niedziela, 24 lutego 2013

Janusz Berdzik: Cud nad Wisłą w świetle historii (2)



II część fragmentów pracy magisterskiej pt. "Gen. Tadeusz Jordan Rozwadowski", która została napisana przez Autora pod kierunkiem prof. dr hab. Stanisława Nicieji w WSP Opole (1991 r.) - (Red.)

Janusz Berdzik

Cud nad Wisłą w świetle historii (2)


Kontrowersja wokół Bitwy Warszawskiej i rola gen. Rozwadowskiego w zwycięstwie nad Wisłą

Ocena wydarzeń związanych z operacją warszawską, a w szczególności roli i zasług poszczególnych osób stała się w II Rzeczypospolitej sprawa o pierwszorzędnym znaczeniu politycznym. Podobnie wygląda ten problem i dzisiaj.

Bitwa Warszawska miała decydujące znaczenie dla zwycięstwa Polski w wojnie z Rosją Radziecką. Odniesione w przedpokoju niepodległości wspaniałe zwycięstwo odgrywa w świadomości narodowej rolę szczególną.

Powszechnie głoszona jest teza, że twórcą zwycięstwa był marszałek Piłsudski. Czy jest ona prawdziwa? Czy rzeczywiście marszałek Piłsudski jet tym, który w sierpniu 1920 roku na przedpolu Warszawy uratował Polskę od katastrofy? Komu przypisać zwycięstwo? Piłsudskiemu, czy Weygandowi? A może Rozwadowskiemu? W latach 1928-1939 o marszałku Piłsudskim pisano wyłącznie z pozycji hagiograficznej. Z tego tez okresu pochodzi legenda o postawie marszałka w 1920 roku. Okres powojenny nie wniósł w literaturze przedmiotu żadnych nowych ustaleń. Ani na emigracji, ani w kraju nie ukazała się żadna praca, która usiłowałaby rozwiązać zagadkę Bitwy Warszawskiej. W rezultacie w dalszym ciągu wiedza o wydarzeniach na przedpolu Warszawy kształtowana jest przez literaturę hagiograficzną.

Istnieją jednak liczne wspomnienia, pamiętniki świadków tamtych dni, zawierające istotne informacje o wydarzeniach w Warszawie. W oparciu o nie, jak również w oparciu o prace przyczynkarskie spróbuję rozważyć problem autorstwa warszawskiego zwycięstwa.

Na podstawie zebranego w związku z pisaniem niniejszej pracy materiału oraz jego analizy twierdzę, że wojskami polskimi nie dowodził ani marszałek Piłsudski, ani gen. Weygand. Dowodził ten trzeci - szef Sztabu Generalnego gen. Rozwadowski.

W legendzie polskiej i jednocześnie piłsudczykowskiej autorem planu bitwy i jego wykonawcą był Naczelny Wódz. Francuzi i Anglosasi uważają, że sprawcą zwycięstwa był gen. Weygand.

Ja, podkreślam ro jeszcze raz, uważam, że zwycięzcą był gen. Rozwadowski. Co przemawia za każdą z tych postaci? Za marszałkiem Piłsudskim przemawia jego legenda rewolucjonisty, legenda legionowa, POW, Magdeburg i to, że piastował funkcję Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza. Za gen. Weygandem stoi autorytet zwycięskiej armii francuskiej, jego praca na stanowisku szefa sztabu marszałka Focha, fakt fakt desygnowania go przez Ententę na stanowisko Wodza Armii Polskiej, to, że w najcięższym okresie był stale w Warszawie oraz, rzecz nie bez znaczenia, jego wysokie kwalifikacje wojskowe.

Gen. Rozwadowski był nie tylko byłym austriackim oficerem, ale przede wszystkim wybitnym austriackim generałem. W armii austriackiej nabył doświadczenia w bitwach - wszystkich przeciwko Rosji i wszystkich zwycięskich - na szczeblu dowódcy brygady, dywizji i korpusu. Następnie zdobył doświadczenie w polskim wojsku jako dowódca armii "Wschód", dowodząc ważnymi zwycięskimi operacjami tej armii. Przeważał nad gen. Weygandem dowódczym doświadczeniem, którego ten ostatni nie miał, będąc zawsze tylko druga osobą w dowództwie i nie znał smaku samodzielnego podejmowania decyzji.

W przeciwieństwie do gen. Weyganda Rozwadowski znał rosyjskiego nieprzyjaciela, znał teren równiny środkowo-europejskiej i znał polskiego żołnierza. Swoją wiedzą i kwalifikacjami wojskowymi absolutnie nie ustępował więc gen. Weygandowi, nie mówiąc już o marszałku Piłsudskim, który był wojskowym samoukiem.

Gen. Weygand nigdy nie rościł sobie pretensji, by uznawać go za zwycięskiego wodza w Bitwie Warszawskiej. Po odrzuceniu jego propozycji (wycofania na linię Wisły i Sanu) był lojalnym współpracownikiem gen. Rozwadowskiego. Ten francuski generał z dużą domieszką polskiej krwi oddał wielkie usługi swymi radami w kwestii obrony Warszawy, w materiałowym zabezpieczeniu bitwy, ale jak sam twierdził:
"(...) wspaniałe polskie zwycięstwo 1920 roku było polskim zwycięstwem, a działania wojenne prowadzili polscy generałowie wedle planu polskiego (...)" (129).

Gdy po zakończeniu wojennych operacji w Polsce powrócił do Paryża owacyjnie przyjmowany, wielokrotnie zaznaczał, że:
"(...) zasługę zwycięstwa polskiego nad bolszewikami należy przypisać w pierwszym rzędzie niezrównanej ofiarności Narodu Polskiego i Armii, geniuszowi militarnemu gen. Rozwadowskiego i jego zgodnej współpracy z Naczelnym Wodzem" (130).

Tyle, jeśli chodzi o gen. Weyganda jako autora zwycięstwa nad Wisłą.

Pod wpływem ponoszonych przez polskie wojska klęsk, Naczelny Wódz doznał wstrząsu psychicznego i uległ załamaniu. Ogarnęła go apatia, praktycznie przestał dowodzić. Wskazują na to zgodnie świadkowie tamtych dni. Maciej Rataj, członek Rady Obrony Państwa zapisał w swoim pamiętniku:
"(...) Piłsudski stracił pod wpływem klęsk głowę. Opanowała go depresja, bezradność, powtarzał ciągle, iż wszystkiemu winien jest upadek "moralu" w wojsku (w czym miał zresztą dużą słuszność), ale nie umiał wskazać sposobów podniesienia go: wszystkich, nawet najbliższych mu, zadziwiała jego apatia, sugerowano mu, by udał się do jednego lub drugiego oddziału wojska, pokazał się, dodał otuchy żołnierzom - daremnie (...) Apatia płynęła, zdaje się, z niewiary w możliwość zwycięstwa (...) Zdenerwowanie dochodziło u Piłsudskiego do ostatnich granic. Nadrabiał biciem pięścią w stół, krzykiem i trywialnością (...)" (131).

Gen. Weygand w dwa dni po swoim przybyciu do Polski spotkał się z marszałkiem. W liście do marszałka Focha tak przedstawiał swoje wrażenia z tego spotkania:
"(...) Piłsudski nie zrobił na mnie ani na chwilę wrażenia przywódcy, którego ojczyzna jest w niebezpieczeństwie, który decyduje, rozkazuje i wymaga. Nie dowodził tak, jak Pan mnie tego uczył. Nie ma kontroli, nie ma dyscypliny i nie ma kontaktu z żołnierzami" (132).

By być sprawiedliwym należy dodać, że załamał się nie tylko marszałek Piłsudski. Depresji ulegli niektórzy generałowie jak Szeptycki, Haller St., Roja, ale co trzeba podkreślić, żaden z nich nie stał na czele państwa i wojska.

W dniu 22 lipca 1920 roku po wyczerpanym psychicznie gen. St. Hallerze stanowisko szefa Sztabu Generalnego objął gen. Rozwadowski. Z chwilą pojawienia się gen. Rozwadowskiego w Warszawie, w Naczelnym Dowództwie powiał wiatr optymizmu. W związku z niemocą i depresją, która owładnęła Naczelnego Wodza, szef Sztabu przejął faktycznie dowodzenie, o czym już pisałem w poprzedniej części pracy. Cytowany już M. Rataj wspomina o postawie pełnej optymizmu, wiary w zwycięstwo i pogodzie ducha gen. Rozwadowskiego (133). Według Witosa, szef Sztabu Generalnego:
"(...) odznaczał się wielką odwagą i niewyczerpanym bogactwem pomysłów operacyjnych, pewnością siebie i wprost bezgranicznym optymizmem (...) Od Piłsudskiego różnił się Rozwadowski bardzo tym, że pozostawiając swoją osobę na boku, wierzył w naród i armię i stale to powtarzał" (134).

W przyjętej w dniu 8 sierpnia koncepcji kontruderzenia, ujętej w rozkazie 8358/III, były elementy wysiłku myślowego Rozwadowskiego, Weyganda i Piłsudskiego. Wkładem Piłsudskiego było odsunięcie koncentracji grupy uderzeniowej z rejonu Garwolina nad Wieprz. Był to, jak pokazał rozwój wypadków, nie najlepszy pomysł, gdyż oddalił grupę uderzeniową od lewego skrzydła nieprzyjaciela. Ostatecznie jednak operacja warszawska została przeprowadzona w myśl Rozkazu Operacyjnego Specjalnego nr 10,000, opracowanego i sporządzonego osobiście przez gen. Rozwadowskiego, który marszałek Piłsudski przyjął do wiadomości i wykonania. Zwolennicy Józefa Piłsudskiego albo pomijają rozkaz 10,000, albo starają się pomniejszyć jego znaczenie.

Wacław Jędrzejewicz w swych pracach przemilczał fakt podpisania przez Piłsudskiego rozkazu nr 10,000 (135). Autorzy monumentalnego dzieła "Bitwa Warszawska" piszą, że rozkaz nr 10,000 "posiada charakter służbowego referatu szefa Sztabu Generalnego, przyjętego do wiadomości przez Naczelnego Wodza" (136).

Ze stwierdzeniem tym nie można się zgodzić. Gdyby rozkaz nr 10,000 miał rzeczywiście tylko "charakter służbowego referatu", miałby z pewnością adekwatny do tego tytuł i nie zostałby podpisany przez dowódców frontowych jako rozkaz do wykonania.

W dniu 12 sierpnia, gdy nieprzyjaciel dochodził do Radzymina, marszałek Piłsudski złożył na ręce premiera Witosa dymisję ze stanowiska Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza. Witos nie ogłosił jego dymisji, bojąc się, że wpłynie ona fatalnie na nastroje i tak już ciężko doświadczonego narodu. (137).

Tego samego dnia marszałek Piłsudski opuścił Warszawę, udając się, jak informował, do dowództwa grupy uderzeniowej w Puławach. Oddajmy jeszcze raz głos Weygandowi:
"(...) wszyscy byli zdziwieni, a ja pierwszy, widząc, że wódz naczelny porzuca kierownictwo całości bitwy dla osobistego objęcia dowództwa grupy zaczepnej. Wedle "zasad" nie tam było jego miejsce" (138).

Lecz marszałek do Puław nie pojechał, ani w tym, ani w następnym dniu. W Puławach znalazł się najprawdopodobniej dopiero w nocy z 14 na 15 sierpnia (139). Należy zwrócić uwagę, że dni 13-15 sierpnia należały do najbardziej krytycznych. Gdzie był i co w tym czasie robił marszałek Piłsudski? Przebywał wówczas 220 km w linii prostej od Puław w miejscowości Bobowa, położonej na południe od Tarnowa, u przyszłej żony i córek. Biografowie marszałka albo przemilczaj ten fakt, albo udzielają pokrętnych i niejasnych wyjaśnień (140). W swej pracy "Rok 1920" Piłsudski nie pisze o tym w ogóle.

Jak z tego wynika, marszałek Piłsudski dowodził tylko ofensywą znad Wieprza, w dodatku spóźnioną w stosunku do żądań gen. Rozwadowskiego o co najmniej 24 godziny. Przyczynił się niewątpliwie do klęski nieprzyjaciela, ale przez swoje spóźnienia umożliwił części wojsk radzieckich wymknięcie się z okrążenia, co pozwoliło im stawić opór nad Niemnem.

Z analizy tekstu pracy "Rok 1920" s. 119-122 wynika, że aż do 18 sierpnia marszałek Piłsudski nie miał pojęcia o ogólnej sytuacji operacyjnej (141).

W decydującym okresie od 12 do 18 sierpnia całością dowodził zastępca i następca nieobecnego Wodza Naczelnego, gen. Rozwadowski, który godnie, z honorem spełnił swój obowiązek (142).

"Niezwykła lojalność wobec Piłsudskiego ujawniła się w całej pełni szczególnie wówczas, gdy w dniu 12 sierpnia 1920 roku Piłsudski niepodziewanie opuścił Warszawę, a jego funkcje wojskowe objął Rozwadowski. Miałem sposobność nieraz patrzeć, jak na każdym kroku i przy każdej sposobności z niezwykłą otwartością, poświęceniem i odwagą bronił nie tylko zamierzeń, ale autorytetu i osobistej czci Piłsudskiego. A przecież nie było to rzeczą łatwą, ani popularną, bo ciężkie zarzuty przeciw Piłsudskiemu sypały się jak z rogu obfitości"
- pisał w swoich wspomnieniach Witos (143).

Kiedy po ogłoszeniu przez marszałka Piłsudskiego pracy "Rok 1920" ukazało się w krótkim czasie kilka publikacji przedstawiających nieco inaczej wydarzenia w sierpniu 1920 roku, Biuro Historyczne Sztabu Generalnego zostało oskarżone o fałszowanie historii, o próbę pomniejszania roli Wodza Naczelnego, o celowe usuwanie ze zbiorów dokumentów świadczących o decydującej roli marszałka (144). Powołana do zbadania zarzutów specjalna komisja wojskowo-cywilna nie potwierdziła ich, co nie powstrzymało marszałka Piłsudskiego i jego zwolenników przed tworzeniem niezgodnej z prawdą legendy o jego wyłącznej i decydującej zasłudze w odniesieniu zwycięstwa warszawskiego (145).

Członek tej komisji, wybitny polski historyk, prof. Wł. Konopczyński napisał:
"(...) legenda świadomie i sztucznie preparowana, broniona przed wszelką krytyką gwałtem moralnym i fizycznym, legenda szydercza i zawzięta nie opromieni narodowi życia, nie wleje weń wiary we własne siły, nie zahartuje go do mocarnych czynów" (146).

Po zakończonej wojnie gen. Rozwadowski o sławę i laury zwycięzcy nie zabiegał, własnej legendy nie tworzył. Miarą jego wielkości była skromność i lojalność wobec Polski. O swojej roli w Bitwie Warszawskiej po raz pierwszy wypowiedział się w tajnym, pełnym goryczy i troski o przyszłość Polski liście do ministra Spraw Wojskowych gen. L. Żeligowskiego z dnia 28.04.1926 roku:
"(...) pan marszałek w chwili zupełnej depresji i bezradności został w roku 1920 tylko przeze mnie należycie podtrzymany i poparty, i że Polska cała zawdzięcza mnie właśnie w wielkiej mierze uratowanie od niechybnej już i wszędzie oczekiwanej klęski. Milczałem aż zbyt długo, gdy pan marszałek stroił się w częściowo niezasłużone wawrzyny, lecz dla podtrzymania jego prestiżu jako głowy państwa byłbym jak najbardziej bezinteresownie i celowo zatajał nadal moją decydująca rolę w tych naszych ostatecznych zwycięstwach, gdyż pragnąłem i chciałem, aby ku chwale ojczyzny pan marszałek stał się człowiekiem naprawdę wielkim, aby odegrał należycie swoją rolę w historii państwa i narodu. Lecz dziś otwarcie wyrazić muszę żal głęboki do pana marszałka, że zamiast krzepić i wzmacniać, rozbija on jak ongiś w roku 1917 własne Legiony, również obecnie, mam nadzieję bezwiednie i armię narodową, której był współtwórcą i zwierzchnikiem, że w swej zarozumiałości niszczy cały moralny i rzeczywisty dorobek, jakim dotychczas w kraju i za granicą zasłużenie dysponował. Dzieje się to jedynie z korzyścią dla wszelkich naszych wrogów, lecz ku wielkiej szkodzie całej Rzeczpospolitej, a pan marszałek oraz jego otoczenie główną w tym winę ponoszą (...)" (147).



Przypisy

129. T. Machalski, op. cit., s. 5; J. Weygand, Weygand, mój ojciec, "Zeszyty Historyczne", Paryż 1971, z. 19, s. 32-34; Gen Weygand o bitwie warszawskiej, "Szaniec", 15.12.1928, nr 23/24, s.7; Maxime Weygand, La Bataille de Varsovie, przekład J. Giertych. W: Rozważania o bitwie warszawskiej 1920 r., pod red. J. Giertycha, Londyn 1984, s. 133.

130. Generał Tadeusz Rozwadowski, op. cit., s. 104.

131. M. Rataj, op. cit., s. 96-98; Zob. W. Grabski, Myśl..., s. 79.

132. List gen. M. Weyganda z dnia 28.07.1920 r. do marszałka F. Focha. W: "Zeszyty historyczne", Paryż 1971, z. 19, s. 24.

133. M. Rataj, op. cit., s. 100.

134. W. Witos, op. cit., s. 273.

135. W. Jędrzejewicz, Józef Piłsudski 1867-1935. Życiorys., Londyn 1982, Tenże, Kronika życia Józefa Piłsudskiego 1867-1935, Londyn 1986.

136. [brak w tekście źródłowym - przyp. red.]

137. Bitwa warszawska, t. II księga I, cz. I, Warszawa 1935, s. 25.
138. Rozważania, op. cit., s. 133

139. A. K. Kędzior, op. cit., s. 4

140. A. Piłsudska, Wspomnienia, Warszawa 1989, s. 193; A. Garlicki, Józef Piłsudski 1867-1935, Warszawa 1988. Nie wspomina o tym fakcie W. Jędrzejewicz w swej Kronice życia Józefa Piłsudskiego..., t. I, s. 512, pisze, że "Piłsudski, jadąc samochodem razem z Prystorem nocą do Puław, nadłożył sporo drogi, by odwiedzić panią Olę i córki znajdujące się pod Krakowem".

141. J. Piłsudski, op. cit., s. 119-122.

142. K. Pomorski, op. cit., s. 104-105.

143. W. Witos, op. cit., s. 375.

144. P. Stawecki, Generał Marian Kukiel jako szef Biura Historycznego Sztabu Generalnego i jego konflikt z marszałkiem Józefem Piłsudskim w 1925 r., "Przegląd Historyczny", 1987, s. 3. s. 493-516.

145. W. Konopczyński, Prawda o Biurze Historycznym Sztabu generalnego, Poznań 1926, s. 7, podaje skład Komisji: gen. L. Skierski, płk prof. Wacław Tokarz, dyrektor Inst. Naukowo-Wydawniczego przy M.S. Wojsk., płk. B. Gembarzewski, dyr. Muzeum Narodowego w Warszawie, prof. S. Zakrzewski (Uniwersytet im. Jana Kazimierza), prof. W. Konopczyński (Uniwersytet Jagielloński).

146. W. Konopczyński, op. cit., s. 21

147. B. Woszczyński, Sprawa generała Tadeusza Rozwadowskiego, "Wojskowy Przegląd Historyczny", 1966, nr 3, s. 333.






dodajdo.com

11 komentarzy:

  1. Z historycznego punktu widzenia ciekawy tekst, z politycznego... hmmm...
    natomiast fakt jeden pozostanie faktem na zawsze, cokolwiek by nie napisać - to Piłsudski był Wodzem i to on ponosi tak wszelka odpowiedzialność jak i wszelkie... splendory.

    Tak na marginesie, Napoleon też nie wszystkie bitwy rozgrywał, często robili to jego marszałkowie a nawet pomniejsi dowódcy, ale - robili to w jego imieniu i tego się trzymajmy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozumiemy, że dla wielu, bardzo wielu prawda historyczna może nie być ciekawa politycznie, tak jak nie była ciekawa dla komuny prawda o Katyniu, czy o Żołnierzach Wyklętych, czy o przeskakiwaniu przez płot Stoczni. Dla tych i im podobnych lękających się prawdy historyków politycznych nigdy ona, powiedzmy sobie szczerze, nie będzie dostatecznie ciekawa, aby o niej choćby zacząć myśleć. Ale też należy w tym miejscu podkreślić, że to właśnie temu "politycznemu" podejściu do historii należy w znacznej mierze "zawdzięczać", że trwa i może trwać tak w nieskończoność zniewolenie narodu oparte na określonym fałszu historycznym; sytuacja, kiedy ten czy inny sprytny polityczny złodziej kradnie i przywłaszcza cudze zasługi i stroi się w cudze wawrzyny, a prawdziwych, ofiarnych i autentycznie zasłużonych Synów Ojczyzny miesza z błotem i posyła na zieloną trawkę albo... do piachu. Zamieszczamy ten tekst obecnie, w tych dniach, właśnie dlatego, że Generał Tadeusz Jordan Rozwadowski, który uratował Polskę i Europę przed bolszewicką nawałą, wydaje się być po dziś dzień najbardziej w Polsce rzekomo niepodległej, Żołnierzem Wyklętym. Jest to bodaj najważniejsza dla nas, Polaków, sprawa - sprawa naszego narodowego honoru i sumienia, a kto wie, czy nie całej naszej przyszłości.

    OdpowiedzUsuń
  3. "Rozumiemy, że dla wielu, bardzo wielu prawda historyczna może nie być ciekawa politycznie, tak jak nie była ciekawa dla komuny prawda o Katyniu, czy o Żołnierzach Wyklętych, czy o przeskakiwaniu przez płot Stoczni. Dla tych i im podobnych lękających się prawdy historyków politycznych nigdy ona, powiedzmy sobie szczerze, nie będzie dostatecznie ciekawa, aby o niej choćby zacząć myśleć."

    Zupełnie niepotrzebna inwokacja.
    Tak zgadzam się że gen Rozwadowski jest postacią zapomnianą, że dla narodu (społeczeństwa) chlubiącego się "pamięcią o swych najlepszych synach" to ujma. W zasadzie zgadzamy się co do wszystkiego.
    Po prostu już nie ma Piłsudskiego i nie ma jego czasów. Nie ma II RP a obecna niewiele ją przypomina. Dlatego twierdzę że ten skądinąd ciekawy tekst (ale nie oryginalny, bo tezy takie pojawiają się od 1920 roku kilkadziesiąt co najmniej razy, z różnych kierunków i szkół) , jest właśnie ciekawostką historyczną natomiast politycznym ciosem w próżnię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Od dwudziestu lat poszukiwałem tych szczegółów cudu, które Pan tu opisał.
    Dziękuję serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. @makroman
    1. Zacytowana "jnwokacja" jak najbardziej potrzeba w związku z Pańską inwokacją: "Z historycznego punktu widzenia ciekawy tekst, z politycznego... hmmm..."
    2. Tekstowi P. Berdzika jako nie można odmówić oryginalności, chociażby przez specyficzne ujęcie tematu (kompozycja), jak też wprowadzenie szeregu nowych elementów faktograficznych jak np. dot. negocjacji w Spa, a także niezwykle cennego fragmentu listu Gen Rozwadowskiego, wcześnie mnie osobiście nieznanego.
    3. Konstatacja, iż "tezy takie pojawiają się od 1920 roku kilkadziesiąt co najmniej razy" całkowicie zbędna, zważywszy, że sam Autor na to wskazuje, powołując się na liczne źródła. Dziwaczne byłoby z kolei badanie historyczne, które ze względu na kuriozalnie rozumianą "oryginalność", nie odwoływałoby się do wcześniejszych źródeł i ograniczałoby się wyłącznie do własnych gołosłownych stwierdzeń. Idąc dalej - można by w imię oryginalności sformułować przeciwwskazanie do naukowego zajmowania się przedmiotem, którym się już wcześniej ktoś inny wypowiedział. Tak, że w ocenach należy mieć na uwadze, że praca naukowa ma swoje wymogi i reguły, których nie można zwyczajnie ignorować. W szczególności, w sytuacji paradoksalnego w erze informacji dostępu do szeregu opublikowanych na temat bitwy warszawskiej prac, tym bardziej syntetyczna, stosunkowo łatwo dostępna przeciętnemu Czytelnikowi praca jest na chwilę obecną niezwykle cenna, o czym świadczy poniższy komentarz (Patrz: wychodźca, 25 lutego 2013, 23:40)
    3. Co do "ciosu w próżnię", to jest właśnie efekt niedwuznacznych, a wyraźnych skłonności do traktowania wiedzy (prawdy) historycznej czysto instrumentalnie, w aktualnym kontekście politycznym.

    OdpowiedzUsuń
  6. No cóż zakładam że Witos, czy Rataj miłością do Marszałka nie pałali. Pytanie brzmi jaką wiedzę posiedli bezpośrednio, a co "otarło im się o uszy".

    Nie bronię Piłsudskiego, ale jak dla mnie to nieco zbyt jednostronny wybór "świadków".

    historia podobno jest nauczycielką życia - właśnie dlatego powinna być odczytywana w kontekście aktualnego stanu państwa, tak by nie popełniać błędów z przeszłości. Tymczasem w Polsce ciągle dostrzegam symptomy wojny między Piłsudskim a Dmowskim...

    OdpowiedzUsuń
  7. Tekst jest bardzo cenny i bibliografia doń również. Nie trudno nie zauważyć, że Piłsudskiego już nie ma. Natomiast zakłamana legenda o nim i mity trwają w najlepsze i sieją zamęt w umysłach oraz prowadzą okręt Ojczyzny do katastrofy. Rozumiem, że aby tekst był oryginalny, to trzeba wymazać z naszej historii te kilkadziesiąt tez pojawiających się z różnych kierunków i szkół. Czy te tezy są zbędnym balastem naszej historii ojczystej?

    OdpowiedzUsuń
  8. @makroman z 27.02.2013, 20:55
    Napisał Pan: "Nie bronię Piłsudskiego, ale jak dla mnie to nieco zbyt jednostronny wybór "świadków".

    Przede wszystkim pozwolę sobie zauważyć, że tym samym opowiedział się Pan za niezwykle popularnym przekonaniem, że jakoby prawda leżała pośrodku - posłuchamy trochę tych, trochę tamtych, znowu trochę tych, i znowu tamtych. I dalej nic nie będziemy wiedzieli, jak było, oprócz tego jednego, że prawda leży pośrodku.

    Zarówno w tej popularnej wersji takiego podejścia, (choć nie powiedział, uchowaj Boże, wprost), jak i niezwykle podobnej, którą Pan raczył sformułować osobiście, charakterystyczne jest niedowiarstwo, nieufność wobec wszelkich źródeł.

    Ale wypada w takim razie postawić pytanie: jeśli źródła są dla pana tak mało godne wiary, to dlaczego domaga się Pan dalszych świadectw i dalszych świadków, bardziej dla Piłsudskiego przyjaznych? (Znowu nie wiemy, którzy to mieliby być. Może najbliżsi współpracownicy i podwładni Piłsudskiego, współodpowiedzialni za jego błędy, a więc i mogący być żywotnie zainteresowani w wybielaniu dzieła Wodza?. A może zatrudnieni w celach hagiograficznej swoistej belletrystyki nt. Piłsudskiego pracownicy Ministerstwa Spraw Wojskowych?

    Prosiłbym więc się zdecydować, czy chodzi Panu o prawdę historyczną, czy też o swoisty stan zawieszenia prawdy, niejako w równowadze z fałszem, w którym to stanie nieważkości faktów, wydarzeń i opinii nie wiadomo zupełnie, np. czy to Hitler napadł na Polskę, czy odwrotnie, itd. itp. jak by to wynikało z teorii prawdy leżącej pośrodku.

    Zapomina Pan, że w przypadku bitwy warszawskiej mamy dwie wykluczające się obrazy rzeczywistości, co potwierdza sam Józef Piłsudski w swoim "Roku 1920": świadectwa "panów z Warszawy", tzn. przede wszystkim z własnego Sztabu Generalnego, ale i najważniejszych osób w państwie polskim, są w świetle "Roku 1920" równie funta kłaków warte jak opowieści wojenne bolszewika Tuchaczewskiego. Dla Piłsudskiego to niemal taki sam wróg polityczny, którego trzeba obśmiać, obsmarować, bo nie po mojej stronie.

    Dla Pana Witos, który osobiście przyjmował rezygnację Piłsudskiego ze stanowiska naczelnego Wodza w przededniu bitwy warszawskiej, jest nie dość wiarygodny. Co więcej, niewiarygodny jest dla Pana także Maciej Rataj. Osobiście nie byłbym taki tego pewny, zważywszy, że we wrześniu 1925 r., a więc na 8 miesięcy przed zamachem majowym Piłsudski wezwał do siebie Rataja i nakazał mu się przygotowywać do roli marszałka przyszłego Sejmu (choć z formalnego punktu nie miał żadnych do tego uprawnień), bo rząd Grabskiego w listopadzie upadnie - miał więc do niego przyszły zamachowiec i konspirator spiskujący przeciwko państwu polskiemu pełne zaufanie. Ale dla Pana zapewne taka informacja, choćby pochodząca od jakże niepewnego politycznie Rataja, to znowu będzie nic pewnego.

    W ostatnim akapicie ostatniego komentarza odsłonił Pan wreszcie cokolwiek ze swojego politycznego rozumienia historii, teraz wyraźnie już pojmowanej jako "nauczycielki życia". Otóż wydaje mi się, że zgodnie z wyznawaną doktryną prawdy, sprowadzającą się do stwierdzenia jakoby leżała ona pośrodku, nie ma i nie może być takich błędów politycznych i wojskowych, które nie można by w imię doraźnego, tak czy inaczej, lepiej czy gorzej rozumianego aktualnego interesu politycznego usprawiedliwić, wybielając jednych, siebie przede wszystkim, a tym samym opluwając i mieszając z błotem drugich.

    Czego więc historia Pana nauczyła? Myślę, że właśnie tego piłsudczykowskiego apriorycznego, gołosłownego, w istocie nihilistycznego poddawania wszystkiego w wątpliwość dla udowodnienia, że mimo wszystko, co czarne, jest białe, a co białe, czarne, robienia i mówienia dosłownie wszystkiego, mówiąc kolokwialnie stawania na głowie, byleby tylko stanęło na naszym.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jeszcze trochę o tej w/w oryginalności. Wielu dzisiaj próbuje nią zamykać usta adwersarzom. A więc tekst jest nieoryginalny, taki zarzut pada.

    Dobrze rozumiana oryginalność nie polega na tym, aby nikogo nie naśladować. Może polegać na naśladowaniu, tylko zależy kogo; jeśli wzór jest wzorem prawdziwym, po co naśladować złego?
    Nie należy mieszać oryginalności polegającej na prostym braku podobieństwa z oryginalnością sięgającą w głąb.

    Oryginalność wyróżniająca (tzw. silenie się na oryginalność), nie chce naśladować nikogo, zwłaszcza unika naśladowania tych, którzy są prawdziwymi wzorami. Jest to głupota.

    Oryginalność głęboka chce prześcignąć drugich, docierając głębiej niż inni w istotę przedmiotu. Ta oryginalność jest płodna i godna podziwu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Panowie - przestańcie sobie DOPOWIADAĆ co kto ma na myśli, co chciał napisać itp!

    Nigdy nie uważałem ze "prawda leży po środku" ale przyjmując znane z kryminalistyki zagadnienie że "łże jak naoczny świadek" - (bo taki jest ludzki umysł, że jedno wydarzenie, przez różnych ludzi będzie opisywane w diametralnie różny sposób) - staram się podążać drogą tych którzy wolą poznać szereg wzajemnie sprzecznych relacji - tak aby z wychwyconych wspólnych elementów móc ułożyć jakiś obraz prawdy.

    Rolandzie - brak oryginalności w/wym pracy polega na tym że temat ten był podnoszony już wiele razy! Za każdym razem z takim samym skutkiem - starano się odjąć Piłsudskiemu chwałę zwycięstwa - słusznie, czy nie - ale to Piłsudski Rozwadowskiemu pozwolił planować i już samo to świadczy o jego wielkości!

    OdpowiedzUsuń
  11. @ makroman, 2 marca 2013 19:42
    Gdyby Pan postępował tak, jak Pan głosi, że postępuje, to znaczy że stara się Pan rzeczywiście "poznać szereg wzajemnie sprzecznych relacji tak aby z wychwyconych wspólnych elementów móc ułożyć jakiś obraz prawdy", to z pewnością nie umknęłoby Pana uwadze wzmianka, zawarta w pierwszej części zamieszczonych fragmentów pracy Pana Berdzika, a mianowicie:
    "Po wyjeździe Grabskiego ze Spa, gen. Rozwadowski został zaproszony przez marszałka Focha do jego paryskiego Sztabu, gdzie został poinformowany przez marszałka, że alianci zażądali od naczelnika mianowania gen. Rozwadowskiego szefem Sztabu Generalnego (99)."
    Wzmianka ta ma to do siebie, pozwolę sobie zauważyć, że zdaje się zaprzeczać, jakoby "Piłsudski Rozwadowskiemu pozwolił planować", ale raczej dowodzi, że to alianci, pod zapewne pod wrażeniem kapitulanckiej postawy polskiej delegacji w Spa, wymusili na Polsce ustanowienie gen. Rozwadowskiego szefem Sztabu Generalnego, a załamany, bezradny i apatyczny Piłsudski, który zresztą złożył wkrótce rezygnację na ręce premiera Witosa tylko się z tą decyzją musiał pogodzić.
    Ale Pan w dziwny sposób wybiera tylko to, co Panu pasuje do swojej dość sztampowej, hagiograficznej piłsudczykowskiej wersji, zapewne bardziej oryginalnej, wolno wnosić, wg Pana, niż przedstawiona w pracy wersja.
    I w ogóle, wydaje się, chce Pan, całkiem na piłsudczykowską modłę, dyrygować zbiorowym i indywidualnym myśleniem i dyktować po dyktatorsku, co i komu wolno myśleć, mówić i pisać.
    Jeżeli chce się Pan wypowiadać na ww. temat, to radziłbym czytać przynajmniej uważniej i większym zrozumieniem.

    OdpowiedzUsuń