sobota, 10 maja 2008

Współczesne źródła poczucia absolutnej bezkarności władzy państwowej w tzw. państwie prawa (3)

.
Noam Chomsky, Suwerenność a Ład Światowy, wykład na Kansas State University Manhattan, Kansas 20 września 1999. (tłum. własne - J.R.)

(Ciąg dalszy wpisu pod tym samym tytułem w dnia 8.05.2008)


Suwerenność jest gwarantowana przez USA i odrzucana przez USA. To są przywileje władzy i chwalcy muszą przed sądem wyjaśniać nam, dlaczego jest to wszystko szlachetne i wzniosłe.

Jakie jest nastawienie USA i innych samozwańczych państw oświeconych do praw człowieka? Ta sama odpowiedź: "prawo silnego". Przykłady można mnożyć, zostanę przy roku 1999. Weźmy Timor Wschodni. Szybko przedstawię krótki przegląd tych "sloganów i inwektyw", których, według strażników doktrynalnej czystości, nie powinniśmy znać.

W grudniu 1975 roku Indonezja, państwo wspierane przez USA, państwo klienckie, najechało terytorium Timoru Wschodniego, pomimo braku jakichkolwiek praw to niego. Inwazja została przeprowadzona z użyciem broni amerykańskiej, która na mocy traktatu może być wykorzystana jedynie do samoobrony. USA wyraziły cicho nadzieję, że ta inwazja zostanie przeprowadzona szybko i bez zwracania nadmiernej uwagi na fakt, że amerykańska broń została tam użyta nielegalnie.

USA ogłosiły embargo na broń, ponieważ było wiele protestów, ale natychmiast je pogwałciły, wysyłając potajemnie nową broń, włączając w to żywotnie niezbędny "sprzęt" do zwalczania buntów. Rada Bezpieczeństwa ONZ zareagowała. Jednogłośnie potępiła agresję i rozkazała Indonezji natychmiastowe wycofanie się. Ale nie przyniosło to efektu, a powód, dlaczego tak się stało, został przedstawiony przez ambasadora USA - znowu za pomocą słów, które zapamiętałby każdy, kto ceni sobie wolność, którą się cieszymy i kto interesuje się sprawami międzynarodowymi, prawem międzynarodowym oraz prawami człowieka. I nie chodzi tu o jakiegoś prawicowego reakcjonistę. Chodzi o Daniela Moynihana, liberalnego senatora z Nowego Jorku, który następnie został ambasadorem przy ONZ. Kilka lat później, w 1978 roku, napisał on swoje pamiętniki. Wyjaśnia tam, dlaczego Rada Bezpieczeństwa nic nie wskórała. Mówi, że "Stany Zjednoczone chciały, żeby wszystko stało się tak, jak się stało i pracowały, aby to zrealizować. Departament Stanu pragnął, aby ONZ okazała się niezdolne do działania poprzez jakiekolwiek środki, jakie podejmie. Zadanie to zostało przekazane mnie do realizacji, a ja zadziałałem nie bez znaczącego sukcesu".

Szczere to i otwarte. Był on także świadom istoty tego sukcesu. Dalej twierdzi on, że w ciągu następnych kilku miesięcy odnotowano około 60.000 zabitych - mniej więcej ten sam procent populacji, jaki Hitler zamordował w Europie Wschodniej podczas 2 wojny światowej. To jego komentarz, a nie mój. A wtedy, mówi, cała sprawa znikła z łamów prasy, a więc cała rzecz okazała się sukcesem

I rzeczywiście, znikła ona z prasy i był to nieomal sukces, ale walki się nie zakończyły. Tylko informowanie o nich zostało przerwane. Potem przyszła administracja Cartera - administracja praw człowieka - i zapewniła nowy dopływ broni do Indonezji, która natychmiast wykorzystała ja do eskalacji ataków niemal do poziomu ludobójstwa. Ludzie byli wypędzani w góry, armia indonezyjska używała nowej broni - samolotów odrzutowych, napalmu i tak dalej - dostarczonej przez administrację praw człowieka, aby "przeprowadzić atak zmasowany, aby sprowadzić ludność pod kontrolę indonezyjską" - albo, jak wyraził się Departament Stanu Cartera, większa część ludności została przeniesiona "na terytoria, gdzie mogła być chroniona przez rząd Indonezji".

W tym właśnie momencie Kościół i inne źródła ze Wschodniego Timoru chciały, aby świat dowiedział się o tym, co się działo. To właśnie wtedy liczba 200.000 zabitych, którą dzisiaj się szeroko przyjmuje, została przedstawiona przez Kościół jako wiarygodne szacunki. Wtedy liczba ta została odrzucona, dzisiaj się ją przyjmuje.

I tak to właśnie się rozwija. Rozwija się aż do teraz. Na początku tego roku pojawiła się chwila nadziei. W styczniu tymczasowy prezydent Indonezji zaproponował referendum, w którym ludność Timoru Wschodniego mogłaby wybrać pomiędzy niepodległością a autonomią. Armia indonezyjska natychmiast zareagowała, eskalując terror. Wysłano nowe jednostki elitarnych sił specjalnych - jednostki Kopassus, które zostały wyćwiczone i uzbrojone przez Stany Zjednoczone i znane są z okrucieństw popełnionych w Timorze Wschodnim i nie tylko. Zostały tam wysłane do Timoru Wschodniego; zorganizowały tam coś, co nazwane zostało "milicją" - paramilitarne oddziały złożone w dużej części z Indonezyjczyków, według indonezyjskiego laureata Pokojowej Nagrody Nobla, Jose Ramosa Horty, które natychmiast przystąpiły do terroru zakrojonego na szeroką skalę.

Wprawdzie doniesień na ten temat było bardzo niewiele, ale to posuwało się coraz dalej - narastało i wszyscy wiedzieli, co się szykuje. Stany Zjednoczone grały na zwłokę, nie zrobiły nic, odmówiły reagowania. Powiedziałbym, że przez cały ten okres trwało uzbrajanie i szkolenie Indonezyjczyków . I rzeczywiście, w latach 1997-98 komercyjna sprzedaż broni za zgodą rządu amerykańskiego wzrosła pięciokrotnie. Ćwiczenia szkoleniowe - Pentagon ogłosił właśnie mniej więcej tydzień temu, że trwały one aż do 25 sierpnia - około 5 dni przed referendum. Nazywane one były "ćwiczeniami humanitarnymi" i pomocą w katastrofach. Orwell nie nazwałby tego lepiej.

Co się stało potem? Dokładnie w środku przedreferendalnej fali przemocy w kwietniu, kiedy faktycznie zbrodnie osiągały szczyty, Stany Zjednoczone wysłały misję wojskową. Szef dowództwa Pacyfiku, admirał Blair, został wysłany na rozmowy z generałem Wirranto, indonezyjskim szefem sztabu, teoretycznie w tym celu, aby nakazać mu odwołanie rozkazu do popełniania masakr.

Okazało się, że tak naprawdę powiedział mu, że USA będzie dalej dostarczało pomocy i wsparcia. Zostało to niedawno ujawnione przez Alana Nairna, niezależnego dziennikarza, który wykonał fantastyczną pracę tam, oraz gdzie indziej, i w rzeczywistości był niedawno w indonezyjskim więzieniu, bez żadnych wiadomości na ten temat tutaj - ostatecznie wypuszczono go, prawdopodobnie głównie po naciskiem Kongresu.

Tak więc admirał Blair pojechał, aby przekazać to przesłanie krótko po jednej z rzeczywiście wstrząsających masakr - po zabójstwie około 60 osób w kościele, w którym przetrzymywano uchodźców. Brutalne morderstwo, tylko jedno z wielu.

Co się stało? Ludność, dając niesamowite świadectwo heroizmu, poszła głosować. I pomimo terroru na szeroką skalę, zastraszenia, zabójstw, dziesiątków tysięcy ludzi zmuszonych ukrywać się w górach, prawie 99% populacji odważyło się i głosowało w przeważającej większości za niepodległością.

Reakcją na to były kroki, aby całkowicie spustoszyć kraj. W kilka tygodni potem - mamy teraz początek września - nikt nie wie, ilu ludzi zostało zabitych - tysiące, dziesiątki tysięcy. I może połowa ludności lub jeszcze więcej została wypędzona z własnych domów - naprawdę ogromne okrucieństwo. W końcu, jak powiedziałem, Stany Zjednoczone zostały zmuszone zająć stanowisko, zgłosić zastrzeżenia, w którym to punkcie Indonezyjczycy odwołali akcję - co oznacza, że mogli to zrobić sami przez cały ten czas.

Trzeba przyznać, że New York Times opublikował artykuł wstępny na ten temat. Przyznajmy, jeśli komuś się należy. 15 września historyk indonezyjski, John Roosa, który był obserwatorem podczas wyborów, napisał dobry artykuł redakcyjny, w którym ukazał prawdę. Napisał: "zakładając, że można było ten pogrom przewidzieć, można też było mu zapobiec", ale Clinton "oburzył się" i "odmówił dyskusji" na temat wysłania sił pokojowych. Taka jest prawda. Dokładnie tak to wszystko wyglądało przez cały ten rok, gdy tymczasem Australijczycy stawali się coraz bardziej wściekli z powodu odmowy przez USA nawet samego rozważenia wysłania sił pokojowych.

Ci, którzy cokolwiek pamiętają z historii, przyznaliby, że to powtórka, potworna powtórka, prawie dokładnie taka, jaka wydarzyła się 20 lat temu. 20 lat temu, po olbrzymiej masakrze, w której zginęły setki tysięcy ludzi, Indonezja zgodziła się ostatecznie zezwolić na krótką wizytację we Wschodnim Timorze członków korpusu dyplomatycznego akredytowanego w Dżakarcie - czuli się na tyle bezpieczni, żę pozwolili kilku pojechać tam. Jednym z dyplomatów był ambasador Cartera - ambasador Masters. Matters zaświadczył o katastrofalnej sytuacji, którą inne towarzyszące mu osoby porównały do Kambodży.

To, co stało się później, zostało opisane w zeznaniu przed ONZ złożonym przez jednego z czołowych światowych historyków Indonezji, Benedicta Andersona, amerykańskiego historyka zajmującego się historią Indonezji. Zeznał on, że ambasador Masters spóźnił się o "dziesięć długich miesięcy, odmawiając zażądania pomocy humanitarnej nawet w Departamencie Stanu, dopóki generałowie indonezyjscy nie dali mu "zielonego światła" mówiąc, że są już oni na tyle pewni siebie, aby pozwolić wkroczyć Czerwonemu Krzyżowi i zezwolić na pomoc humanitarną. Innymi słowy - właśnie dokładnie to samo stało się w ostatnich kilku tygodniach, historia powtórzyła się.

Wszystko to, niestety, okazało się typowym podejściem do praw człowieka, podobnie jak i jego przyczyny. Jak powiedział jeden z doświadczonych zachodnich dyplomatów w Dżakarcie - "Indonezja się liczy, nie Timor Wschodni".

Zostało to wyjaśnione bardziej szczegółowo w artykule na pierwszej stronie New York Timesa przez dwóch specjalistów od spraw azjatyckich, którzy wykazali, dokładnie, że administracja Clintona musiała przeprowadzić kalkulację, w której porównano, z jednej strony, znaczenie jakie dla dla USA posiada państwo bogate w zasoby naturalne, z ludnością liczącą kilkaset milionów, z którego czerpiemy niezwykłe dochody, a z drugiej strony - biedne państwo z jego 800.000 liczącą ludnością. Cóż, każdy może sobie dokonać kalkulacji w oparciu o takie dane i jest dość oczywiste, jak powinien w takiej sytuacji zareagować.

Zostało to wyrażone bardziej obrazowo przez wysokiego urzędnika amerykańskiego, który powiedział, że we Wschodnim Timorze "nie posiadamy żadnego psa w tym wyścigu". Innymi słowy - nieważne, co tam się dzieje. Później, akurat kilka tygodni temu, nagle zmienili ton. Stwierdzili - prawda, mamy psa w tym wyścigu. Dużego psa, mianowicie Australię. Australia robi zamieszanie, a więc to trzeba brać pod uwagę. Tak więc teraz już mamy psa w tym wyścigu i musimy zmienić nasze postępowanie.

A co z ludnością państwa, która była torturowana i masakrowana z naszym udziałem przez 25 lat? Ona nie jest nawet małym pieskiem. Oto sposób, w jaki rzeczywiście działają prawa człowieka.

Wróćmy do pierwszej fazy tego roku. W kwietniu, dokładnie w trakcie euforii o wspaniałej nowej erze i tak dalej, obchodzona była w Waszyngtonie rocznica - 50 rocznica NATO. Szeroko komentowana. Nie była to radosna rocznica, ponieważ spotkanie odbyło się pod ciemną chmurą czystek etnicznych w Kosowie - i stąd, jak wiecie, cała masa przygnębienia i troski wokół czystek etnicznych. Powinniśmy podziwiać komentatorów, dziennikarzy i innych, którzy byli w stanie przeoczyć jakoś fakt, że jedna z najgorszych czystek etnicznych lat 90-tych miała miejsce w ramach NATO. Nie poza jego granicami ale wewnątrz NATO. Dokładniej - w jego południowo-wschodnim regionie.

W Turcji - członek NATO, pod jurysdykcją Rady Europy i Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który regularnie potępia czystki etniczne i inne zbrodnie - 8-krotnie w ciągu ostatniego roku. I nie były to sprawy małe. O wiele większe niż w Kosowie: 2 do 3 mln. uchodźców, około 3500 zniszczonych miejscowości - siedmiokrotnie tyle co w Kosowie. Dziesiątki tysięcy zabitych - Kurdów. Wszystko to o wiele większe zbrodnie, niż w Kosowie, nawet już po bombardowaniach, bo przed nimi - szkoda mówić.

Jak to się stało?

Stało się tak dzięki administracji Clintona. Rząd turecki używa w około 80% broni amerykańskiej. Zbrodnie [wobec Kurdów] wzrastały w ciągu lat 90-tych, po tym, jak rząd turecki odrzucił w 1992 roku propozycję negocjacji pokojowych ze strony kurdyjskich buntowników, a administracja Clintona wysyłała coraz większe dostawy uzbrojenia. W rzeczywistości, Turcja stała się czołowym importerem broni w świecie. A jest to nowoczesny sprzęt - jak samoloty odrzutowe, napalm itd. Jeśli spojrzy się na dane liczbowe, można sobie wyobrazić, jakie zbrodnie zostały dzięki temu popełnione.

Wszystko to w ramach NATO, dokładnie w latach 90-tych, i trwa nadal, zostało zignorowane podczas obchodów rocznicy NATO, a tak naprawdę - ignorowane jest cały czas. Przeszukajmy prasowe bazy danych. Jeśli się komuś nie chce, nie musi. Co wtedy znajdziemy? Właściwie nic - ponieważ to jest wielka zbrodnia, wielka czystka etniczna, terror, tortury, wszystko, co może przyjść na myśl, ale przeprowadzone przez państwa oświecone. Tak naprawdę - przez lidera państw oświeconych, w ramach NATO, a przeto nie zasługuje na komentarz. Dokładnie w momencie, gdy powinniśmy być pochłonięci wyłącznie współczuciem dla ofiar czystek etnicznych we wrogim państwie - czyli w Kosowie. Spójrzmy w końcu na ten właśnie przypadek.

Wróćmy do czołowego przykładu, na ten, na który powinniśmy patrzeć - zbrodnie w Kosowie. Jest to swego rodzaju mantra powtarzana bez końca, która mówi, że w przypadku Kosowa wreszcie dokonaliśmy czegoś słusznego. Oczywiście, zdarzało się nam popełniać wszelkiego rodzaju błędy tu i tam, ale w tym przypadku zrobiliśmy coś właściwego. Działaliśmy według naszych zasad i wartości. Działaliśmy całkowicie altruistycznie - całkowicie zrywając z historią. USA działały całkowicie altruistycznie w obronie praw człowieka i dlatego właśnie mamy tę wspaniałą euforię wokół nowej ery.

Cóż, to nie jest prawda oparta na logice. Myślę, że że to kwestia faktów: zatem fakty powinny być znaczące, a więc spójrzmy na fakty. Istnieje standardowa wersja. Powtarzana w ostatnim tygodniu przez głównego specjalistę od spraw zagranicznych w New York Timesie, Thomasa Friedmana, który twierdzi, że interwencja USA w Kosowie była zasadniczo inna - jakoby wstrzymała czystki etniczne i dlatego była uprawniona.

Jest tylko jeden problem z tym oświadczeniem, powtarzanym na okrągło: fakty są zgoła dokładnie przeciwne. Masywne czystki etniczne były rezultatem bombardowań, nie zaś ich przyczyną. Nie ma co do tego wątpliwości. Po prostu spójrzmy na liczby uchodźców odnotowanych poza granicami. Rok temu Kosowo nie było przyjemnym miejscem, w żadnym razie, "choć, niestety, podobnie jak wiele innych miejsc na świecie" - jednak masowa czystka etniczna zaczęła się już po rozpoczęciu bombardowań.

Bombardowania zaczęły się 24 marca. W tym czasie Wysoki Komisarz ds. Uchodźców przy ONZ, który zajmuje się uchodźcami, nie miał żadnych danych na temat uchodźców. Pierwsze pojawiły się około 3 dni później. 1 kwietnia, tydzień po rozpoczęciu bombardowań, zaczął ogłaszać pierwsze codzienne raporty na temat wypędzeń - a następnie doszło do wielkości, które znamy obecnie: sześćset, siedemset tysięcy.

Co więcej - było to do przewidzenia. W rzeczywistości - według dowódcy USA w NATO, generała Wesleya Clarka - było to "całkowicie przewidywalne". To były jego słowa, wtedy, gdy zaczęły się bombardowania. Powiedział on, że to było "całkowicie przewidywalne", że bombardowania przyczynią się do radykalnej eskalacji dokonywanych zbrodni. Z dość oczywistego powodu. Kiedy bombarduje się ludzi, oni nie rzucają w ciebie kwiatkami. Odpowiadają. I to nie odpowiadają tam, gdzie przeciwnik jest silny - oni odpowiadają tam, gdzie sami są mocni. Zatem nie wysyłają samolotów odrzutowych aby zbombardować Nowy Jork. Odpowiadają na gruncie, na którym są silni - wywołują jeszcze większe zbrodnie.

Ponadto generał Clark posunął sie do stwierdzenia, że operacja NATO, cytuję, "nie została zaprojektowana jako środek powstrzymania czystek etnicznych dokonywanych przez Serbów". Otóż to jest prawda. Nie mogła powstrzymać, ponieważ najgorsze czystki etniczne, jak do tej pory, były prowokowane przez bombardowanie. Była to konsekwencja, a nie przyczyna.

I dalej, choć zbrodnie można było przewidzieć, i zostały przewidziane, nie było żadnego przygotowywania się na nie. Tak naprawdę gorzej jeszcze - na krótko przedtem Stany Zjednoczone przeprowadziły obcięcie funduszu dla Wysokiego Komisarza ds. Uchodźców ONZ, odpowiedzialnego za za dlasze losy uchodźców. W styczniu musiał on ostro zredukować swoją ekipę, z powodu odmowy płacenia składek na ONZ przez USA..

Zatem Stany Zjednoczone i Wielka Brytania nie tylko zaniechały podjęcia jakichkolwiek przygotowań do przewidywanych zbrodni, ale przeprowadziły obcięcie funduszy organizacje , które zadbałyby o uchodźców, którzy mieli być wytworzeni - jak przewidywano, według dowódcy - przez bombardowania, które zostały przeprowadzone. Poukładajmy to wszystko razem, a wtedy zbrodniczość Clintona i Blaira wzrośnie do całkiem pokaźnych rozmiarów.

To co zostało dotąd powiedziane, to zaledwie zadrapanie powierzchni. Nie mamy czasu, żeby wdawać się jeszcze głębiej w szczegóły, ale naprawdę zachęcam wszystkich do przyjrzenia się temu dokładniej - dość łatwo odnajdziecie dalsze fakty. Nie są one niedostępne. Odsłonią one, że nawet w tym pojedynczym przypadku nie można absolutnie wierzyć w którekolwiek słowo egzaltowanej retoryki, pomijając już we wszystkich innych przypadkach, które nie są omawiane, jak nie są omawiane te, o których ja tutaj powiedziałem.

Jeśli tak naprawdę spojrzy się nieco dalej w historię, okaże się, że wszystko to jest doskonale znane. To swego rodzaju tragiczna - czy gorzej nawet - obsceniczna powtórka z tego, co działo się 100 lat temu. Dokładnie sto lat temu pojawiła się taka sama kwestia na temat tego, jak oświecone państwa winny nieść cywilizację zacofanym narodom świata i muszą lekceważyć suwerenność czy cokolwiek jeszcze innego, ponieważ mają swoją misję niesienia cywilizacji, chrześcijaństwa i praw człowieka. Jak wtedy, gdy USA postępowało na Filipinach, aby przytoczyć ten jeden tylko przykład.

Wiemy dokładnie, jakie konsekwencje tego były. Nie musimy się czekać, aby zobaczyć. Mamy stulecie historii, aby zobaczyć, jak oświecenie było przynoszone światu. Czy istnieje jakikolwiek racjonalny powód, żeby oczekiwać, że ta faza oświecenia będzie inna? Większość świata myśli zupełnie inaczej. Poza samozwańczymi państwami oświeconymi istnieje mnóstwo obaw i zastrzeżeń wobec odradzania się najgorszych przejawów europejskiego imperializmu, arogancji i pochlebiania sobie, które się z tym wiązały.

Dla ludzi takich jak my - czyli stosunkowo uprzywilejowanych, żyjących we względnie wolnych społeczeństwach nic z tego nie jest nieuniknione. Straszne zbrodnie są popełniane, jeśli pozwolimy, żeby były popełniane. Nic prostszego, niż to. Nie mówimy o rzeczach, które dzieją się na Marsie lub zbrodniach popełnianych przez Huna Attilę, ale o zbrodniach, które są dokonywane przez siły, które są, w zasadzie, pod naszą kontrolą, jeśli tylko chcemy je kontrolować.

Nie stajemy w ten sposób przeciwko prawom natury. Są to kwestie woli i wyboru. Nie możemy cofnąć tego co stało się przeszłości, ale możemy przynajmniej zmierzyć się z przyszłością. Możemy wybrać i spojrzeć na nią uczciwie, aby nauczyć się z niej czegoś i skorzystać z tej nauki, ażeby mieć wpływ na przyszłość.

(Koniec)
.
dodajdo.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz