Kongres Protestu w Warszawie 31 marca 2012 r.
Janusz Sanocki (b. burmistrz Nysy, radny Rady Powiatu Nyskiego i szef tygodnika „Nowiny Nyskie"):
Indywidualni obywatele, doświadczające krzywdy ze strony instytucji, tych, którzy powinni ich bronić, se strony sądów, prokuratur, ze strony tych wszystkich instytucji, którzy zostali wyposażeni we władzę, nadzorów budowlanych, to jest morze krzywd, które obserwujemy..
Widzimy to łamanie praw człowieka, widzimy, jak np. ZUS, instytucje podatkowe, czy quasipodatkowe gnębią i niszczą inicjatywę gospodarczą, niszczą ludzi, którzy podejmują swoje działania gospodarcze, kupują, by zarobić na chleb, a potem po wielu latach wysiłków okazuje się, że właśnie wszystko im zabrano, że zostają całkwicie pozbawieni wszystkiego. I to są te indywidualne sprawy.
To państwo... odwraca się do nas wszystkich, do obywateli, tyłem. Obywatel ze swoimi problemami nie znajduje nigdzie drogi, nie znajduje zainteresowania u posła. Wydawać by się mogło, że demokracja, poseł... Nie, nie, ponieważ przemyślnie zmajstrowany system ordynacji wyborczej uniezależnia posłów od wyborców, wiąże go z partią, powie o tym pan prof. Przystawa, i obywatel gdzie ma pójść, do kogo ma pójść? Poszedłby do posła, ale biuro posła jest zamknięte, albo otwarte raz na miesiąc, a w ogóle najczęściej to go nie widać.
Oceniam, że dzisiaj ta arogancja władzy jest być może większa, niż za komuny, bo i za komuny ci, którzy rządzili, mieli takie poczucie, że oni jednak nie są tak prawomocni, że oni nie zostali tak namaszczeni i błogosławieni, że ciągle gdzieś tam jest ta wolna Europa. A dzisiaj nasi władcy, nasi okupanci mają, proszę Państwa, przekonanie, że oni są oto demokratycznie wybrani i mogą wszystko zrobić, bo mają większość.
Króciutko: to państwo, III Rzeczpospolita musi odejść, razem z pseudoelitami, razem z pseudosejmem, razem z pseudopolitykiami. Precz! Precz! (Oklaski).
Chcemy zaproponować sposób, jak to zrobić. Chcemy zaproponować, żebyśmy zrobili obywatelskie referendum - nie, żebyśmy zbierali podpisy i szli do tych pseudoposłów, do tego pseudosejmu, żeby oni milion podpisów wyrzucili do kosza. Nie! Zróbmy sami referendum!
Prof. Jerzy Przystawa (Uniwersytet Wrocławski, lider Ruchu na Rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych):
Odpowiedzmy sobie najpierw na pytanie, kto to jest polityk? Kogo uważamy za polityka? Bo niektórzy uważają, że jak już jest z ministrem i usiądzie do stołu i wypije z nim kawę, to już jest politykiem. Kto to jest polityk? Najprostsza i najbardziej właściwa odpowiedź na to pytanie jest taka: to ten, który dzieli publiczne pieniądze. To jest człowiek, który uzyskał prawo, przywilej dzielenia publicznych pieniędzy. To są politycy.
Z tej definicji od razu wynika najważniejsza rola Sejmu w strukturze nawy państwowej. To w Sejmie dzielone są publiczne pieniądze. To tam uchwala się budżet państwa. To tam muszą być uzgodnione wszystkie słuszne oczekiwania różnych grup społecznych i zawodowych. Rząd i jego [ekspozy]tury, administracja państwowa, mają jedynie sprawnie wykonywać wolę Sejmu. Tak to jest w Konstytucji zapisane.
Proszę Państwa, komu normalni ludzie powierzają swoje pieniądze? Jakim kryteriom muszą odpowiadać ci, którym przyznamy prawo dysponowania naszymi pieniędzmi? Oczywiste jest, że muszą to być ludzie, do których mamy zaufanie. Żaden normalny człowiek nie powierzy swoich pieniędzy komuś, kogo nie zna, albo komu nie ufa. Z tego wynika, że aby komuś zaufać, trzeba go najpierw znać. Jak wygląda Sejm Rzeczypospolitej, jeśli po patrzymy nań przez lupę takiego kryterium? Jacy to są ludzie?
Zadałem sobie trud przejrzenia poparcia, jakiego udzielili wyborcy posłom obecnej kadencji sejmowej. Na 460 zasiadających w tej Izbie posłów 297, a więc 65 proc. nie uzyskało nawet 2 proc. poparcia wyborców w ich okręgach wyborczych. A więc nawet poparcia 1-go na 50-ciu wyborców. A 85-ciu z nich, a więc prawie 20 proc. całej Izby, nie przekroczyło poparcia 1 proc. , a więc jednego na 100 wyborców.
Ale czy od 1991 roku mamy w Polsce do czynienia z prawdziwie demokratycznymi wyborami? Przede wszystkim nie mamy podstawowego prawa obywatelskiego , jakim jest nieskrępowane prawo kandydowania w wyborach powszechnych, czyli tzw. biernego prawa wyborczego.
Od czasów Lenina znane jest powiedzenie: "nie ważne, jak kto głosuje, ważne jest, kto liczy głosy. (Śmiech.) Kto liczy głosy w Polsce? A kto liczy głosy na przykład w Anglii czy Kanadzie? Tutaj od liczenia głosów są niezliczone komisje wyborcze: obwodowe, okręgowe i centralna, które wielokrotnie liczą, przeliczają, przesyłają tam i na powrót, poza wszelką kontrolą społeczną, za zamkniętymi drzwiami, przez które zwykli wyborcy nie mają wstępu. Wybory urządza administracja i tylko ona te wybory organizuje i kontroluje. Tam, w Anglii, Kanadzie, Ameryce, nie ma żadnych komisji wyborczych: ani obwodowych, ani okręgowych, ani centralnych - nie ma czegoś takiego, jak PKW - Okręgowa.. Nie ma. Tam wyborcy sami organizują wybory, sami liczą głosy, sami cały przebieg wyborów kontrolują. Sami.
System wyborów, który nam zafundowano, jak pisał filozof polityki (niezr.)
"odziera posła z osobistej odpowiedzialności i czyni zeń maszynkę do głosowania, a nie myślącego i czującego człowieka".Kierowanie naszych protestów i żalów do maszynek do głosowania urąga zdrowemu rozsądkowi i prowadzi do nikąd.
Jose d'Ortega y Gasset, inny światowej sławy filozof polityki pisał:
"zdrowie każdej demokracji zależy od jednego drobnego szczegółu technicznego - od procedury wyborczej. Gdy procedura ta jest właściwa, wtedy wszystko działa, jak należy. Gdy procedura ta jest niewłaściwa, wtedy wszystko się wali, nawet niewinne instytucje (niezr.)"
W Polsce - wszystko się wali; czas pójść po rozum do głowy. Trzeba się uporać z ordynacją wyborczą do Sejmu.
Jerzy Jachnik (Prezes Stowarzyszenia Przeciw Bezprawiu Sądów i Prokuratur):
Ta nasza demokracja poszła w niedemokrację. Mamy, praktycznie rzecz biorąc, zlikwidowaną SB (Służba Bezpieczeństwa), a obowiązki i uprawnienia SB przekazano prokuraturze polskiej. Prokuratura polska spełnia dziś, niestety, zlecenia, które wykonywała Służba Bezpieczeństwa. Oskarża kiedy chce, kogo chce i jak chce.
Teresa Borowska (Sekretarz Zarządu Stowarzyszenia Poszkodowanych Przedsiębiorców RP):
Po naszej trzeciej już pikiecie w Katowicach, przed Kongresem Małego i Średniego Przedsiębiorcy, gdzie Tusk wyrażał się, że przedsiębiorca nie może być postrzegany w urzędach jak przestępca, a uciekał przed nami i pokazały to telewizje na dwa dni przed wyborami, to piorunem dostaliśmy zaproszenie do rozmów, byle w telewizji poszła właściwa informacja. Do rozmów doszło, ale po konsultacji, gdy nasi przedstawiciele nanieśli uwagi do mechanizmu wdrożeniowego, w którym wszyscy poszkodowani byliby nim objęci, rozmowy zostały przerwane. Mimo publicznie złożonej obietnicy przez premiera, że problem zostanie rozwiązany do końca ubiegłego roku. Gdy na początku marca ogłosiliśmy, że 16-go odbędzie się manifestacja pod KPRN-em z powodu niedotrzymania słowa przez premiera, to w ciągu dwóch dni wpłynął do laski marszałkowskiej projekt ustawy rozwiązującej problem chałupników z datą wejścia w życie już 1 marca tego roku, co oczywiście zostało od razu podane w mediach, ku zaskoczeniu samych posłów lobbujących w naszej sprawie.
Niestety, po analizie projekt okazał się prawnym bublem, który niczego nam nie rozwiązuje. (...) Przedsiębiorczy obywatele, którzy sami sobie stworzyli miejsca pracy, by nie być ciężarem dla państwa, i [którzy] wspierali to państwo podatkami, dziś są pozbawieni możliwości dalszego prowadzenia działalności gospodarczej, schodzą do szarej strefy, emigrują i już nie wracają. A znamy przypadki, że psychicznie wykończeni - chorują, lub popełnili samobójstwo.
Odnoszę wrażenie, że żyjemy w dobrze zorganizowanym Matrix-ie, w którym zachowywane są tylko pozory demokracji, gdzie obywatele co cztery lata wybierają posłów, ale już bez możliwości rozliczania ich za przedwyborcze obietnice. Za to wciąż z tego samego grona. Nasza cierpliwość się wyczerpała. Chcemy żyć w normalnym kraju, mieć normalny, odpowiedzialny rząd, służbę zdrowia dla pacjenta, a nie dla procedur biurokratycznych. Zacznijmy porządkować nasz dom.
Osoba nieznana z nazwiska:
Tak jak fundamentalnym pomysłem na zmianę sytuacji w Polsce są jednomandatowe okręgi wyborcze, tak fundamentalnym pomysłem na zmianę sytuacji w sądownictwie musi być wprowadzenie w Polsce sądów przysięgłych. Zrozummy, żaden sędzia zawodowy w Polsce nie uzdrowi systemy wymiaru sprawiedliwości w Polsce. (niezr.) sądów powszechnych, żaden sędzia nie odpowiada za błędy w ustaleniu stanu faktycznego. Sędziego nie można pociągnąć do odpowiedzialności za błędy procesowe, takie ustalili prawo. Tego systemu nie da się uzdrowić przy pomocy prawników ani przy pomocy sędziów zawodowych. To można zrobić tylko przy pomocy wprowadzenia ław przysięgłych, bo są sądownictwa, gdzie społeczeństwo będzie decydowało o tym, czy ktoś jest winien lub nie winien.
Inna osoba nieznana z nazwiska:
Dlatego, żeby zmienić to, co jest przyczyną zła, a więc wyleczyć chorobę, są potrzebne właściwie dwie rzeczy: albo wprowadzenie innej rekrutacji elit politycznych, chociaż to słowo "elita" do obecnego układu nie bardzo pasuje, albo w Polsce potrzebny jest strajk generalny. W każdym razie potrzebny jest wstrząs, który zmieni obecny układ polityczny.
Lider ruchu protestu przeciw ACTA:
To, czego młodzi ludzie się domagają, to jest wymiana elit politycznych. (Głos: Oczywiście.) I to jest pierwsza podstawowa rzecz. Wynikiem tego i tak naprawdę - zapalnikiem tego wszystkiego była kwestia odbierania wolności. Że te elity, które w tej chwili rządzą, te elity prowadzą mafię partyjną, tak bym to określił, one, proszę Państwa, nie robią nic dla tego kraju.
Marek Ciesielczyk (redaktor naczelny „Prawdę mówiąc"):
... że prawda jest zazwyczaj źle zorganizowana, to słowa Władimira Bukowskiego, zaś kłamstwo jest zdyscyplinowane, w odróżnieniu od prawdy - bardzo dobrze zorganizowane. Dlaczego o tym mówię? Ponieważ osiem... przepraszam, sześć tylko razy z rzędu sam organizowałem takie operacje na terenie jednej z gmin, które doprowadziły do wprowadzenia do rady tej gminy, miasta stutysięcznego, ludzi na bazie 8-15 proc., więc proponuję od kilkunastu już lat, by zorganizować wejście takiej grupy bojowej do Parlamentu, i rozwalić ten system, albo układ, od wewnątrz, przy pomocy kilkudziesięciu ludzi. I zazwyczaj kłócimy się tutaj z Januszem [Sanockim], z panem prof. Przystawą o to, że to jest nie do zrealizowania, bo nie ma kasy, nie ma dostępu do mediów. Otóż ja uważam, że bardzo konkretną {niezr.) proponuję na tej kartce papieru, ona może doprowadzić do wprowadzenia takiej grupy do Sejmu bez dostępu do dużych pieniędzy i bez dostępu do ogólnopolskich mediów. Krótko mówiąc, chodzi o odpowiednią selekcję osób, które mogłyby powalczyć o miejsca w parlamencie.
Boję się, że to, co jest tutaj zaproponowane - ja nie jestem przeciwnikiem tej całej operacji - ale boję się, że władze, obojętni9e, jakie by one nie były, po przeprowadzeniu tego referendum (w sam wynik trochę wątpię, czy to będzie parę milionów), ale załóżmy, że toi b będzie parę milionów, pozostanie - mówiąc kolokwialnie - "olane". I cały ten wysiłek pójdzie na marne, i doprowadzić może do rozczarowania tych, którzy brali w tym udział. Dlatego proszę się zastanowić nad równoległymi działaniami, które się nie wykluczają. Ja też bardzo chętnie będę zbierał podpisy pod tym referendum i zrobię, co będę mógł w tej sprawie, ale namawiam też Państwa do pójścia drogą równoległą i do zastanowienia się nad tym, jak wejść do Sejmu, akceptując tę ordynację, która obecnie obowiązuje i której chyba nikt na sali tutaj nie akceptuje. Ale, moim zdaniem, nie ma innego wyjścia - oni tej ordynacji sami nie zmienią i żadne referendum tego nie zmieni. (Oklaski.)
O Marek Ciesielczyk... przepraszam Doktor Marek Ciesielczyk! Ale gada z sensem, bo niby na jakiej podstawie prawnej oprzeć owo "referendum"?
OdpowiedzUsuńA owa "selekcja" ludzi do parlamentu... wyborne - skoro wyselekcjonuje się Iksińskiego, to Zetowski podniesie raban a Ygrek w ogóle wystąpi z ugrupowania na znak protestu...
Dr hab. Marek Ciesielczyk, "dr politologii Uniwersytetu w Monachium, Visiting Professor w University of Illinois w Chicago, pracownik naukowy w Forschungsinstitut fur sowjetische Gegenwart w Bonn, Fellow w European University Institute we Florencji, europejski korespondent Radia WPNA w Chicago, autor pierwszej książki w jęz.polskim nt.KGB, 12 lat radny Rady Miejskiej w Tarnowie, Dyrektor Centrum Polonii w Brniu do 31 marca 2011"
OdpowiedzUsuńSens, moim zdaniem polega na tym, co zresztą sam mówca wyjaśniał: że nie można liczyć, że rządzący zmienią ordynację, (na dodatek w taki sposób, jakiego oczekiwaliby przywódcy ruchu JOW). Dlatego potrzebny byłby, powiedzmy - "desant", na wzór tego, jaki wcześniej udało się z powodzeniem wprowadzić do rady miejskiej.
Selekcja może polegać na takim czy innym prawyborze, pod kątem właściwego kierunku programowo-ideowego kandydata, właściwego rozumienia stojących przed zadań, nie mówiąc o odpowiednich predyspozycjach i kwalifikacjach (także moralnych).
Co to jest, że jak padnie wreszcie jakiś pomysł, to natychmiast pojawiają się całe tabuny trzeźwych do bólu kości realistów, udowadniających niezbicie, że to się przenigdy, przenigdy nie uda? Gdybyż za każdym razem uruchomili choćby część swojej zazwyczaj dość rozwiniętej wyobraźni we właściwym kierunku i np. powiedzieliby, co ich zdaniem należy zrobić, czy wziąć pod uwagę. Ale nie, oni wolą negatywnie, bo a nuż się uda, tyle że bez nich, i co wtedy?
Tak wiem znam tę tytulaturę, same renomowane uczelnie... jestem w końcu z Tarnowa, a postać Ciesielczyka jest tu powszechnie rozpoznawana, ciekawe ilu ludzi kojarzy Go z ruchem narodowym?
OdpowiedzUsuń"Dlatego potrzebny byłby, powiedzmy - "desant", na wzór tego, jaki wcześniej udało się z powodzeniem wprowadzić do rady miejskiej. " - to mniej więcej to samo co ja postuluję od dawna zarówno na tym blogu, jak i np na Korespondent.pl. Zamiast tworzyć niepotrzebne efemeryczne, lub kanapowe byty polityczne, należy przyłączyć się do jednej z dużych partii i w ramach frakcji starać się przeforsować podstawowe elementy własnego programu. Choćby JOW - aczkolwiek nie sądzę by JOW były panaceum na bolączki demokracji.
"Selekcja może polegać na takim czy innym prawyborze, pod kątem właściwego kierunku programowo-ideowego kandydata, właściwego rozumienia stojących przed zadań, nie mówiąc o odpowiednich predyspozycjach i kwalifikacjach (także moralnych). " - rozumiem iż Ygrekowski który odpadnie w czasie selekcji bez szemrania przyjmie do wiadomości swoją niższość kwalifikacyjną i moralną...
"Co to jest, że jak padnie wreszcie jakiś pomysł, to natychmiast pojawiają się całe tabuny trzeźwych do bólu kości realistów, udowadniających niezbicie, że to się przenigdy, przenigdy nie uda?" - realizm właśnie. Tak samo będę odwodził od pomysłu realizacji idei latania na skrzydłach uczynionych z ptasich piór połączonych woskiem - idea wprawdzie piękna ale...
"Gdybyż za każdym razem uruchomili choćby część swojej zazwyczaj dość rozwiniętej wyobraźni we właściwym kierunku i np. powiedzieliby, co ich zdaniem należy zrobić, czy wziąć pod uwagę." - ależ mówimy... i tylko nikt nie chce nas słuchać.
"Ale nie, oni wolą negatywnie, bo a nuż się uda, tyle że bez nich, i co wtedy?" - wyjdziemy na głupców... ale póki co przez dwadzieścia dwa lata nie wyszliśmy...