piątek, 18 marca 2011

Marian Piłka o bliskiej katastrofie demograficznej w Polsce



Jeżeli nie nastąpi radykalny wzrost urodzeń, na zwiększającą się liczbę emerytów nie będzie komu pracować

Marian Piłka

Koniec Narodu


Źródło: Nasz Dziennik, 14 marca 2011

W ubiegłym roku, według wstępnych szacunków, urodziło się 418 tys. dzieci, o blisko 1 tys. więcej niż w roku poprzednim. Współczynnik zastępowalności pokoleń ukształtował się na poziomie 1,4. Dla porównania - w 2003 r. współczynnik wyniósł tylko 1,22, a ogólna liczba urodzeń - 351 tysięcy. Ten minimalny wzrost może cieszyć, ale jest dalece niewystarczający.

Wzrost urodzeń w ostatnich dwu latach zawdzięczamy zarówno osiągnięciu maksymalnego wieku reprodukcyjnego przez pokolenie mini wyżu przełomu lat 70. i 80., jak i wprowadzeniu dużej ulgi podatkowej na dzieci w 2007 roku. Jednocześnie odnotowano wyraźny spadek liczby małżeństw, co zwiastuje wkroczenie w kolejny etap spadku urodzeń i tym samym przekształcenie się kryzysu demograficznego, z którym mamy do czynienia już od początku lat 90., w postępującą katastrofę demograficzną. Przyniesie ona narastającą niewydolność systemu emerytalnego aż do jego całkowitego załamania.

Do roku 2030 liczba emerytów wzrośnie o blisko 50 procent. Oznacza to wzrost wydatków (przy obecnym poziomie świadczeń) o mniej więcej 89 mld zł na świadczenia emerytalne i dodatkowo 50 mld zł na świadczenia na służbę zdrowia. To wszystko będzie się działo w sytuacji spadku liczby ludności w wieku produkcyjnym o blisko 5 mln osób, a do 2050 roku o dalsze mniej więcej 5,5 miliona.

Zapaść sytemu emerytalnego spowoduje konieczność radykalnego transferu środków budżetowych. Ta sytuacja z kolei wpłynie nie tylko na dalsze obciążanie gospodarki kosztami systemu emerytalnego, wpędzając ją w trwały kryzys, ale także wymusi przyspieszenie procesów migracyjnych, pogłębiających jeszcze bardziej zjawiska kryzysowe. Według oficjalnych danych nieobejmujących nierejestrowanej emigracji, w 2008 roku na 100 osób w wieku produkcyjnym przypadało 41 osób w wieku emerytalnym. W 2060, według oficjalnych prognoz, będzie przypadało 91 osób, i to pod warunkiem, że wzrośnie stopa urodzeń. Jest to założenie optymistyczne, ponieważ wzrost emigracji ludzi młodych spowoduje nie wzrost, ale spadek stopy urodzeń. W tej sytuacji, jeżeli nie nastąpi radykalny wzrost urodzeń, nie tylko pokolenie obecnych 20-latków, ale także 40- i prawdopodobnie 50-latków dożyje czasów likwidacji emerytur. Po prostu na wzrastającą liczbę emerytów nie będzie komu pracować.

Problem likwidacji zabezpieczenia emerytalnego nie jest jedynym skutkiem kryzysu demograficznego, który jeżeli nic się nie zmieni, przekształci się w katastrofę demograficzną. Niemal niezauważenie przebiega proces wyludniania się polskiej prowincji. Jesteśmy świadkami masowego zamykania wiejskich szkół, które opuszczone straszą, popadając w ruinę. Za kilka lat lansowane dziś orliki będą zarastać krzakami, bo nie będzie komu na nich grać. Nauczyciele są pierwszą grupą dotkniętą bezrobociem spowodowanym zapaścią urodzeń. Najbardziej jednak ten kryzys dotknie polską gospodarkę. I to nie tylko dlatego, że będzie ona obciążona dodatkowymi kosztami utrzymania wzrastającej armii bezrobotnych. Spadek ludności w wieku produkcyjnym o blisko 10 mln w perspektywie 2050 roku oznacza trudne do przewidzenia konsekwencje załamania polskiej gospodarki. Ten kryzys pogłębi naszą peryferyjność w Europie.

Ale największe niebezpieczeństwo niesie on dla naszej przyszłości. Zagraża bowiem samemu istnieniu naszego Narodu. Jeżeli bowiem utrzyma się zastępowalność pokoleń na obecnym poziomie, to poziom urodzeń dzieci pokoleń urodzonych w ostatnich kilkunastu latach będzie kształtował się na poziomie ok. 200 tys., a pokolenia ich wnuków na poziomie ok. 100 tysięcy. I jest to założenie optymistyczne. Zapaść gospodarcza spowoduje bowiem tylko przyspieszenie procesów emigracyjnych - resztki naszego Narodu rozpłyną się wśród innych, bardziej dynamicznych i witalnych narodów. To jest realny scenariusz końca naszego Narodu w sytuacji kontynuacji polityki niedostrzegania przez przywództwo państwowe największego wyzwania, a jednocześnie największego zagrożenia, przed jakim stoimy. Historia zna wiele przykładów narodów, które nie dostrzegły zasadniczych wyzwań i zniknęły w pomroce dziejów. Miejmy nadzieję, że nasz Naród nie podzieli tego losu.


Autor jest wiceprzewodniczącym Prawicy Rzeczypospolitej.

dodajdo.com

3 komentarze:

  1. haha bzdury teraz mamy ponad 3 mln bezrobotnych a rząd nic nie robi żeby im pomóc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dokładnie, nawet więcej bo nalazy dolicyzć do tego bezrobotnych co chowają sie na dziennych stduiach

      Usuń
  2. Nie bardzo rozumiem, na czym ta tak zabawna dla Ciebie, Anonimie, "bzdura" tego tekstu miałaby polegać - nie podałeś stwierdzenia, z którym się nie zgadzasz.
    Wydaje mi się, że najlepszą rzeczą, jaką polski rząd może uczynić dla polskich bezrobotnych i polskich przymusowych emigrantów w poszukiwaniu pracy na obczyźnie jest stworzenie warunków do rozwoju ekonomicznego Polski i tym samym do rozwoju polskiej rodziny i narodu. Tymczasem z Twojej bardzo skromnej, stanowczo za skromnej jak na skalę problemu wypowiedzi wynikałoby, że odwrotnie: że dla Ciebie im mniej Polaków w Polsce będzie się rodziło, tym będzie więcej pracy dla bezrobotnych obecnie.
    Toż to zdaje się akurat rząd, który "nic nie robi dla bezrobotnych", i który utrzymując gospodarkę w stanie niedorozwoju, nie tworząc warunków do nowych miejsc pracy, czekając za założonymi rękami, aż Polacy w jeszcze większym stopniu zaczną wyjeżdżać za chlebem, właśnie by dla bezrobotnych robił, nie sądzisz?
    Tylko, że tak się składa, że natura nie lubi próżni i miejsce tych, co wyemigrowali, przyjeżdżają inni, często bardzo, bardzo inni, którzy na dodatek imają się każdej pracy za każdy grosz, przez co wynagrodzenia jeszcze bardziej spadają.
    A, to może o to Ci chodziło? Ale w takim razie czemu narzekasz? Przecież akurat ten rząd, który tak rządzi, nic nie robiąc dla bezrobotnych, jest właśnie dla Ciebie.

    OdpowiedzUsuń