czwartek, 16 czerwca 2011

Der Spiegel : Suwerenność banków



To banki są obecnie suwerenem polityki, a nie obywatele.


Dirk Kurbjuweit
Ackermanns Herrschaft, Der Spiegel, nr 22 z 30.05.2011

Suwerenność banków




Idzie nam świetnie. Po prostu wspaniale. Gospodarka przeżywa rozkwit, 1,5 proc. PKB wzrostu w I. kw. [2011 r.] jesteśmy znów tak zamożni, jak przed kryzysem, który szczęśliwie przetrwaliśmy. Gratulacje dla wszystkich.

Wielkie gratulacje dla banków, przede wszystkim dla Deutsche Bank, który w I. kw. w swej podstawowej działalności osiągnął zysk 3,5 mld euro brutto, a do końca roku ma być nawet 10 mld euro - rekord wszech czasów. W ciągu najbliższych 2-3 lat zamierzają oni uzyskać 11 mld, być może nawet 12 mld rocznie.

W trzy lata od szczytowego punktu kryzysu wygląda tak, jak gdyby tego kryzysu wcale nie było. To jeśli chodzi o gospodarkę, o podmioty gospodarcze. Ale czy my, obywatele, takimi podmiotem jesteśmy? I czy tylko my [jako Suweren]? Nie. jesteśmy obywatelami państwa, członkami demokratycznego społeczeństwa i jako tacy nie mamy bynajmniej powodów do zadowolenia, do radości. Raczej do smutku, a nawet do oburzenia. Ponieważ demokracji nie idzie wspaniale, ani nawet dobrze. Demokracja staje się coraz bardziej ofiarą kryzysu finansów.




W Europie wszędzie panuje ferment. W Hiszpanii protestuje młodzież, która straciła już nadzieję. We Francji upowszechnia się w nakładzie 1,4 mln egz. odezwę pt. "Oburzajcie się!" ["Indignez-vous!" książka-manifest Stephane'a Hessela, znanego francuskiego dyplomaty, współautora Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka z 1948 r. - przyp. red.]. Młodzi ludzie rozwijają w nim utopie, wykraczające daleko poza społeczeństwo obywatelskie, obiecując przy tym, że uda się wycisnąć coś z niczego. Nad Grecją wisi groźba wielkiej depresji, do tego należy dodać wzburzenie obywateli przeciwko politykom, przeciwko Europie.

W Niemczech politycy, żądający od obywateli nowych obciążeń, podatków i innych utrudnień przy budowie nowego dworca słyszą od obywateli: pomogliście bankom przyznając im miliardy, żeby wyszły z ze swojego kryzysu, a ja teraz mam być tym głupim? O nie, teraz już beze mnie". Mało kto się czegokolwiek dobrego spodziewa po politykach, którzy utracili zaufanie wyborców, a w związku z tym legitymację do sprawowania władzy.

Politycy są bezradni, ponieważ nie potrafią ująć kryzysu euro w garść. Spotykają się w Brukseli, przemawiają, sprzeczają się, podejmują decyzje, ale od tego nic nie jest lepiej. Grecja nie jest w stanie wyjść z tego dołka, w jakim się znalazła. Irlandia i Portugalia chwieją się nad przepaścią. Hiszpania i Włochy niebezpiecznie zadłużone. Żaden z polityków nie wskazuje drogi wyjścia z tej sytuacji.




W dodatku sięgano do kłamstw. Premier Luksemburga, Jean-Claude Juncker nakazał zaprzeczyć swemu rzecznikowi, jakoby miało miejsce jakieś antykryzysowe spotkanie ministrów finansów UE w sprawie Grecji, aczkolwiek miało ono w rzeczywistości miejsce. Nie było to coś, co normalnie w polityce często występuje i nie jest uważane za kłamstwo w ścisłym sensie, swego rodzaju rozminięcie się z prawdą. Przeciwnie, była to jaskrawa forma kłamstwa, mianowicie zaprzeczanie realnym faktom. Juncker nie miał odwagi powiedzieć obywatelom, co się dzieje. Kierował nim strach przed rynkami finansowymi. Kłamstwo to było kapitulacją polityki.

Uderzające w tym kłamstwie, że polityka znajduje się w istocie w stanie bezwładu. Otrzymała ona obecnie nowego suwerena. I to nie my, Naród, jesteśmy tym suwerenem, łagodnym i wyrozumiałym, kiedy zmuszony jest ingerować, ale rynki finansowe, panujące obecnie nad nami w sposób bezwzględny i bezlitosny. To one wprowadzają polityków w stan leku, coraz większej niezdolności do działania, a nawet zmuszają do kłamstw. Rządzący są teraz rządzeni przez banki. Takie jest ich obecne wzajemne usytuowanie. I oczywiście my możemy powiedzieć: w porządku, nam jest wszystko jedno [kto w istocie rządzi], skoro wskaźniki ekonomiczne są dla nas takie korzystne. W roli podmiotów/przedmiotów gospodarczych możemy być z takiej sytuacji zadowoleni: oszczędzamy, kupujemy, wydajemy nasze pieniądze, a ceną naszego dobrobytu jest nasza rezygnacja z demokracji w jej zasadniczym sensie. Ale my możemy także powiedzieć: nie, nie pozwolimy sobie roli Suwerena. I wtedy coś się musi zmienić.

Ale jak to tego wszystkiego doszło? I jakie są tego następstwa? I wreszcie, jak my z tego wszystkiego wyjdziemy?


Przyczyny: Chciwość i rozrzutność

Czy myli nas wrażenie, czy też raczej istotnie jest tak, że teraz górą są ci, którzy nas w ten cały kryzys wpakowali? Na przykład Deutsche Bank, którego szef Józef Ackermann przedstawił nam tak wspaniałe wyniki. Na pytanie, w jaki konkretnie sposób banki są gotowe wnieść swój wkład w rozwiązanie kryzysu, Ackermann stwierdził, że sądząc po tym, co ukazało się w piśmie "Handelsblatts" w listopadzie ubiegłego roku: "Dyskusja na ten temat toczy się obecnie w całkiem niefortunnym kierunku." Czytaj: "Rynki mogłyby przyjąć tę debatę bardzo negatywnie". Można to określić jako groźbę: kto stawia rynkom żądania, ten ma do czynienia z rynkami.

W czwartek poprzedniego tygodnia na zebraniu generalnym zarządu Deutsche Bank Ackermann triumfował mówiąc, że nadeszła właśnie dla Deutsche Bank chwila zbioru plonów. Ale jakich żniw? Z jakiego ziarna? Z jakiego siewu? Sama tylko bankowość inwestycyjna miała przynieść pod koniec roku 6 mld euro w stosunku do 10 mld całego zysku. Czy już zapomniano, że obecny kryzys finansowy wywołała właśnie nadmierna chciwość w prowadzeniu bankowości inwestycyjnej? W której zresztą sam Deutsche Bank miał swój niemały udział. Stany Zjednoczone oskarżyły firmę-córkę Deutsche Banku o to, że prowadziła ona bezwzględne praktyki przy udzielaniu kredytów hipotecznych. Ale Ackermann w dalszym ciągu robi politykę światową. Jako jeden z wielkich aktorów rynku finansowego decyduje on o tym, czy i na jakich warunkach otrzymają kredyty rządy państw. Także w polityce światowej maczają swe palce agencje ratingowe, ogłaszając swoje bezwzględne szacunki wiarygodności państw, od których zależą losy całych narodów. Ponieważ w ścisłej zależności od ich werdyktów kształtują się stawki procentowe od rządowych pożyczek. Belgii grozi właśnie utrata oceny AA+. Agencja ratingowa Fitch skorygowała ocenę perspektyw tego kraju ze "stabilne" na "negatywne". Czy już zapomniano, że wielkie agencje ratingowe są współodpowiedzialne za kryzys finansowy, ponieważ niegdyś całe pakiety pożyczek "złomowych" były przez nie oceniane bardzo przychylnie?

Tak więc oto przedstawia się obecnie nowy Suweren. Jest on odpowiedzialny za znaczną część obecnego kryzysu finansowego, pomimo to w drugim akcie tego dramatu ponownie okazuje swoją arogancję. Jest bardzo nerwowy, zachłanny, zainteresowany wyłącznie cyframi. Według swoich własnych miar kontroluje politykę, a nawet ją uprawia.




Ale dlaczego ta polityka pozwala się kontrolować i poganiać. Dlaczego nie zrzuci z siebie tego bezlitosnego panowania rynków finansowych? Polityka tego nie może. Jest obecnie zależna od banków i sobie samej zawdzięcza, że do tego dopuściła. Grecja nie zostałaby wciągnięta w wir kryzysu finansowego, gdyby nie była nadmiernie zadłużona. Grecja ma dziś więcej kredytów, niż zdolna jest spłacić i dlatego potrzebuje coraz więcej nowych. To właśnie ta rozrzutność, życie ponad stan wpędziło ją w kredytowe uzależnienie i w ten sposób stała się piłeczką w rękach agencji ratingowych, odsetek i ackermannicznych kalkulacji.

W zasadzie dotyczy to wszystkich państw strefy euro, w tym także Niemiec. Co prawda niemiecki minister finansów jest w stanie obsłużyć wszystkie niemieckie kredyty, ale on tez jest uzależniony od ratingów, odsetek i ackermannicznych kalkulacji. Poprzez euro Niemcy są związane z Grecją, Irlandią, Portugalią i ich własne położenie finansowe nie jest tak dobre, że mogłoby uspokajać. Rząd niemiecki nie może działać suwerennie. Musi stale uważać na to, aby sam nie został porwany w wir kryzysu. Obecnie mści się to, co zawsze było nazywane państwem długów, a więc polityka, która nie pozwala się trzymać w cuglach i która nie obciążałaby zanadto swoich obywateli i chciała możliwie wiele im podarować, ażeby utrzymywać ludność w dobrym nastroju. Polityka, która spłatę obciążeń finansowych [z tytułu swoich kosztów własnych] przerzuca na przyszłe pokolenia. W ten sposób dało się nieźle żyć, ale przez to znaleziono się, także za pośrednictwem euro, w rękach rynków finansowych.

Tak więc nie tylko banki są odpowiedzialne za obecną katastrofę - polityka ma też w niej swój udział. Ale to nie jest jeszcze całe wyjaśnienie. Czy my, obywatele, nie oczekujemy od instytucji finansowych korzystnych warunków, czy nie oczekujemy od państwa małych obciążeń podatkowych, a równocześnie wysokich subwencji i świadczeń socjalnych? To znaczy, że już w naszych życzeniach i oczekiwaniach odbija się kryzys finansowy i kryzys euro. My także mamy swój udział w zachowaniu się banków i polityków, ponieważ oni chcieli spełniać nasze życzenia, aby zdobyć naszą przychylność, jako ich klientów i wyborców.


Skutki: Słowa i bogowie

Brak zaufania obywateli do polityków rośnie. Czują się niesłusznie traktowani, gdy polityka spełnia życzenia banków przy pomocy miliardowych parasoli ratunkowych, ale nie obywateli. Dlaczego państwo wchodzi z 25 proc. udziału do borykającego się z kłopotami finansowymi Commerzbanku, ale nie do piekarza na rogu ulicy, czy jakiegoś drobnego przedsiębiorstwa rodzinnego z trojgiem dzieci? Można by odpowiedzieć na to pytanie powołując się na wielkość Commerzbanku i jego znaczenie dla systemu finansowego, ale to nie wygasza podstaw do niezadowolenia. Poczucie niesprawiedliwości nadal pozostaje.




Przybiera przy tym na sile dominacja władz wykonawczych nad parlamentem. Pierwszy parasol ratunkowy dla banków rząd niemiecki przeprowadził przez Bundestag i Bundesrat w ciągu pięciu zaledwie dni. Pani Kanclerz robi swoją własną politykę, którą ona przedstawia jako "bezalternatywną". We współdziałaniu z innymi szefami państw i rządów Unii Europejskiej kreuje ona kolejne pakiety ratunkowe, którym następnie Bundestag ma przytaknąć. Demokracja wszakże opiera się na alternatywie, na dyskusji o właściwym kształcie polityki, na kontroli rządu przez parlament. To wszystko ginie, topi się, w pogoni za coraz to nowszymi pakietami przedstawianymi przez rząd do zatwierdzenia. Polityka rządu staje się w ten sposób permanentnym działaniem doraźnym, od przypadku do przypadku.

Ale te rządy, które dominują nad parlamentami, nie mają siły, żeby ustabilizować euro. Po każdym posiedzeniu kryzysowym w Brukseli kryzys przybiera na sile, rozwija się, stając się jeszcze głębszy niż poprzednio.

Można to wszystko potraktować jako pojedynek polityki z rynkami finansowymi, z którego polityka wychodzi po prostu pokonana.

Zasadą gospodarki [liberalnej] jest zysk. Przedsiębiorstwa finansowe nie są zobowiązane dbać o dobro wspólne. Nie stoi przed nimi żadna konieczność legitymacji do działania. Pozostając w ukryciu, działają w sposób bezwzględny w kierunku jednego, jasno określonego celu: w kierunku maksymalnej wydajności.

Jakże trudna jest w porównaniu z tym polityka, a szczególnie polityka europejska. Szefowie rządów muszą swe działania uzasadniać, legitymować. Muszą godzić nieraz sprzeczne cele i interesy. Są też uważnie obserwowani przez opinię publiczną. Zmagania wokół euro przeciągają się, są trudne, czasem wzbudzają niechęć, czy wręcz odrazę, natomiast są bardzo mało skuteczne.

Ponadto demokracja opiera się na słowie. Demokracja niemożliwa jest bez swobodnej wypowiedzi, bez otwartej wymiany myśli. Skrytość jest cechą państw autorytarnych. Ale nasi politycy nie mogą o jednej ważnej sprawie mówić otwarcie, a mianowicie o euro. Kiedy minister finansów wypowie w tej kwestii pół zdania, banki odnotowują je z czułością sejsmografu i dokonują na ich podstawie miliardy, być może kosztem całych państw. Słowo mierzy się złotem, a to czyni je czymś bardzo niebezpiecznym.

Dlatego politycy unikają wypowiadania słów. Tak więc dla każdego jest względnie jasne, że byłoby właściwe, ażeby banki brały udział w uzdrawianiu finansów Grecji. jednak żaden z polityków nie odważa się takiego stanowiska konsekwentnie podtrzymywać i w tym kierunku działać.

Banki i firmy inwestycyjne mają teraz taką rolę, jaką mieli kiedyś bogowie. Nikt nie waży się ich krytykować. Zachowaniami polityków rządzi strach przed ich gniewem. Wielu polityków unika otwartego wypowiadania swoich opinii, niektórzy z nich posługują się nawet kłamstwem. Pokonani walczą jeszcze z triumfującymi.




W tej sytuacji stan demokracji staje się stanem niegodnym tego miana, a to jest już niebezpieczne. Podstawą dyktatury jest cicha lub otwarta groźba, przemoc w stosunku do obywateli. Podstawą funkcjonowania systemu jest wówczas lęk obywateli przed taką władzą. Podstawą demokracji jest uznanie ze strony obywateli, ich akceptacja i przyzwolenie. Kiedy następuje utrata ich zaufania do władzy, wówczas demokracja kruszy się i rozpada.


Rozwiązanie: Pokora i godność

Chodzi o to, ażeby odzyskać z powrotem prymat polityki. To jest zadanie dla wszystkich. Banki nie maja podstaw, aby triumfować. Oni są tym ocalonymi, którzy powinni dziękować za uratowanie życia - podziękować polityce. Gdyby polityka w 2008 nie zadziałała, być może więcej banków załamałoby się. Teraz przemysł finansowy powinien dać swój wkład w ratowanie państw zagrożonych kryzysem. Wierzyciel jest współodpowiedzialny za nadmierne zadłużenie. Jeżeli teraz konieczne stają się cięcia kapitałowe, godzi się, ażeby banki bez skargi zrezygnowały z części swoich żądań. Ich rolą powinno być teraz współdziałanie, a nie tylko nadzór i wydawanie wyroków. Pokora jest tu pożądana.

Polityka powinna stawiać bankom ostrzejsze wymagania, ażeby najgorsze zwyrodnienia bankowości inwestycyjnej nie były więcej możliwe. Uczyniono już w prawdzie w tym kierunku pewne kroki, lecz to jeszcze za mało. najlepszym rozwiązaniem byłby tutaj międzynarodowy podatek transakcyjny. Polityka powinna się przy tym uwolnić z objęć banków, ale to będzie dopiero możliwe, kiedy wreszcie się skończy polityka zadłużania. Suwerenne jest jedynie państwo wolne od długów. Dobrym instrumentem jest hamulec zadłużenia, ale jeszcze lepszym byłaby ogólna powszechna świadomość, że wysokie zadłużenie państwa do takich nie należą, ponieważ podkopują demokrację i nakładają ciężary finansowe na kolejne generacje.

Jeśli chodzi o euro, potrzebna jest podwójna strategia. Europejskie rządy powinny uczynić wiele, ażeby uratować euro. Powinny one solidarnie współdziałać z Grecją i innymi państwami, które się do niej zbliżają. To wymaga pieniędzy. To wymaga uzgodnienia działania mądrzejszego, lepszego i i bardziej elastycznego, niż dotychczas. Jednocześnie chodzi o to, ażeby powiedzieć jasno, że Europa to jest coś więcej, jak euro. Jeżeli Grecja nie uczyni wystarczająco wiele, ażeby pozostać w strefie euro, to jeszcze nie jest koniec Unii Europejskiej. Sam projekt jest większy, niż pieniądze. To także projekt polityczny, ale i kulturalny, który niestety od początku wykazywał swego rodzaju ekonomiczny przechył. Polityka winna to skorygować.

W ten sposób doszliśmy do sprawy obywateli, czyli nas samych. Jaki obraz mamy o sobie? Czy to jest obraz jakiego chcą banki, żebyśmy je widzieli przede wszystkim, jako instytucje finansowe nastawione na wysokie zyski? Czy też jest to obraz, jakiego chce FDP (Partia Wolnych Demokratów), że będziemy płacić podatki tak niskie, jak to tylko możliwe? Czy jest to obraz roztaczany przez Unię: SPD (Socjaldemokratyczna Partia Niemiec), Zielonych i inną lewicę, że będziemy uszczęśliwieni dzięki takim czy innym działaniom transferowym? Wszystkie te obrazy przedstawiają obywatela jako homo oeconomicus, jako człowieka ekonomicznego. Czy są one prawdziwe? Czy my jesteśmy tacy, jakimi nas przedstawiają? Gdybyśmy byli tylko ludźmi pieniądza, moglibyśmy także, o ile bylibyśmy do tego zdolni, żyć w państwie autorytarnym, które zabezpieczałoby nasz dobrobyt: w Singapurze, w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, czy w Chinach.

U zarania demokracja była w zasadzie projektem dla zadowolonych, którzy chcieli mieć wpływ polityczny i którzy chcieli samemu kształtować ramy polityczne swojego życia. Dlatego uczynili się Suwerenem. Ta idea jest zawsze jeszcze frapująca. Wyprowadzała ona człowieka z roli podmiotu gospodarczego, który krzątał się i uwijał wokół swoich spraw, ale niestety, nie miał nic o sobie do ustanowienia. Dopiero wraz z odpowiedzialnością za całość człowiek otrzymał swoją kompletną godność, swoją suwerenność. Kto chciałby w dalszym ciągu być Suwerenem i nim nadal pozostawać, winien w swoich żądaniach i w swoim działaniu przejąć odpowiedzialność za tę całość.



Tłum. S.Ż.

dodajdo.com

1 komentarz:

  1. jedyna siłą zdolna do ukrócenia hiperwładzy bankierów są politycy, a ci zostali skutecznie pozbawieni społecznego zaufania ... czyli bankierom NIC w obecnej sytuacji zagrozić nie może. Nawet bunt społeczny - gdyż stać ich na opłacenie armii zawodowych ochroniarzy i zmuszenie państwa by stanęło w ich obronie siłą policji i wojska.

    Tu się zgadzamy - banki SĄ jednym z największych zagrożeń tak dla wolności osobistej jak i dal suwerenności całych państw i narodów!

    OdpowiedzUsuń