środa, 24 sierpnia 2016

Rozkaz Józefa Piłsudskiego, Generalnego Inspektora Sił Zbrojnych (Wojska Polskiego), "O łączności"






Warszawa, dn. 27.III.1929 r.
Ściśle tajne

GENERALNY INSPEKTOR SIŁ ZBROJNYCH
L.dz. 465/tjn/B.I
16

Do
Szefa Sztabu Głównego,
obu Wiceministrów Spraw Wojsk.,
wszystkich Panów inspektujących wojska,
wszystkich dowódców dywizji piechoty i ich zastępców
oraz do wszystkich oficerów przykomenderowanych do dowództw dywizji dla łączności, szefa brygady łączności i dowódców batalionów łączności przy drugim Wiceministrze i do dowódców obozu łączności w Zegrzu


O łączności

W tym roku do dowódców dywizji piechoty przydzieliłem jako część integralną dowództwa oficerów łączności. Nie mogę nie zwrócić uwagi na ten fakt stanowiący wyłom w dotychczasowej dostatecznie idiotycznej pracy konstrukcyjnej w stosunku do wojska. Łączność w wojsku podczas wojennych wypadków jest taką samą bronią, jak armata, karabin maszynowy, jak kuchnia polowa, jak wóz amunicyjny kompanii. Jest nawet więcej i więcej znaczy dla działań wojennych niż te wszystkie wymienione rodzaje służb czy broni. Bez łączności bowiem nie ma i być nie może skoordynowanej pracy wojska, nie ma złączenia wysiłków krwawych żołnierza dla odniesienia zwycięstwa i krew ludzka leje się darmo, leje się niepotrzebnie, tak jak w jakiejś awanturze karczemnej bezcelowo i bez żadnej korzyści dla celu postawionego wojsku szukania zwycięstwa nad nieprzyjacielem. Dlatego też powtarzać zawsze będę, że lepsza jest dobra łączność niż armata, niż karabin maszynowy, niż kuchnia polowa i wóz amunicyjny. Moje określenie, które stale przy grach wojennych powtarzam, jest, że wojsko bez pracy nad łącznością staje się zwyczajną dziwką szukającą awantur miłosnych po różnych lasach i pagórkach, bez żadnej korzyści dla wojny oprócz zadowolonej rozdziwaczonej pindy.

Jest to stara i prawdziwa prawda, że oficer, który najmniejszą częścią wojska dowodzi, musi być tak zrobiony, iż zupełnie mechanicznie, nie myśląc specjalnie o tym, szuka połączenia siebie a) z dowódcą wyższym, który nim dowodzi, b) z sąsiednimi grupami, ażeby zdobyć wspólną prawdę wspólnego bezpieczeństwa tak, aby darmo i niepotrzebnie ludzkiej krwi nie przelewać, to znaczy, iż oficer przedtem nim zje, zanim napije się herbaty, nim w ogóle odpocząć sobie pozwoli, musi najzupełniej mechanicznie, nie starając się zupełnie o to, upewnić siebie, czy dostatecznie urządził połączenie siebie w należytych kierunkach. I jest wszystko jedno, czy wojska idą w swoim wojennym rozwoju od objęcia przestrzeni widocznej gołym okiem, zatem z połączeniami łatwymi, dla których wystarczą nogi ludzkie i końskie, do przestrzeni znacznie większych, sięgających nieraz dziesiątki km, tak jak jest to obecnie, gdzie szukać już trzeba technicznych urządzeń, które połączenia jednak dają - zawsze jest jedno i to samo - wojsko musi być łączone w swoich wysiłkach, w swojej pracy tak, aby krew darmo i niepotrzebnie się nie lała.

Jeżeli takie truizmy, takie zwyczajne rzeczy powtarzać w tak ostry sposób muszę, jeśli wymyślam najostrzejsze określenia dlatego, by prawdę o łączności wbić w głowę naszego wojska, to muszę to czynić, niestety, na podstawie obserwacji obecnego stanu wojsk.

W doświadczeniu z ubiegłej wojny, gdzie byłem zwycięskim Naczelnym Wodzem, wyniosłem smutne wrażenia, że wojska, którymi dowodziłem, nie tylko nie robiły i nie czyniły łączności, ale starannie od niej uciekały, tak jak gdyby się lubowały w stanie owej ladacznicy z rozdziwaczonym organem płciowym. Rozumiem dobrze, iż organizacja naszej armii szła w sposób tak nienaturalny i tak głupi, że miało się z jednej strony oficerów wyranżowanych jako wartościowych z innych armii, którzy stawali na czele jednostek wojskowych przewyższających znacznie ich umiejętności i wprawę, z drugiej zaś strony wielką ilość młodych i bitnych oficerów, którzy nigdy większą jednostką nie dowodzili i wszystkie prawdy o łączności mieli w głowie w zakresie jedynie najniższym, w zakresie plutonu, kompanii czy batalionu. Dlatego też mękę największą, jaką ja, Naczelny Wódz nie chcący darmo krwi przelewać, miałem - była kwestia łączności. jedynym wyjściem, które przy tym stosunku wojska do łączności widziałem, była stale przeze mnie urządzana próba łączenia wojsk za pomocą siebie samego oraz oficerów z mego otoczenia, których wsadzałem do auta, ażeby możliwie szybko wojska, które uciekały od łączności, woląc być ladacznicą z rozdziwaczoną płcią, połączyć w jednym skoordynowanym wysiłku, przy którym - powtarzam - krew nie leje się darmo, lecz celowo. Nie mogę nie stwierdzić, że narażenie zarówno Naczelnego Wodza, jak i jego oficerów, przekraczało wszystkie dopuszczalne dotąd normy. Nie mogę też nie stwierdzić, że system ten ani jest wystarczający, ani też dostatecznie zabezpieczający pod względem czasu. To jest moje doświadczenie wojenne, doświadczenie Naczelnego Wodza, który niestety o swoim wojsku tak gorzkie prawdy powiedzieć musi, że wolało ono stan rozdziwaczonej kurwy, niż stan dobrej służby żołnierskiej.

Przy późniejszej rozbudowie wojska już w czasie pokojowym, na którą niestety zbyt mały wpływ wywierałem, jak gdyby umyślnie dla uniemożliwienia naprawy pracy tak złej i tak niedobrej w naszym wojsku, zrobiono z łączności coś w rodzaju alchemicznej prawdy złota, schowanej możliwie starannie w tajemniczych i smrodliwych laboratoriach. Zrobiono z łączności specjalność zupełnie wyodrębnioną i uciekającą od swej alchemii i robienia złota możliwie daleko od wszelkiego oka żołnierskiego i od wszelkiej wspólnoty z pracą czego innego jak owych alchemicznych i smrodliwych laboratoriów. Zajęto się u góry tej łączności wyszukaniem na świecie możliwie lichego materiału, lecz za to kosztującego możliwie drogo, tak, że moje porównanie do alchemii robiącej złoto jest literalnie ścisłe. W tej specjalizacji wojsko karmione było myślą, że samo ono, samo wojsko może spokojnie kurwą z rozdziwaczoną pindą pozostać, gdyż centralnie łączność będzie urządzona w sposób alchemiczny.

Z chwilą, gdy zacząłem odbudowę pracy łączności w wojsku, próbując organizacji dotąd u nas nieznanej, chcę mieć ten rok jako rok próby, by po tym roku móc organizację uzupełnić, dopełnić lub ją zmienić tak, aby łączność - jak powtarzam raz jeszcze - stała się armatą, kuchnią polową czy inną służbą czy bronią nieodłączną dla wojska. Dlatego też polecam i rozkazuję:

1) dowódcy dywizji piechoty wraz ze swymi pomocnikami obowiązani są starać się o to, aby nie tylko u siebie, ale i u podwładnych główną prawdę łączności, że nieodbicie konieczną bronią, wcisnąć do głow tak silnie, bym nie spotkał zawodu u panów oficerów. Zastrzegam, że braki pod tym względem będą wystarczające do dyskwalifikacji oficera jako dowódcy. Dowódcy dywizji i ich pomocnicy muszą w przeciągu tego roku zbadać organizację łączności w pułkach, batalionach i kompaniach, tak by w końcu roku ich doświadczenia i badania dały dostateczny materiał naprawy wojska pod tym względem. Obserwacje swoje komunikować muszą panom Inspektorom Armii i inspektującym generałom.

2) Panowie Inspektorowie Armii i inspektujący generałowie muszą zwrócić najbaczniejszą uwagę na prace dywizji piechoty w sprawie łączności oraz porobić ze swojej strony uwagi co do braków czy organizacji, czy uposażenia wojska w sprawach łączności. Jako generała, który obowiązany jest zebrać w końcu roku w tej sprawie prace i postarać się zlać je w jedno, wyznaczam generała Rydza Śmigłego.

3) Drugi wiceminister Spraw Wojskowych wraz z podwładnymi mu - obozem łączności w Zegrzu, szefem brygady łączności i szefem sekcji łączności przy Wiceministrze, obowiązany jest w przeciągu tego roku te same sprawy, które włożone są na dowódców dywizji i Inspektorów Armii, oświetlić z punktu widzenia oficerów łączności i ich pracy dla wojska. Dodać muszę słów parę o naszej kawalerii, którą opuściłem w swoich dotychczasowych rozważaniach. Uczyniłem to dlatego, że nie przypuszczałem, aby bez zupełnie specjalnych, ad hoc wymyślonych środków można było jazdę wprowadzić do spełniania służby nakazanej innym żołnierzom. Wszystkie doświadczenia wojny z początku 1914 roku, które przestudiowałem, wskazują wyraźnie i jasno, że jazda nie uważała nigdy za stosowne trzymać łączność z kimkolwiek na świecie oprócz sama ze sobą, była zatem ideałęm wymarzonym tej dziewki publicznej, czyniącej awantury miłosne po różnych kątach bez celu i potrzeby. Wobec tego zaś, że nasza jazda jak dotąd za największą tradycję uważa byłą jazdę rosyjską, która była najwybitniejszą przedstawicielką tego kurwiarskiego kierunku, nie sądzę, aby przy dodatkowym kierunku specjalizacji, o którym mówiłem wyżej, i możliwego wyodrębnienia się jak najdalej, jak najbardziej stanowczo od koleżeństwa z kimkolwiek opócz z sobą, można było łączyć jazdę we wspólnym rozkazie dla innych broni. Będę więc musiał obmyślić prawdę o łączności dla jazdy zupełnie ad hoc, zupełnie specjalnie, bez łączenia jej z prawdą o łączności w reszcie wojsk.


Generalny Inspektor Sił Zbr.
(-) J. PIŁSUDSKI
PIERWSZY MARSZAŁEK POLSKI


Z a z g o d n o ś ć:
(-) J. Gąsiorowski płk

O t r z y m u j ą :
Pan Szef Sztabu Głównego egz. Nr 1
" I Wiceminister egz. Nr 2
" II Wiceminister egz. Nr 3
Panowie Inspektorowie Armii egz. Nr 4-11
" Generałowie do prac egz. Nr 12-16
" Generałowie Inspekcjonujący egz. Nr 17-21
" Dowódcy Dywizji egz. Nr 22-51
Dowódca Brygady Łączności egz. Nr 52
Dowódcy pułków łączności egz. Nr 53-55
Dowódcy batalionów łączności egz. Nr 56-58
Szef łączności przy II Wicemin. egz. Nr 59
Dowódca obozu szkol. łącz. w Zegrzu egz. Nr 60
Szef B. Insp. G.I.S.Z. egz. Nr 61
Zapas egz. Nr 62-65 *)



___________________________
*) CAW, akta GISZ, tecz. 518/2. W: Marian Romejko, Przed i po maju, wyd. MON, Warszawa 1985, s. 465-467.


dodajdo.com

1 komentarz:

  1. Brutalnie ale prawdziwie. Koordynacja działań na polu walki to podstawa. Dowodzący musi mieć stałą łączność zarówno z podwładnymi jak i z przełożonymi.
    Niemcy swoje sukcesy zawdzięczali nie jakiemuś niezwykłemu duchowi bojowemu, ale właśnie lepszej organizacji i łączności pomiędzy różnymi rodzajami wojsk.
    A że panowie kawaleria poczuli się dotknięci? Trudno!

    OdpowiedzUsuń