niedziela, 14 grudnia 2014

Zdrada z Lizbony - pamiętamy!



Rok temu napisaliśmy:

"Organizowany przez PiS coroczny marsz "niepodległości i solidarności" w dniach 13-14 można by potraktować jako Dzień Promocji Politycznej PiS, przy okazji rocznicy wprowadzenia stanu wojennego przez gen. Jaruzelskiego i delegalizacji NSZZ "Solidarność", gdyby nie zbieżność daty z dniem podpisania przez szefów państw Traktatu Lizbońskiego. 13 grudnia 2007 r. jest więc obecnie znacznie bardziej, jeśli nie przede wszystkim, świętem Prawa i Sprawiedliwości dla uczczenia sukcesów dyplomatycznych PiS z Brukseli, Lizbony i z Juraty. A więc świętem na cześć faktycznego uchylenia Konstytucji RP jako najwyższego obowiązującego w Polsce prawa, świętem z okazji likwidacji polskiej państwowości, świętem z okazji utworzenia na gruzach dotychczasowych europejskich państw narodowych jednego ponadnarodowego, totalitarnego superpaństwa europejskiego, obdarzonego osobowością prawną, pod dominacją Niemieckiej Republiki Federalnej (Niemiec), jako bezapelacyjnego hegemona."

Patrz: Adam Bielan, b. rzecznik PiS: "Lech Kaczyński miał słabość do Tuska"





dodajdo.com

11 komentarzy:

  1. a co za różnica - zamiana jednej bzdurnej konstytucji na inny traktat - ani jedno ani drugie nie dawało Polsce ani suwerenności narodowej, ani niezależnego bytu państwowego.

    Nie ja agitowałem za akcesją do UE. Ale bądźmy szczerzy - środowiska niepodległościowe, narodowe, republikańskie i inne podobne - NIE POTRAFIŁY w skuteczny sposób (ani nawet zorganizowany, czy skoordynowany) przeciwstawić się propagandzie prounijnej. A skoro naród zadecydował że do UE chce, to trudno mieć pretensje do Lecha Kaczyńskiego że postępował zgodnie z wolą narodu.

    OdpowiedzUsuń
  2. "skoro naród zadecydował, że do UE chce" Czyżby?
    Wiemy nie od dziś, że w polskim systemie wyborczym są dziury, umożliwiające rządzącym niezauważalną daleko idącą ingerencję w wyniki wyborów i referendów. To wyszło najjaskrawiej dopiero teraz, po 25 latach, przy okazji ostatnich wyborów samorządowych.
    Należy w tym miejscu w szczególności zapytać: skoro referendum akcesyjne było takie prawomocne, takie nieskazitelne od strony proceduralnej, to dlaczego minister kultury i dziedzictwa narodowego zadecydował o oddaniu na przemiał całej dokumentacji tego referendum już W TRZY TYGODNIE (o ile mnie pamięć nie myli) po ogłoszeniu wyników tego referendum?
    Ale nawet gdyby przyjąć, że wszystko z tym referendum akcesyjnym było w porządku, i to była nieskrępowana wola narodu, to trzeba koniecznie pamiętać jedną bardzo ważną rzecz: mówiąc NARÓD ZGODZIŁ SIĘ NA WEJŚCIE DO UE należy bezwzględnie dodać: ZAPEWNIANY PRZEZ PREZYDENTA RP OSOBIŚCIE W WYSŁANYM DO KAŻDEGO OBYWATELA LIŚCIE, ŻE "POLSKA NIC NIE STRACI ZE SWEJ SUWERENNOŚCI".
    A zatem przyzwolenie Narodu-Suwerena na akcesję, na wejście Polski do UE było bardzo wyraźnie uwarunkowane zachowaniem tej suwerenności, jaka wynikała z ułomnej, dalekiej od doskonałości konstytucji z 1997 r.
    To po pierwsze.
    Po drugie - uchodzące za eurosceptyczne Prawo i Sprawiedliwość w swoim programie wyborczym z 2005 r. tym się przecież różniło od innych ugrupowań politycznych w Polsce: PO, SLD, PSL, iż bardzo wyraźnie i po wielokroć podkreślało w swoim programie wyborczym "Polityka europejska", że "wszelkie projekty federalizacyjne (prowadzące do superpaństwa europejskiego) są niebezpieczne dla Polski". Nikt więc nie oczekiwał, że Lech Kaczyński wybrany także w 2005 r. doprowadzi do wyjścia z Polski z UE. Na mocy jednak zobowiązań przedwyborczych 2005 Naród miał prawo oczekiwać, że kierunek wskazywany odrzucona we Francji i Holandii Konstytucję dla Europy nie będzie kontynuowany, że Unia Europejska pozostanie tym, czym była w momencie polskiej akcesji: równoprawną dobrowolną wspólnotą względnie suwerennych państw.
    Tymczasem jak się wkrótce okazało, pozornie, oszukańczo eurosceptyczne PiS doprowadziło w dwa lata od wyborów 2005 do odrodzenia się Konstytucji dla Europy w postaci Traktatu z Lizbony. Więc jak? Mandat brukselski z czerwca 2007 prezydenta RP obowiązuje, a mandat wyborców (Narodu), to już nie?
    c.d.n.

    OdpowiedzUsuń
  3. Po trzecie - jak wynika z przytoczonej relacji Adama Bielana, byłego rzecznika PiS, to właśnie PiS a nie PO Donalda Tuska stawało dosłownie na głowie, żeby nie dopuścić do poddania Traktatu Lizbońskiego referendum ogólnonarodowemu i żeby zgodę na ratyfikację wyrażał Sejm. Co też Sejm niezwłocznie (1 kwietnia 2008 r.) uczynił, głosując nad tą umową międzynarodową w którymś tam czytaniu BEZ nawet JEDNOKROTNEGO PRZECZYTANIA przez posłów i senatorów (ponieważ w całej UE obowiązywał odgórny zakaz tworzenia tekstu jednolitego, a bez tekstu jednolitego traktat Lizboński nie daje się czytać w ogóle, gdyż jest to wieluset stron licząca wyliczanka samych poprawek).
    Proszę zwrócić uwagę: działając diametralnie przeciwnie, niż głoszono w programie wyborczym zdobywa się zaufanie Narodu i zajmuje stanowiska państwowe, po czym w tak fundamentalnej dla Polski i przyszłych polskich pokoleń sprawie odmawia się Narodowi-Suwerenowi możliwości zajęcia stanowiska w referendum, - przypomnę, że toczyła się w tym momencie akcja zbierania poparcia dla przeprowadzenia tego referendum.
    Po czwarte warto mieć na uwadze przysięgę wygłoszoną przez Lecha Kaczyńskiego w chwili obejmowania stanowiska prezydenta RP, zobowiązującą do stania na straży Konstytucji, niepodległości i suwerenności.
    Jeśli to nie jest zdrada ze strony PiS i prezydenta Kaczyńskiego, przynajmniej w stosunku do swojego własnego elektoratu, to proszę mi powiedzieć - co to w taki razie jest?
    Ale niewątpliwie jakiś związek przyczynowo-skutkowy między wydarzeniami jest. Po to się właśnie wprowadzało stan wojenny, żeby zdelegalizować pierwszą autentyczną reprezentację narodu, jaka wyłoniła się w Polsce od sowieckiej okupacji w 1945 r., i ażeby legalne władze Solidarności zastąpić mianowaną odgórnie zinfiltrowaną agenturalnie czapką (TW"Bolek" i jego Kancelaria, z TW "Franciszek" ale i obaj bracia Kaczyńscy i całe to środowisko KOR), ażeby doprowadzić do takiego a nie innego okrągłego stołu, ażeby z kolei poprzez taki a nie inny okrągły stół doprowadzić do takiej a nie innej dziurawej konstytucji z 1997 r.
    Koniec końców, można nie być w pełni usatysfakcjonowanym/ą stanem suwerenności czy praworządności, czy wolności, itd. itp. Ale to oczywiście nie może prowadzić do tego, abyśmy mieli na te wszystkie ważne sprawy całkowicie machnąć ręką. Bo to nasze całkowite machnięcie ręką może być i bez wątpienia zostanie przez kogoś błędnie odczytane jako przyzwolenie, żeby nas wszystkich w tej czy inny sposób ubezwłasnowolnić, zamknąć dajmy na to w jakimś zamkniętym zakładzie leczenia psychiatrycznego, albo w jakimś obozie resocjalizacji zbiorowej.

    Więcej na te tematy można znaleźć na wcześniejszych wpisach od 2007 r włącznie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam iż trudno polemizować z tymi argumentami - zasadniczo to najszczersza prawda.
    Pozostaje oczywiście kwestia postaw prezydenckich (kłamstwo Kwaśniewskiego i przedłożenie "dobra partyjnego", nad zobowiązania Kaczyński). Z drugiej strony PiS nigdy nie pozowała na eurosceptycyzm - raczej euro ostrożność, albo euro brak egzaltacji.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeśli przed wyborami PiS deklarowało daleko idącą rezerwę dla planów federalizacyjnych, a po wyborach w dniu 1.04.2008 tylko 56 posłów PiS głosowało przeciwko ratyfikacji TL, natomiast 89 (z prezesem włącznie) za jego ratyfikacją, to takie ugrupowanie, które mówi: "jesteśmy przeciw superpaństwu europejskiemu, a nawet za" można określić, najdelikatniej mówiąc, jako euro-obłudne.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja pamiętam jak czołowi politycy PiS mówili "UE jest wielką szansą dla Polski, musimy jednak pamiętać też o zagrożeniach". Ba pamiętam też słowa Jana Pawła II na temat UE. Dlatego nie zgadzam się ani ze słowami o zdradzie, ani na zarzut zaprzaństwa czy zakłamania. PiS konsekwentnie realizuje swoja politykę, z która możemy się zgodzić lub nie, ale nie powinniśmy w usta polityków tej partii wkładać sów które sami chcielibyśmy usłyszeć. Oczywiście mogło się zdarzyć, i zdarzało się że ten czy ów polityk ostro się przeciw akcesji wypowiadał, ale to były jego wybory a nie oficjalna linia partii.

    OdpowiedzUsuń
  7. A to bardzo wielka szkoda, kiedy się chce pamiętać tylko i wyłącznie sprawy i słowa sprzed akcesji,a tych po akcesji a przed traktatem z Lizbony już nie. I nie tylko, że się samemu nie pamięta, to jeszcze innym się czyni zarzut, który sobie samemu należałoby wziąć do serca i rozważyć we własnym sumieniu, mianowicie że jakoby to inni wkładają w usta polityków słowa, które rzekomo chcieliby usłyszeć. Myślę, że jeśli się nie zna podstawowych dokumentów programowych PiS, a zarazem usiłuje się bronić sposobu ich realizacji przez kierownictwo PiS, to można się narazić na zarzut daleko posuniętej ignorancji faktów.

    OdpowiedzUsuń
  8. To nie jest kwestia "chcenia" - autentycznie ich nie pamiętam, nawet sobie przekartkowałem co poniektóre materiały z tamtego okresu i faktycznie żadnego euroentuzjazmu ale i eurosceptycyzmu - powiedzmy eurorealizm.
    Noe odżegnuję się od stwierdzenia że coś mogłem pominąć, coś zapomnieć, czegoś nie doczytać. ale moja wiedza jest taka jaka opisałem wyżej.

    OdpowiedzUsuń
  9. To może sobie wspólnie przypomnijmy?
    Weźmy np. dokument
    Prawo i Sprawiedliwość PROGRAM 2005
    www.pis.org.pl/download.php?g=mmedia&f=program_2005.pdf

    Podpisał: Jarosław Kaczyński, widniejący na fotografii. Więc nie jakiś tam pierwszy lepszy PiSowski eurosceptyczny narwaniec, tylko sam Prezes par excellence, by tak rzec.

    I cóż my tu mamy?

    "Równie groźne w tej sferze są występujące w Unii Europejskiej silne trendy centralistyczne, wiążące nadzieje na przyszłość naszego kontynentu
    ze zbudowaniem superpaństwa i wytworzeniem nowej „paneuropejskiej” tożsamości, kosztem państw narodowych i tożsamości narodów
    europejskich. W praktyce społecznej projekt skonstruowania nowej „europejskiej” świadomości sprowadzić się musi do narzucenia słabszym
    narodom tożsamości narodów najsilniejszych."

    Projekt Konstytucji dla Europy nie jest dobry dla Polski. Przez długi czas polityka europejska obracała się wokół konstytucji europejskiej. Dziś po odrzuceniu jej przez kilka państw jest to na szczęście sprawa miniona. Niemniej warto jej poświęcić parę słów. Naszym zdaniem opracowany przez Konwent projekt Konstytucji dla Europy był szkodliwy zarówno dla Polski, jak i dla procesu integracji europejskiej.
    Nasze stanowisko wynikało z następujących powodów:
    # traktat konstytucyjny przekazywał zbyt wiele nowych kompetencji instytucjom unijnym.
    # znosił mechanizm nicejski i wprowadzał system podejmowania decyzji premiujący najsilniejsze państwa UE. W konsekwencji prowadził do osłabienia politycznej pozycji Polski w unijnych instytucjach.
    # negował rolę chrześcijaństwa w kształtowaniu moralnego i kulturowego oblicza naszego kontynentu, posłużył do odrzucenia twierdzeń oczywiście prawdziwych i co za tym idzie, wprowadzał do europejskiej praktyki konstytucyjnej swego rodzaju antychrześcijańską cenzurę.

    "Nasz zdecydowany sprzeciw budziła propozycja zapisania wyższości prawa unijnego nad prawem krajowym, propozycja ograniczająca prawne możliwości ochrony naszej suwerenności i obniżająca rangę Konstytucji RP."

    * * *
    Przypominam od siebie raz jeszcze, że
    1. Traktat Lizboński to nic innego jak traktatowa wersja odrzuconej w referendach we Francji i Holandii Konstytucji dla Europy, wersja o tyle gorsza, że podstępna, pozwalała bowiem wyeliminowała potrzebę przeprowadzania referendum w każdym z państw członkowskich pod pretekstem, że zgodę na ratyfikację wyrażają parlamenty państw członkowskich, które w praktyce zatwierdzają bez najmniejszej świadomości, CO zatwierdzają, ponieważ istnieje zakaz sporządzania tekstu jednolitego.
    2. Od opublikowania przez PiS programu do podpisania przez Lecha Kaczyńskiego mandatu w Brukseli w czerwcu 2007 - mandatu wprowadzającego ową wersję traktatową Konstytucji dla Europy na wokandę, nie upłynęły jeszcze nawet dwa lata,

    Wreszcie, aczkolwiek każdy program polityczny może być uważany za swego rodzaju umowę pomiędzy danym ugrupowaniem, a wyborcą, który zdecyduje się oddać nań swój głos to jednak program PiS z 200 5 to coś więcej: to zapowiedź i wstęp do nowej umowy społecznej.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie zamierzam polemizować z faktami. Zresztą o tym samym programie pisałem wyżej. Różnimy się tylko interpretacjami. Dla mnie to eurorealizm i kalkulacja zysków i strat.
    Owszem traktat był (jest) robieniem obywateli w balona i omijaniem barier konstytucyjnych, ale to w zasadzie jedynie byt administracyjny. Dlatego nie zgadzam się z tak surową opinia na temat Lecha Kaczyńskiego.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie mogę zgodzić się z takim lekceważeniem bytu PRAWNEGO, jakim jest obowiązująca Konstytucja dla Europy (w wersji traktatowej), której przepisy mając moc bezwzględnego pierwszeństwa przed konstytucją RP z 1997 r. Zgadzam się, że zarazem jest to metoda prawnego robienia w balona - i to nie tylko nas, Polaków, ale i wszystkich pozostałych Europejczyków, pozostających pod jurysdykcją superpaństwa pod nazwą Unia Europejska.

    OdpowiedzUsuń