środa, 17 października 2012

O potrzebie piątego autentycznie eurosceptycznego ugrupowania na polskiej scenie politycznej



O potrzebie piątego autentycznie eurosceptycznego ugrupowania na polskiej scenie politycznej

(dla uproszczenia rozumowania "nędza z Biłgoraja nie jest w tych rozważaniach brana pod uwagę)

Prawo i Sprawiedliwość, a wraz nim Polska, są dzisiaj zakładnikami, ofiarami hegemonistycznych zapędów Jarosława Kaczyńskiego na scenie politycznej, i tej propozycji jaką złożył on Platformie Obywatelskiej (szerzej środowiskom liberalno-masońskim) 14 lutego 2005 r. w Fundacji Batorego. Po wyeliminowaniu Samoobrony i LPR (tzw. radykałów) i po wywołanych przez siebie przedterminowych wyborach 2007, obecnie nawet w warunkach znacznego zwycięstwa wyborczego PiS w najlepszym razie skazane jest na koalicję z PSL, PO lub SLD. W najgorszym razie - wspomniane ugrupowania mogą utworzyć własny rząd mniejszościowy i przez jakiś czas dalej rządzić.

Zostawmy chwilowo na boku merytoryczne zarzuty związane z negocjacjami i ratyfikacją traktatu lizbońskiego, jakie można śmiało postawić PiS za lata 2006-2008, choć tego nie jest wcale mało. Ograniczę się w tym miejscu do stwierdzenia, że w tym okresie PiS sromotnie porzucił swój eurosceptyczny z pozoru program w zakresie polityki europejskiej i okazał swoje nowe oblicze, równie eurooptymistyczna, co euro-demo-liberalne Platforma Obywatelska, PSL, czy SLD.

Należy sobie przede wszystkim uświadomić, że od 1989 r. nie było w Polsce rządów, które byłyby jednopartyjne, tzn. takie, które nie wymagały koalicji z innym ugrupowaniem. Nawet największy sukces wyborczy nie przekraczał 43 proc. miejsc mandatowych w Sejmie. Oznacza to, że za każdym razem do sprawowania rządów przez partię zwycięską potrzebny był koalicjant lub koalicjanci ze zdolnością koalicyjną, pozwalającą uzyskać większość parlamentarną.

Tymczasem dzisiejsze podejście kierownictwa PiS, dające się ująć w stwierdzeniu "kto nie z nami, ten wróg i szkodnik", to takie podejście, jak gdyby PiS zamierzało uzyskać samodzielnie ponad 50 proc. miejsc w Sejmie, czyli samodzielne, jednopartyjne rządy PiS . W naszych warunkach, przy czterech partiach, jest to praktycznie niemożliwe. Co z kolei oznacza, że jeżeli nie będzie piątego, ewentualnym koalicjantem zwycięskiego PiS może być jedynie PO, PSL albo SLD, ze wszystkimi tego smutnymi konsekwencjami. Albo rząd utworzy koalicja spośród trojga pozostałych partii. Albo też - czekają nas kolejne wybory, które nie muszą przynieść jakiejś znaczącej jakościowej zmiany tego układu.

I dlatego potrzebny jest piąty do tej gry, ugrupowanie szczerze propolskie, przejęte dobrem Narodu i państwa polskiego zagrożonych destrukcją i anihilacją na mocy traktatu lizbońskiego, prawdziwie a nie pozornie jak PiS eurosceptyczne (antyunijne), które przejmie tych wyborców, których PiS, z powodu bulwersujących swoich dokonań z lat 2006-2008 podczas negocjacji i ratyfikacji traktatu lizbońskiego przejąć nie jest w stanie.


========================================

Bezwarunkowe popieranie PiS i bezmyślne uleganie jego PR-owskim manipulacjom medialnym świadczy o głębokiej nieświadomości faktycznego stanu rzeczy u ogromnej liczby patriotycznie nastawionych Polaków.

dodajdo.com

1 komentarz:

  1. Przypominam proroczą (niestety) wypowiedź K. Wyszkowskiego z 22 października 2007:
    http://www.radiomaryja.pl/wp-content/uploads/2007/10/2007.10.22.akt03.mp3

    "Przegrana na własne życzenie". Co z tego wynika? Nie racja stanu Narodu Polskiego, ale stan interesów J. Kaczyńskiego jest Kaczyńskiego interesem. Potwierdzają to ludzie o światopoglądzie narodowo-katolickim. Potwierdziły to następne wybory.

    Co z tego wynika? Potrzeba 5 partii, na wzór Narodowych Sił Zbrojnych po przegranej wojnie obronnej r. 1939. Wiele o tym wie historyk czasów współczesnych Leszek Żebrowski.

    OdpowiedzUsuń