Traktat rozbiorowy 1773 -
Kariera i upadek Adama z Łodzia-Ponińskich (1)
"Za dwa tysiące czerwonych złotych *), które dlań złożyli wspólnicy [zaborów], ciężar laski koronnej [marszałkowskiej] wziął na siebie Poniński. Litewskiej laski podjął się godny mu towarzyszyć Michał Radziwiłł (Ołycki), miecznik litewski" - pisał w swoich "Dziejach narodu Polskiego" XIX wieczny historyk polski, Teodor Morawski.
Parę dni trwało, zanim spiskowcy ze związku patriotycznego, (prototyp późniejszej Targowicy), podpisali wreszcie akt konfederacji. Pod jej węzłem miało dojść do sejmu rozbiorowego, zatwierdzającego bezprawne zabory, dokonane przez trzy sąsiadujące z Polską mocarstwa, tak, ażeby sejmu tego nie można było zerwać. Nikt nie kwapił się, by wziąć na siebie odpowiedzialność. "A ledwie senatorowie podpisali (16 kwietnia), spalili to świadectwo hańby swojej. Przysięgę marszałków przyjął (18 kwietnia) Kazimierz Raczyński, poseł poznański, jakoby pierwszy poseł, którym nie był".
Adam Poniński h. Łodzia właśnie wrócił z Petersburga, dokąd wysłał go związek patriotyczny, przywożąc ze sobą plan działania, zatwierdzony osobiście przez carycę Katarzynę II. Poniński był z łaski Augusta III Mocnego wielkim kuchmistrzem i starostą babimojskim, zwolennikiem domu saskiego, z tego też powodu był on niegdyś żarliwym nieprzyjacielem Moskwy. Po utracie jednak nadziei na wyniesienie na tron polski saskiego kandydata, teraz chętnie świadczył usługi Katarzynie. Będąc namiętnym graczem i marnotrawcą, goniącym tylko za swoim zyskiem, okazał się gorliwym agentem Rosji już podczas konfederacji radomskiej, jako sekretarz delegacji sejmowej, czym zyskał sobie zaufanie i wdzięczność carycy.
"Nadszedł dzień naznaczony na sejm (19 kwietnia 1773). Wojsko najeźdźców otoczyło zamek. Na gankach dla publiczności zasiedli przedstawiciele zaborców", wśród nich rosyjscy - Stackelberg i gen. Bibikow, pruscy - Benoit i gen. Lentulus. Przybywają do izby przekupieni posłowie - gwałciciele prawa. Krzesło marszałka zajął Stanisław Łętowski, poseł z województwa krakowskiego, jeden z tych, którzy podczas sejmu konwokacyjnego (1764) najmocniej głosowali przeciwko Moskwie. Łętowski zabiera głos, aby ogłosić akt konfederacji.
Tadeusz Rejtan, poseł nowogródzki, domaga się wraz z towarzyszami, by przed wszystkim przystąpić do wyboru marszałka sejmowego, tak, jak jak wymagało tego prawo. Wśród wrzawy, jaka powstała, siedzący obok Łętowskiego Poniński bierze z jego rąk laskę marszałkowską. Wydziera mu ją Samuel Korsak, poseł miński. Rejtan tymczasem chwyta za drugą laskę, przygotowaną już dla Michała Radziwiłła:
"Oni zdradą i cichaczem, ja głośno i otwarcie robię się marszałkiem" - wykrzyknął.
Wiwat! krzyczą widzowie. Rejtan uderza laską o podłogę i wszyscy uciszają się. "Jesteśmy zwołani na sejm wolny" - mówi poważnie Rejtan - "a że laska tym razem przypada Litwie: czy jest zgoda, żebym to ja ją podniósł?"
Zgoda! krzyknięto znowu wielkim głosem. Zmieszany Poniński wycofuje się z sali, po czym powraca w otoczeniu straży sejmowej i odracza posiedzenie do dnia następnego. To samo czyni ze swego marszałkowskiego miejsca Rejtan, uderzywszy głośno laską o podłogę.
Nazajutrz zebrano się znowu w izbie poselskiej. Rejtan ponownie zajął swoje miejsce wśród posłów, próbując namówić Łętowskiego, aby zajął krzesło marszałka. Ten jednak odmówił. Zabrał głos Korsak, udowadniając nieważność aktu konfederacyjnego. Przybywa Poniński, ale nie wchodząc do sali, uderzył tylko kijem w drzwi i woła: Zamykam posiedzenie. Posłowie należący do spisku ruszają do wyjścia.
Przez dwie godziny powstrzymywał ich Rejtan z Korsakiem, zaklinajac, żeby posłowie przystapili do sejmu wolnego, na jaki zostali zwołani, a nie do skonfederowanego. W końcu Rejtan położył się w drzwiach, wołając: "Zabijcie mnie, ale nie zabijajcie ojczyzny". Lecz skład sejmu był, jak wiadomo, złożony w ogromnej większości z przekupionych posłów. Jacek Jezierski, poseł łukowski, przekroczył leżącego Rejtana, niektórzy wyszli drugimi drzwiami. Widzowie oklaskami nagradzali postawę Rejtana. "Panowie, to nie opera, nie teatr" - odpowiedział im Rejtan i nie oglądając się na nic, pełnił dalej swój poselski obowiązek.
Następnego dnia Rejtan z Korsakiem byli w izbie poselskiej już od godziny siódmej. Poniński zmuszony był przybyć w otoczeniu oddziału moskiewskich grenadierów i pruskich huzarów. Zwrócił się o zastępstwo do Marcina Lubomirskiego. Ten, jak i Poniński, do niedawna konfederat barski, przehulawszy swój 50-milionowy majątek, związał się teraz dla nagrody z nową konfederacją. W imienu Ponińskiego ponownie odracza posiedzenie. Tym razem jednak Rejtan z towarzyszami nie opuszczają już sali obrad.
Niewiele mógł pomóc Rejtanowi król Stanisław August, który jak mógł, bronił się przed przystapieniem do konfederacji. Nie pomogli mu także posłowie przyjaznych Polsce dworów. "Zewsząd mówiono mu, że sprzeciwiając się konfederacji, która miała w ręku niograniczoną władzę, naraża nie tylko majątek, ale i swoje życie". "Wolę umrzeć, spełniając swoją powinność, niż mieć na sumieniu, że nie dopełniłem obowiązku prawego obywatela" - odpowiadał im Rejtan.
Nazajutrz król, opuszczony przez znaczące w państwie osoby, pod groźbą, iż do Polski wkroczy 50,000 nowego wojska zaborców, grożącego dalszym zniszczeniem kraju i zaborem mienia, przystąpił za zgodą Senatu do konfederacji.
Poniński wybrał na swego sekretarza Floriana Drewnowskiego, na rejenta kancelarii wyznaczył Wincentego Modzelewskiego i mógł już rozpocząć swoje obrady w izbie senatorskiej.
Tymczasem patrioci skupieni wokół Rejtana przez 36 godzin bez przerwy, bez snu i posiłku, pilnowali wejścia do izby poselskiej od zewnątrz i od wewnątrz, broniąc w ten sposób prawa i wolnego sejmu.
Zebrany sąd konfederacji, z oskarżenia Bryłowskiego, ogłosił Rejtana gwałcicielem obrad narodowych, nieprzyjacielem ojczyzny i skazał na utratę majątku.
Interweniując w tej sprawie sam książę Michał Czartoryski, wielki kancelerz litewski, przekonał patriotów, że dopełnili już dostatecznie swego chwalebnego obowiązku i nie powinni się dłużej narażać - mogą być jeszcze ojczyźnie potrzebni. Nie zdoławszy zdobyć poparcia ze strony miasta, dokąd wysłany został specjalny manifest, protestujący posłowie musieli opuścić salę obrad. Bezprawie, jakiego dopuściła się konfederacja pod przywództwewm Ponińskiego, było już dostatecznie udowodnione.
Obrady konfederacji rozpoczęły się w izbie senatorskiej dopiero 24 kwietnia. Zebrało się tylko 111 posłów. Nie dopuszczono tym razem publiczności. Niektórzy senatorowie, jak biskup łucki - Turski i smoleński - Wodziński, wielki marszałek koronny książę Stanisław Lubomirski w swoich przemówieniach protestowali jeszcze przeciw konfederacji. Bp. Wodziński wytknął Ponińskiemu, że głosowało za nim tylko dziesięciu posłów. Poniński odpowiedział na to ironicznie, że jeśli ktoś nie przystąpił do konfederacji, to głosu w niej nie miał.
Trzy mocarstwa domagały się od sejmu powołania delegacji z pełnomocnictwami do podpisania traktatów, tak jak to zrobiono w 1767 r. [z polecenia Moskwy] podczas konfederacji radomskiej. Król dążył do złagodzenia drakońskich warunków traktatu rozbiorowego. Strona polska domagała się również, by nowe granice zostały przynajmniej dokładnie wyznaczone. Dwory zaborcze określiły te wystąpienia posłów "czczym, drobiazgowym pieniactwem i gadulstwem". Równocześnie sejm i senat otrzymały pismo, w którym zaborcy zgodnie zagrozili, że powiększą swoje roszczenia wobec Polski, oraz że "wytępią, aż do imienia polskiego".
Król przedstawił projekt pełnomocnictwa dla delegacji w celu ustalenia przyszłego ustroju rzeczypospolitej, "aby rzeczpospolita ślepo w przepaść nie była pogrążona". Domagał się więc w 26 punktach zmniejszenia zaborów, wolności wyznania dla ziem zabieranych, uregulowania spraw własności majątków, przedzielonych nowymi granicami, chciał ewakuacji wojsk zaborczych i zagwarantowania, że nie powrócą, korzystnych warunków handlowych, obniżki cen soli z zagrabionej przez Austrię Wieliczki, uwolnienia jeńców, gwarancji dla całości i niepodległości państwa. Poparli go biskupi Feliks Turski i Antoni Okęcki, Podoscy - Mikołaj, wojewoda płocki i Franciszek, kasztelan ciechanowski, Ludwik Kruszewski, poseł bielski i Feliks Oraczewski, poseł krakowski.
Przeciwko wnioskom królewskim, a za przyjęciem żądań dworów zaborczych wystąpił Poniński. "Nie drażnić sąsiadów daremnym oporem" - mówił. Poparli Ponińskiego: Antoni Ostrowski - biskup kujawski, Sułkowscy August i Antoni, oraz Władysław Gurowski.
Stackelberg i Lentulus rozpoczynają przekupstwo posłów. Lentulus przywiózł w tym celu 50 tysięcy czerwonych złotych, Stackelberg miał na to 150 tysięcy stałego budżetu. Za wstrzymanie się od głosu płacono 200-300, za poparcie głosem - więcej. Według odkrytych później zapisów nie wydano jednak więcej niż 14 tysięcy, z kosztami kancelarii sejmowej włącznie.
"Rozważcie, co czynicie - mówili przedstawiciele zaborców - wejdzie zaraz 50,000 świeżego wojska". Głodem i rabunkiem zagrożono już nie samej tylko stolicy, ale całemu krajowi. Dowódcy wojsk zaborców dawali do zrozumiania, że dadzą swym wojskom wolną rękę, a już i tak polski obywatel musiał oddawać od 50-60 procent dochodów na utrzymanie tego wojska, które już było w kraju. Żeby coś przynajmniej ocalić, kto miał znajomości w obcych poselstwach, zanosił tam z domu złoto, srebro i klejnoty.
Cztery dni trwał opór, zanim zaborcy wymusili taki skład delegacji, jakiego sobie życzyli. Na 132 obradujących naliczono tylko 5 głosów większości i to wbrew zwyczajowi, razem z głosami marszałków.
Delegacja zebrała się 2 czerwca, a przewodniczył jej sławny ze zdolności oratorskich Antoni Ostrowski, biskup kujawski, członek związku patriotycznego i najemnik Moskwy. O wszystkim decydowali zaborcy. Nie pozwolono nawet delegacji usprawiedliwić podpisania układu osłabieniem państwa, nędznym jego stanem. Wysłuchano tylko Ponińskiego, który "czuły na udręczenia obywateli" dopominał się zapłaty za dostawy dla obcych wojsk i zmniejszenia ciężarów kontrybucji.
Gdy opór strony polskiej przedłużał się, zaborcy ponownie sięgnęli do metody zastraszania, do zajmowania domów przez wojsko, do konfiskat majątków należących do opornych.
Na koniec polska delegacja zamknięta, przymuszona głodem, musiała podpisać - "nie układ, nie traktat - ale dosłowny akt zrzeczenia się", podyktowany kolejno przez posłów: austriackiego (21 sierpnia), moskiewskiego (2 września), pruskiego (12 września). Swego podpisu pod tym zrzeczeniem się odmówili posłowie delegacji: Franciszek Wilczewski, Franciszek Jerzmanowski, Stanisław Dąbski, Antoni Biesiekierski.
"Spełnił się pierwszy akt "najważniejszego w tym wieku wypadku - najsromotniejszego przez wszystkie wieki gwałtu" (...) "Trzy mocarstwa pierwszego rzędu związały się na odarcie czwartego, słabszego, od którego nie doświadczyły cienia obrazy. Trzy mocarstwa zmówiły się na czwarte, z którym żyły w pokoju, aby bez pozoru prawa, bez cienia sprawiedliwości, wydrzeć mu własność i jeszcze przymusić do uprawnienia tego zdzierstwa".
*) Czerwony złoty - dukat, równoważny 18 złotych polskich.
(opr. J.R.)
______________________________
Na podstawie:
Teodor Morawski, Dzieje Narodu Polskiego, Poznań 1877, Wyd. II. t. 5, str. 160nn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz