasie...
    Będę jak niewierny Tomasz - nie uwierzę nim nie dostrzegę konkretu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wydaje mi się, że rzecz nie jest w stopniu konkretności, (tym bardziej, że to akurat proroctwo jest dość obfite w konkret), ale w tym, czy proroctwo jest skutkiem rzeczywistej interwencji Bożej, czy ludzkiej.
    W pierwszym przypadku jest ważne i konkretne zarówno przed zapowiadanym zdarzeniem, jak i po. Bóg daje znak, a ludzie mają rozum, żeby ten znak odczytać. Jeżeli nie odczytają, są zwykłymi, choć może niekiedy bardzo wykształconymi głupcami.
    Jeżeli z kolei dane proroctwo to wyłącznie wytwór ludzkiego umysłu, mający uchodzić za prawdziwy znak z Niebios, choć to proroctwo fałszywe, również pociąga ona pewne konkretne, niekiedy nader brzemienne skutki, zarówno przewidywane jak i nieprzewidywane. przez interwenta. Za szczególnym przypadek proroctwa fałszywego należy uznać proroctwo dorabiane do danego zdarzenia ex post. I tu również najprawdopodobniej znajdzie się, delikatnie mówiąc, naiwna ofiara oszustwa, czy też niezamierzonego błędu ludzkiego, która powie - to jest autentyczny znak z Nieba, i ona właśnie będzie osobą niemądrą, a pozostali oczywiście mądrzy.
    I bądź tu człowieku mądry i wiedz, jaka jest prawda. Czego też wszystkim czytającym te słowa życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem ciekaw co Państwo sądzą o takim biegu wydarzeń?

    Otóż moim zdaniem mogło to wyglądać tak, że w momencie gdy pilot daje komendę "odchodzimy", samolot wcale nie musiał być na wysokości 80 metrów nad poziomem lotniska. Ewentualne zmylenie nawigacji miało polegać na tym, aby wprowadzić Tupolewa w głąb jaru, czyli wysokość ok40-50 metrów od jego podstawy, co jednocześnie jest wysokością poniżej poziomu pasa startowego.Pilot lecąc we mgle jest przekonany, że znajduje się na wysokości decyzji przed lotniskiem, czyli 80 metrów. W rzeczywistości znajdował się kilkadziesiąt metrów poniżej poziomu pasa, oraz kilkaset metrów przed skarpą wąwozu. Toteż po komendzie "odchodzimy" nie zobaczywszy lotniska, spokojnie wykonał manewr wyrównujący lot i po kilku sekundach zobaczył ziemię po czym zahaczył o pierwsze drzewo. Dał maksymalną moc, ale był już za późno. Teren się wciąż wznosił. Prawdopodobnie oryginalny zapis ze skrzynek potwierdziłby, że piloci zostali wprowadzeni w błąd. W stenogramach załoga nie mówi nic. Zarejestrowane są tylko odgłosy urządzeń co w tym przypadku jes raczej zgodne z prawdą. Samolot rzeczywiście był bardzo blisko ziemi.
    Niebagatelną rolę miał tutaj odegrać tajemniczy IŁ, którego skojarzono, że leciał w tym samym miejscu co Tu 154 minutę wcześniej. Otóż trajektoria lotu Iła od pierwszego uderzonego drzewa (w okolicach masztu) do samego lotniska była zbliżona do trajektorii feralnego, roztrzaskującego się Tupolewa. Można więc sprytnie wykorzystać zapis ze skrzynki Iła do zafałszowania toru lotu Tupolewa. Chodzi o ukrycie prawdy, że Tupolew wleciał do jaru i wykazanie, że leciał takim torem jaki sobie wyznaczyli zamachowcy. Materiał tego pożądanego odcinka toru lotu, (czyli od momentu gdy Tupolew był gotowy do podjęcia próby zejścia do wysokości decyzji, gdzieś od wysokości 250-300 metrów) miał dostarczyć Ił który fizycznie odbył ten lot po takim torze. Musiał oczywiście w końcówce wykonać bardzo niebezpieczny manewr zejścia do wysokości masztu i drzew, aby uwiarygodnić zapisy w czarnych skrzynkach i upodobnić jego tor do przewidywalnego toru lotu Tupolewa od tego miejsca. Gdyby manewr się nie udał prawdopodobnie Tupolew by ocalał, bo jak można by wytłumaczyć zejście samolotu do jaru gdzie widoczność była ok 30-50 metrów. Manewr jednak udał się, więc spiskowcy mieli w ręku to co chcieli. Materiał zapisu trajektorii lotu, którym można manipulować. Mogli więc już spokojnie skierować Tupolewa, gdzie im się podobało, a więc do "czarnej dziury" z której wylecieć można było już tylko w jedną stronę, w stronę nieuniknionej katastrofy.
    Bez dostępu do oryginalnych czarnych skrzynek, fałszerstwo to jest chyba nie do udowodnienia. Ale bądźmy dobrej myśli. Trzeba poznać prawdę, choć na pewno nie jest to na rękę wielu politykom a nawet mocarstwom. Dla Polaków jednak to sprawa honoru i oddania należnej czci poległym, o których nie możemy zapomnieć. Cześć ich pamięci!

    OdpowiedzUsuń
  4. @smolkas
    W zasadzie jesteśmy zgodni co do pierwszej części opisu zdarzenia - stenogram zdaje się potwierdzać taki właśnie jego przebieg. Należy jednak oczywiście traktować go jako hipotezę, którą należy w dalszym ciągu pracowicie weryfikować. Podobnie należy naszym zdaniem podchodzić z należytą ostrożnością do samego stenogramu, który aczkolwiek dostarcza wielu cennych informacji, wykazuje znaczne wady, o których za wcześnie jest jeszcze mówić. Zapis magnetyczny, podobnie jak i jego odczytanie, wykazuje charakterystyczne dla siebie ograniczenia, przez co przez wiele lat a i także obecnie, nie jest dowodem o charakterze bezwzględnym, czy koronnym, a raczej tylko pomocniczym. Dlatego naszym zdaniem nie należałoby raczej przesądzać z góry, co jest, a co nie jest z prawdą zgodne, nawet jeśli chodzi o odgłosy technicznego wyposażenia.
    Co do roli wspomnianego przez Pana Ił-a w przebiegu katastrofy TU-154M 101 - za mało wiemy na temat jego zachowania, a zwłaszcza trajektorii lotu, aby stawiać jakąś zdecydowaną hipotezę nt. zadania (zadań), jakie ten samolot w tym czasie wykonywał. W szczególności istnieją uprawnione wątpliwości, czy wszystkie uszkodzenia drzew w rejonie lotniska były istotnie spowodowane przez przelatujący samolot. Zastrzeżenia mogą budzić zwłaszcza drzewka, czy też krzewy, obcięte na wysokości 2,5 m, rzekomo skrzydłami wielkiego samolotu pasażerskiego - pamiętajmy - z wysuniętym już podwoziem.
    Hipoteza nt. IŁ-a zatem ciekawa, aczkolwiek można wyobrazić sobie cały szereg innych, nie mniej interesujących, godnych rozwinięcia.
    Ma Pan zupełną rację: musimy poznać prawdę, nie oglądając się na mocarstwa i polityków, którym jest ona najwyraźniej nie na rękę. Musimy, bo to jest prawda o świecie, w którym mamy nadal żyć, i to żyć z godnością Polaka i osoby ludzkiej. Jej wartość jest dla nas nie mniej ważna jak sama prawda o zbrodni z 1940 roku - o katyńskim ludobójstwie. Można powiedzieć - ta prawda nie ma dla nas ceny. Musimy do tej prawdy docierać, bez względu na to, jak niewielkim zakresem materiału dowodowego dysponujemy. Nie istnieje bowiem zbrodnia doskonała, z pewnością natomiast istnieje i istniała zawsze niewiara w realne możliwości dotarcia do prawdy obiektywnej na jej temat.
    Dziękując serdecznie za tę nader obszerną i cenną pod każdym względem wypowiedź, prosimy o pozostanie z nami w kontakcie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko możliwe, ale:
    1 - nie sądzę by Rosjanie ryzykowali skandal bez potrzeby, a potrzeby też nie widzę - nie w tym czasie, nie w takich układach geopolitycznych.
    2 - podmiana zapisów jest raczej technicznie nie do wykonania, bo zapisy są tagowane dla tylko jednego samolotu.
    3 - pozostaje kwestia czy strona Rosyjska przekazała polakom aktualne namiary miejsca - to jest czy załoga miała mapy uwzględniające istnienie tego jaru.
    4 - co z faktem że samolot nie leciał w kierunku pasa, ale obok?

    Szczerze mówiąc zamiast spisku dostrzegam w tej tragedii głupotę, niekompetencję, złą wolę i zwyczajny "bardak", tak po stronie rosyjskiej, jak i jeszcze mocniej po stronie polskiej.

    OdpowiedzUsuń